Juniorskie serie w tym sezonie mogą zostać zdominowane przez zawodników z kraju kojarzącego się w ogólnej świadomości bardziej z klockami Lego i baśniami Andersena niż motorsportem. Dania przypuszcza szturm na F1, a sukcesy weteranów stały się inspiracją dla młodych kierowców, którzy teraz wypływają na głębokie wody.
Bolesne początki
Duński dynamit nie bez przypadku znalazł się w tytule tego tekstu. To rzecz jasna nawiązanie do wybitnej kadry z 1992 roku. Piłkarze ściągnięci z urlopów po wykluczeniu Jugosławii z Mistrzostw Europy zachwycili swoją grą cały Stary Kontynent, a co najważniejsze i najbardziej sensacyjne – wygrali cały turniej, pokonując w finale faworytów z Niemiec. Wróćmy jednak do F1.
Ten mały, bo prawie 6-milionowy naród miał na swoim koncie swoją małą historię w najwyższej klasie wyścigów. Do 2003 roku w Formule 1 oficjalny start zaliczyło czterech Duńczyków, z czego tylko jeden przejechał pełny sezon. Był nim Jan Magnussen, który swój debiut zaliczył podczas Grand Prix Pacyfiku w 1995 roku. Zastępował on chorego wówczas Mikę Hakkinena w McLarenie i zajął 10. miejsce. W roku 1997 został etatowym kierowcą Stewart Grand Prix, w barwach którego przez półtora sezonu zdobył tylko jeden punkt. Zrobił to w swoim ostatnim wyścigu – Grand Prix Kanady 1998.
Przed nim pojedyncze starty w F1 zaliczyli Tom Belsø (1973-1974 – pięć startów) oraz Jac Nellemann (jeden start w 1976), a po nim Nicolas Kiesa w Minardi (pięć wyścigów w 2003). Potem pojawił się jeszcze jeden kierowca, którego Jan dość dobrze zna, a który przebił sukcesy wszystkich wyżej wymienionych.
Inspirujący K-Mag – pierwszy Duńczyk z podium F1
Jego syn, Kevin, szedł jak burza przez wszystkie serie juniorskie, a tytuł Formuły Renault 3.5 w 2013 roku sprawił, że zespoły F1 zaczęły upatrywać w nim łakomego kąska. Na ich nieszczęście, już o wiele wcześniej K-Mag został wcielony w program juniorski McLarena. Ostatecznie Magnussen trafił do stajni z Woking w 2014 roku w miejsce odchodzącego Sergio Pereza.
Do F1 wszedł z kopyta – w swoim debiutanckim wyścigu w Melbourne Kevin zajął drugie miejsce, ustępując tylko Nico Rosbergowi. Zespołowy kolega Duńczyka, Jenson Button, stanął na najniższym stopniu podium. Nie był to jednak udany sezon dla McLarena, który ostatecznie skończył na dopiero piątym miejscu klasyfikacji konstruktorów. Magnussen został również punktowo zdeklasowany przez Buttona (126:55), a usługi Fernando Alonso, który po sezonie 2014 odchodził z Ferrari, były dla Brytyjczyków propozycją nie do odrzucenia. Tym oto sposobem Kevin stracił miejsce w stawce od razu po swoim debiutanckim sezonie. Jego zespołowy kolega wspominał go jednak bardzo dobrze.
Kevin i ja w mig złapaliśmy znakomity kontakt. To bardzo bezpośredni chłopak. Kłopot polegał na tym, że został od razu rzucony na głęboką wodę: […] miał Rona Dennisa za szefa i byłego mistrza świata za zespołowego kolegę. Wyniki, jakie osiągał w pierwszej połowie sezonu, były całkiem obiecujące, ale w drugiej połowie radził sobie już znacznie słabiej. Należę do tych kierowców, którym służy zacięta rywalizacja z zespołowym partnerem; niestety, w 2014 roku nie bardzo mogłem na nią liczyć.
Jenson Button – Życie na maksa. Autobiografia.
W 2016 roku K-Mag znalazł angaż w budowanym na prochach Lotusa fabrycznym zespole Renault, a po roku zmienił barwy na amerykańskiego Haasa, w którym jeździ po dziś dzień. Nie są to co prawda ekipy z czołówki stawki, lecz Magnussen przez te kilka lat dał się poznać jako bardzo solidny kierowca, czasem nawet z przebłyskami geniuszu. Szczególnie w pamięć zapadło mi jego pierwsze okrążenie podczas Grand Prix Chin 2017, czy kapitalne kwalifikacje w Austrii rok temu. Kompilacje jego wyprzedzeń także robią wrażenie.
Kevin jest zawodnikiem bardzo szybkim na pojedynczym okrążeniu, agresywnym (czasem nawet za bardzo), lecz w tym samym czasie również dość nieregularnym. Potrzebuje mieć również samochód odpowiadający jego stylowi jazdy. Kibice oraz inni kierowcy albo go uwielbiają, albo nienawidzą. Zresztą jednym z największych krytyków K-Maga był sam Alonso, który tak samo jak Duńczyk nigdy nie gryzł się w język. Z odrobiną szczęścia, Kevina czeka jeszcze kilka lat jazdy w F1, ale… w tej układance jest jednak ważniejsza osoba.
Efekt Kristensena
Dla młodych Duńczyków, którzy chcieli rozpocząć karierę kierowcy, ikoną był i jest Tom Kristensen. Dla fanów motorsportu z pewnością jest to postać dobrze znana, lecz i tak warto przybliżyć tu jego sylwetkę. Tom ma na swoim koncie m.in. tytuły w niemieckiej i japońskiej Formule 3 oraz trzecie miejsca w klasyfikacji generalnej DTM w latach 2005-2006. Swoją legendę zbudował jednak w wyścigach wytrzymałościowych.
Już w debiucie w 1997 roku wraz z byłymi kierowcami Formuły 1, Włochem Michelem Alboreto oraz Szwedem Stefanem Johanssonem wygrał po raz pierwszy legendarne Le Mans. W następnych latach powtórzył tę sztukę jeszcze… osiem razy! W osiemnaście lat Kristensen dziewięciokrotnie stał na najwyższym stopniu podium najsłynniejszego wyścigu długodystansowego na świecie. Jest to oczywiście bezsprzeczny rekord tych zawodów. Zapisał się też w historii jako jedyny kierowca, który wygrał Le Mans sześć razy z rzędu – udało mu się tego dokonać w latach 2000-2005. Ostatni triumf Duńczyk odniósł w 2013 roku.
Tom ma również na swoim koncie pięć zwycięstw w 12-godzinnym wyścigu na Sebring, a także zwycięstwo w klasyfikacji generalnej WEC w sezonie 2013. Aktualnie jest Szefem Komisji Kierowców w FIA. Dla początkujących w świecie wyścigów zawodników, jego sukcesy wciąż są więc dość świeżym wspomnieniem. Taka postać jest automatyczną inspiracją dla kilkunastoletnich chłopaków, którzy marzą o sławie i ściganiu się na całym świecie. Sukcesy Kevina Magnussena były tylko prologiem przed prawdziwym szturmem Duńczyków na świat wyścigów.
Fredi Vesti podbija F3
Po pierwszych wyścigach sezonu na torze Red Bull Ring, na językach fanów motorsportu znalazły się dwa nazwiska z Danii. Zacznijmy od Frederika Vestiego, który aktualnie zajmuje pozycję wicelidera generalki w F3. Awans do tej serii wywalczył kompletnym zdominowaniem Formula Regional European Championship w zeszłym sezonie – Frederik wygrał 13 z 24 wyścigów i zdobył tytuł z ogromną przewagą ponad 130 punktów nad drugim Enzo Fittipaldim. Wcześniej występował również w niemieckiej, duńskiej oraz włoskiej Formule 4. W tej ostatniej wziął udział w trzech wyścigach, z czego dwa wygrał.
W kuluarach mówi się o Frederiku jako kierowcy pracowitym i piekielnie utalentowanym. Pokazuje to świetna jazda w bardzo trudnych warunkach w sobotnim wyścigu w Austrii. Widać jednak, że jest debiutantem, ponieważ ma pewne problemy z przebijaniem się w górę stawki i konsekwencją w jeździe. Startując z Pole Position kontrolował wyścig i pewnie dowiózł najwyższą zdobycz punktową aż do czerwonej flagi. Gdy jednak w drugiej części weekendu musiał ze względu na odwrócenie czołówki startować z P10, nie był w stanie przebić się wyżej niż na ósmą pozycję, choć wynika to również ze specyfiki F3. Niemniej Vesti jest razem z Piastrim, Sargeantem i Zendelim w grupie kierowców, których musimy bacznie obserwować.
Vesti każdy z czterech wyścigów F3 zakończył w punktach, a przerwane czerwoną flagą zawody główne podczas Grand Prix Styrii zakończył na pierwszym miejscu. Do swojego kolegi z Premy, Australijczyka Oscara Piastriego, traci obecnie 6.5 pkt w klasyfikacji ogólnej. Szansę na objęcie prowadzenia będzie mieć już w tym tygodniu na Hungaroringu.
Christian Lundgaard – nabliżej do F1
Czas na postać, która jest przez media nazywana ,,duńską nadzieją Formuły 1″. Wieloletni kierowca akademii Renault, Christian Lundgaard jest aktualnie niezwykle blisko dołączenia do F1. Mało powiedzieć, że jeszcze w czerwcu był on realnie rozważany jako zastępstwo Daniela Ricciardo we francuskim zespole w 2021 roku. Jego szef, Cyril Abiteboul przyznał jednak, że pandemia koronawirusa odroczyła plany, wedle których w przyszłym sezonie w fotelu F1 miał zasiąść ich junior. Ekipa znad Sekwany postawiła na pewniejszych Fernando Alonso i Estebana Ocona.
Lundgaard ma już na swoim koncie tytuły północnoeuropejskiej (SMP) oraz hiszpańskiej F4, a także jest wicemistrzem Formuły Renault Eurocup. W poprzednim sezonie zajął szóste miejsce w klasyfikacji generalnej F3, a także popisał się bardzo dobrym wynikiem w Makau, gdzie zajął czwartą pozycję.
Największym rywalem Lundgaarda w walce o fotel jest inny wychowanek Renault, Chińczyk Guanyu Zhou, który ma już za sobą jeden sezon w Formule 2. W 2019 roku był najlepszym debiutantem serii, zajmując siódme miejsce w klasyfikacji generalnej. Początek tego sezonu także miał naprawdę dobry, choć wyniki tego nie pokazują – w głównym wyścigu Grand Prix Austrii jego marsz po zwycięstwo przerwała awaria samochodu.
Duńczyk za to miał już okazję poznać smak zwycięstwa. Wygrał on sprinterski wyścig o Grand Prix Styrii, czyli ostatnie zawody z austriackiego maratonu. Dzięki regularnej jeździe przez ostatnie dwa tygodnie (P4 – P5 – P6 – P1), Lundgaard plasuje się obecnie na drugim miejscu klasyfikacji generalnej F2, pięć punktów za prowadzącym Rosjaninem Robertem Shwartzmanem. Warto również wspomnieć, że Christian stracił możliwość wzięcia udziału w przedsezonowych testach. Powód? Duńczyk utknął na Teneryfie, gdzie uczestniczył w obozie przygotowawczym. Mimo to wystarczyły mu cztery wyścigi, by stanąć na najwyższym stopniu podium.
Jaki cel na ten sezon powinien mieć Lundgaard? Zbieranie punktów do superlicencji i pokonanie w klasyfikacji generalnej Zhou. Najlepiej, by wygrana była efektowna, ponieważ Guanyu ma ogromną przewagę marketingową – byłby potencjalnie pierwszym Chińczykiem w Formule 1, a to z miejsca zwiększyłoby popularność Renault w Państwie Środka.
Spełnienie obu powyższych warunków może znacznie przybliżyć Lundgaarda do królowej motorsportu. Środowisko ma do tego dobre – ART, w którym jeździ Christian, ma koncie oba ostatnie tytuły mistrzowskie w F2. W 2018 roku w jego barwach zwyciężył George Russell, a w zeszłym sezonie – Holender Nyck de Vries. Duńczyk sam o sobie mówi, że musi stać się agresywniejszy na torze, lecz jest to kwestia wyczucia samochodu. Jak sytuacja się rozwinie – czas pokaże.
Świetlana przyszłość duńskiego motorsportu
W gronie talentów można jeszcze z pewnością wyróżnić na przykład Oliviera Rasmussena, który będzie w tym roku startować w barwach Premy w FREC, czy Nicklasa Nielsena. Jest także kilku kierowców bliższych wiekowo Magnussenowi niż Lundgaardowi – Michael Christensen, Morten Dons czy Nicki Thiim. Trzeba więc przyznać, że duński motorsport stoi na naprawdę wysokim poziomie, a wielkie sukcesy Kristensena i Magnussena nie były tylko jednorazowym wybrykiem. Idzie nowe.
Foto. Pinterest; materiały prasowe zespołu Haas oraz serii F2 i F3
Comments