Ken Miles Ford GT

Miłośnik motoryzacji i motorsportu. Staram się cieszyć pasją na różne sposoby - od dziennikarstwa, przez amatorską rywalizację na torze, po konstruowanie bolidów w ramach AGH Racing - zespołu Formuły Student.

Motorsport XX wieku cechował się ogromnym ryzykiem okraszonym częstymi tragediami. Ken Miles i jego wypadek są tego dobitnym przykładem.

Mający swoją premierę w 2019 roku film Ford v Ferrari (europejskie Le Mans 66) bez wątpienia jest ciekawym kawałkiem kinematografii. Wyreżyserowane przez Jamesa Mangolda dzieło rzuciło trochę światła na pewne aspekty tytułowej rywalizacji, o których zapomniano przez ponad pół wieku. Film w sposób przybliżony przedstawił historię sprzeczki amerykańskiego molocha z Ferrari oraz narodziny legendarnego Forda GT. Duet głównych bohaterów składał się tutaj z dwóch istotnych dla powstania wspomnianego pojazdu postaci. Pierwszą z nich jest projektant samochodowy Carroll Shelby, dobrze znany z Cobry, Mustangów, czy jedynej wygranej Astona w Le Mans. Legendzie przy projekcie towarzyszył jego dobry przyjaciel, a zarazem najlepszy kierowca zespołu Shelbiego, zapomniany w odmętach historii motorsportu Ken Miles. Na szczęście pamięć o tragicznie zmarłym ponad pół wieku temu Brytyjczyku ponownie ożyła za sprawą złożonego mu w filmie hołdu. To z kolei zainspirowało niektórych nowych fanów kierowcy, którzy puścili wodzę fantazji. W taki oto sposób powstał ten oto render.

Ford GT

Ken Miles Ford GT Concept, bo tak brzmi jego pełna nazwa, jest dziełem Paula Piliste. Estończyk jest freelancerem projektującym przede wszystkim samochody, a swoje dzieła publikuje na Instagramie pod nickiem estiboy23. Zaprezentowany przez niego koncept jest naprawdę ciekawą mieszaniną klasycznego Forda GT ze współczesnymi trendami. Nie brakuje chromowanych felg z charakterystyczną dla starszych wozów nakrętką czy charakterystycznych wlotów na komorze silnika nawiązujących do oryginału. Wszystkie te elementy retro zmieszano z odświeżoną linią nadwozia, które wykończone zostało włóknem węglowym i ledowymi lampami. Te z tyłu wyglądają szczególnie ciekawie, ponieważ tworzą interesujący pas świateł, pod którym buchać mogą płomienie z wydechu. Całość pokryto charakterystycznym malowaniem nawiązującym do oryginału, za którego sterami Ken Miles startował w kultowym wyścigu Le Mans w roku 1966.

Projekt ten naprawdę imponuje designem, który miesza stylistykę współczesną z retro, składając przy tym hołd zmarłej legendzie. Patrząc na te grafiki, naprawdę przykrym jest fakt, że szanse na powstanie czegoś podobnego w rzeczywistości są naprawdę nikłe.

Ken Miles

Foto. Paul Piliste

Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *