Auto w żaden sposób nie udające grzecznego wozidła. Renault Clio to prawdziwy brutal i prymityw z wyjącym V6 za plecami.
Renault na swoim koncie ma wiele przemyślanych samochodów. Na przykład pierwszego europejskiego Vana, czyli Espace’a, pierwszego MPV w postaci Scenica czy rewolucyjne, jednobryłowe miejskie autko Twingo. Czasami jednak do działu projektowego trafiają twarde narkotyki, czego efektem są takie absurdalne auta jak Avantime czy dzisiejszy bohater- Clio V6. Jak to możliwe, że ktoś wpadł na pomysł wpakowania trzylitrowego motoru do miejskiego auta? Jeszcze bardziej mnie ciekawi jak doszło do tego, że ten samochód został skierowany do produkcji seryjnej. Najwyraźniej kierownictwo i księgowi Renault również byli pod wpływem podejrzanych substancji, czego efektem było bezwzględne, brutalne, szybkie i absurdalne Renault Clio V6.
Legendarne korzenie
Koniecznie jednak trzeba pamiętać, że dzisiejszy bohater nie jest pierwszym przypadkiem tego typu sportowego samochodu w Renault. Wcześniej, bo w latach osiemdziesiątych do celów rajdowej homologacji powstało R5 Turbo. Malutka i lekka karoseria skrywała centralnie umieszczone 1.4 wspomagane turbosprężarką, które z niezwykłą agresją i bezpośredniością wyjątkowo szybko rozpędzało prawdziwego drogowego potwora. Samochód stał się ikoną i symbolem odwagi francuskich inżynierów. W drugiej połowie dziewiątej dekady XX wieku powstało Renault 5 GT Turbo, którym miałem okazje być przewieziony. Ta nieco bardziej cywilizowana, ale wciąż diabelnie szybka, głośna i twarda wersja dodatkowo dodawała sportowego splendoru producentowi.
W latach dziewięćdziesiątych, kiedy R5 przeszło do historii, a submarka Renault- Alpine przeszła do historii, schedę flagowego auta sportowego przejęło genialne Clio Williams. Był to bardzo mocny, malutki hot hatch, jednak nie był to tzw. Halo Car, czyli taki, który swoim szaleństwem ,abstrakcyjnym wyglądem itp. przyciąga klientów do marki. Clio Williams robiło robotę, ale potrzebny był samochód robiący dużo większe wrażenie. Wtedy, w 1995 roku narodziło się szalone Sport Spider. Pod koniec wieku, po zakończeniu jego produkcji, brakowało “maskotki” marki. Szokującego auta zachęcającego klientów do zainteresowania się ofertą Renault.
Pierwsze zalążki sportowego Renault
Pod koniec ostatniej dekady XX wieku konstruktorzy Renault, Alpine i TWR zajęli się opracowaniem sportowego samochodu. Oparto je na bazie nowej wówczas i popularnej drugiej generacji Clio. Pierwszym efektem ich prac była torowa wersja V6 Trophy, która ujrzała światło dzienne w 1999 roku. Na niej testowano całą architekturę, która miała nawiązywać do legendarnej “piątki” Turbo. Stworzono zatem połączenie bardzo mocnego i maksymalnie bezpośredniego napędu z małym i przypominającą cywilną wersję karoserią.
Clio V6 Trophy posiadało 2.9 litrową jednostkę osiągającą po modyfikacjach moc aż 280 koni mechanicznych, ważyło 1,1 tony i było wyposażone w szereg elementów typowych dla aut torowych takich jak klatka bezpieczeństwa, zaślepki przednich reflektorów, inne lusterka czy maksymalnie utwardzone i obniżone zawieszenie. Podczas wyczynowych jazd testowano silnik, układ przeniesienia napędu, rozłożenie mas oraz aerodynamikę. Następnie starano się przenieść jak najwięcej elementów wersji Trophy do tej produkowanej seryjnie, w tym design karoserii, jednostkę napędową, układ kierowniczy i zawieszenie. Pierwszy prototyp Clio V6 prezentował świetne osiągi, bardzo dobre prowadzenie oraz zapewniał sporą dawkę adrenaliny, dlatego konstruktorzy szybko przeszli do przenoszenia torowych doświadczeń do fabrycznej specyfikacji.
Budowa drogowego, sportowego potwora
W 2000 roku rozpoczęto prace nad ostateczną, seryjną odmianą Clio V6. Aby mały drogowy bolid dobrze się prowadził, tak jak w wersji Trophy postawiono na tylny napęd oraz umieszczenie jednostki tuż za fotelem kierowcy. W ten sposób uzyskano doskonały rozkład mas. Aby nie zmarnować tego potencjału, popracowano nad zawieszeniem. Podobnie jak w pierwszym koncepcie, jednak nie aż tak radykalnie udało się je nieźle utwardzić oraz wyostrzyć układ kierowniczy. Efektem były responsywność, niezła przyczepność i brak wychyłów nadwozia. Sportowe Clio miało jednak problem z nadwagą. Niestety masa nie należała do pozytywnych cech projektu. O ile pierwszy koncept z 1999 roku był odmianą torową i po odchudzeniu ważył około 1,1 tony, to wersja “cywilna” przytyła aż o 300kg, a to całkiem sporo.
Serce
Aby zrekompensować lekką nadwagę, należało umieścić w Clio potężny jak na tak malutkie autko silnik. Korzystając z doświadczeń odmiany Trophy, także w wersji cywilnej pojawiła się wspólna konstrukcja Renault i koncernu PSA- widlasta, sześciocylindrowa jednostka benzynowa o pojemności 2.9 litra. Tutaj jednak względem pierwszego konceptu należało motor nieco osłabić, ponieważ ten wyżyłowany do granic swoich możliwości z Trophy po jakimś czasie nie nadawałby się do niczego.
Ponadto tego typu jednostki do aut torowych potrzebują specjalnej jakości paliwa. Krótko mówiąc samochody wyczynowe po prostu rządzą się swoimi prawami, więc aby nowe Clio V6 było możliwe do normalnego użytkowania moc została ograniczona do 230 koni mechanicznych. Było to i tak diabelnie dużo jak na tak malutki samochód. Motor ten katapultował Clio do pierwszej setki w czasie zaledwie 6,4 sekundy wbijając kierowcę z potężną siłą w fotel. Przy każdym uderzeniu w pedał gazu zza pleców odzywała się V szóstka dająca znać, że jej moment obrotowy jest w każdej chwili gotowy do eksplozji. Clio potrafiło osiągnąć maksymalnie około 235 km/h. Można więc powiedzieć, że drogowy bolid Renault miał fenomenalne osiągi, a cała otoczka miejskiego samochodu dodawała sporą dawkę bonusową dawkę absurdu i radości.
Design Clio V6
Pora powiedzieć kilka słów na temat wyglądu dzisiejszego bohatera. Przypomina on niskiego chłopaka po kilku latach trenowania na siłowni. Clio V6 jest bardzo muskularne, pręży się z każdej strony, a jednocześnie wciąż widać pochodzenie z segmentu B. Od pierwszego spojrzenia Clio V6 nie udaje, że jest zwyczajnym urządzeniem AGD na kołach jeżdżącym po bułki i jabłkowy sok. To prawdziwy prymityw, bestia i drogowy zabójca. Swoimi wlotami powietrza na zderzaku, skrzelami na boku karoserii czy szerokim tyłem udowadnia zawadiackie cechy, a jego piorunujące osiągi są tego potwierdzeniem. Jak wiadomo, szybkie auta dzielą się na sleepery, które ukrywają sportowe konotacje oraz te, które podkreślają je swoim groźnym wyglądem. Dla Clio V6 należy dodać trzecią kategorię o nazwie: “ekstrawertyczne, napakowane i wściekłe bestie”. Nawet nie chodzi o to, że nie ukrywa wyczynowego DNA. On się nim trywialnie chwali!
Całkiem zwyczajne wnętrze
Jakież zdziwienie może spotkać człowieka oglądającego ten wóz z zewnątrz po otworzeniu drzwi. Za nimi bowiem nie widzimy ani piekła, ani nawet ogołoconego kokpitu i sportowych “kubłów”. Spotykamy za to całkiem normalne Clio. Owszem, posiada zupełnie inne fotele, kierownicę obszytą skórą i alcantarą czy białe tarcze wskaźników, ale dla laika to wygląda jak po prostu bogata wersja standardowej “Cliówki”. Nie mniej jednak wnętrze to wygląda całkiem nieźle. Półkubełkowe fotele obszyte na środku alcantarą, a na bokach skórą wyglądają bardzo dobrze i świetnie trzymają na boki. Sportowego anturażu dodają takie elementy jak srebrne wstawki na desce rozdzielczej, gałce dźwigni zmiany biegów i panelu elektrycznych szyb. Krótko mówiąc, wnętrze Clio zadziwia… normalnością. Nie ma jednak w tym nic złego. Jest czytelne, na czasie i intuicyjne.
Kuracja odmładzająca Clio V6
Po wyprodukowaniu do końca 2002 roku 1513 sztuk w zakładach Alpine, w Dieppe, na nowy rok 2003 przygotowaną tzw. fazę drugą, czyli odmianę po liftingu. Zacznijmy od najważniejszej i bardzo pozytywnej zmiany w Clio V6. Moc z 230 wzrosła do 255 koni mechanicznych czyniąc z malucha Renault jeszcze bardziej szalony samochód dla odważnych. Tym razem osiągnięcie pierwszej setki było możliwe w czasie zaledwie 5,9 sekundy ośmieszając tym samym większość kompaktowych hot hatchy. Clio V6 stało się synonimem szaleństwa i absurdu podnosząc poprzeczkę konkurencji.
Wizualnie z kolei w mojej opinii można zauważyć regres względem Phase I. Większe lampy, grill czy pozbawiona charakteru kierownica i kokpit znacznie pogorszyły według mnie stylistykę Clio V6. Nie zmienia to jednak faktu, że motoryzacyjny ekstrawertyk wciąż był genialny i prezentował sporą dawkę testosteronu. W 2005 roku po wyprodukowaniu łącznie z Ph I 2822 sztuk zakończono produkcję małego hot hatcha z wielkim serduchem.
Renault Clio V6 – drogowy potwór żądny krwi
Jak można podsumować ten samochód? Mam z tym problem. Chyba nic w tym dziwnego. To nie jest auto, które ma niesamowitą genezę, pełną zwrotów akcji i pasjonujących zawirowań. Tutaj to wyglądało tak, że pomyślano, że fajnie byłoby zrobić coś absurdalnie szybkiego w małym pudełku i w ten sposób narodziło się Renault Clio V6. Po prostu. Zresztą nie historia powstania a stricte samochód tutaj jest najważniejszy. W pełni analogowy, surowy, bezwzględny, brutalny i bardzo szybki. Za takie samochody kocham Renault.
Zdjęcia: Favcars.com, lautomobileancienne.com
Comments