Takuma Sato i Indianapolis to znakomite połączenie. Japończyk właśnie tu odniósł swój największy sukces w Formule 1 oraz święci triumfy w prestiżowym wyścigu Indianapolis 500
Jest rok 2004. Wyścig na torze Indianapolis, jest dziewiątą rundą w kalendarzu Formuły 1. Zawody obfitują w kolizje, wypadki oraz w wiele innych niespodziewanych zdarzeń. Wyścig pada łupem kierowców Ferrari. Wygrywa Michael Schumacher, który czekał na wieści o stanie zdrowia jego brata, który wylądował w szpitalu po potężnej kraksie. Za nim uplasował się Rubens Barichello. Oczy kibiców oraz dziennikarzy są zwrócone jednak zupełnie gdzie indziej. Na ósmej pozycji dojechał nie kto inny jak Zsolt Baumgartner. Kierowca Minardi, dzięki temu został pierwszym kierowcą z byłego bloku wschodniego, który zdobył punkt w wyścigu Formuły 1. Wyścig jednak przyniósł jeszcze jedną i to zdecydowanie większą niespodziankę. Obok kierowców Ferrari, na podium znalazł się Takuma Sato. Japończyk do tej pory, był uznawany za kierowcę który w zasadzie tylko umie rozbijać bolidy. Jednak w Indianapolis zdołał się przełamać i przejechał świetny wyścig.
Jak się okazało, było to pierwsze i zarazem ostatnie podium w karierze Japończyka. Jednak jak się okazuje, nie tylko w Formule 1 reprezentant Kraju Kwitnącej Wiśni świetnie spisuje się na tym torze. Sato w 2017 r. wygrał legendarny wyścig Indy 500. Z kolei w 2019 r. zdołał uplasować się na trzeciej pozycji i to po starcie z odległej czternastej pozycji! Wczoraj po pięknej walce, Japończyk zdołał wyszarpać zwycięstwo.
Start do wyścigu
Najszybszy w kwalifikacjach, był Marco Andretti. Wnuk Mario oraz syn Michaela stracił jednak prowadzenie tuż po starcie, kiedy dał się ograć Scottowi Dixonowi. Problemy także miał Ed Carpenter. Amerykański kierowca w ferworze walki zawadził o ścianę. Naprawienie jego auta, potrwało kilka okrążeń, zanim wrócił na tor. Tego szczęścia nie miał z kolei James Davison. Podczas czwartego okrążenia, w aucie Australijczyka, w dosyć efektowny sposób zaczęła płonąć… opona.
Incydent ten wywołał pierwszy tego dnia wyjazd samochodu bezpieczeństwa. Po uprzątnięciu bałaganu, wznowiono rywalizację. Dixon utrzymał prowadzenie, za nim jechali Hunter-Reay oraz Sato. Marco Andretti, spadał za to coraz niżej. Podczas dwudziestego czwartego okrążenia, Marcus Ericsson stracił panowanie nad swoim autem. Szwed nie zdołał opanować maszyny, uderzył w bandy, przez co samochód bezpieczeństwa ponownie musiał wyjechać na tor. Neutralizację wykorzystali zawodnicy, którzy tłumnie ruszyli na wymianę opon i dotankowanie paliwa. Byli też tacy co nie zjechali. Wśród tych zawodników, znalazł się Oliver Askew. Także Pagenaud nie zawitał do swoich mechaników. Francuz po restarcie wyprzedził Amerykanina.
Kompletnie w tłumie przepadł, za to Takuma Sato. Japończyk spadł bowiem na odległą trzynastą pozycję. Kiedy do swoich mechaników, zaczęli zjeżdżać zawodnicy którzy nie zawitali tam podczas okresu neutralizacji, Dixon odzyskał prowadzenie. Za nim jechał Alexander Rossi oraz fenomenalny debiutant Rinus VeeKay. Na pięćdziesiątym kółku, około siedem sekund do lidera tracił czwarty Hunter-Reay, a także piąty Takuma Sato. Japończyk postanowił nie zwlekać i kilka okrążeń później śmiałym manewrem po zewnętrznej, wyprzedził Huntera. Jednak prowadzący duet Dixon-Rossi, był daleko z przodu.
Podciąć konkurentów chciał Marco Andretti, który zjechał na sześćdziesiątym pierwszym okrążeniu do swoich mechaników. Spore problemy w alei serwisowej mieli VeeKay oraz Sage Karam. Ten pierwszy zbyt agresywnie wjechał na swoje stanowiska i zawadził o bandę. Ten drugi za to, przestrzelił je.
Dramaturgii ciąg dalszy
Podczas, gdy Sato przebijał się do przodu i zdołał nawet awansować na P2, doszło do kolejnego wypadku. Dalton Kellett na osiemdziesiątym czwartym okrążeniu, dziwnie przejechał przez trzeci zakręt i uderzył w ścianę. Na tor oczywiście, wyjechał samochód bezpieczeństwa. Niemalże cała stawka zjechała do swoich mechaników. Po sprzątnięciu bałaganu, zakończył się okres neutralizacji i… ponownie zaczął. Conor Daly złapał tarkę i go obróciło. Podobny manewr wykonał Askew, który najprawdopodobniej przestraszył się zwalniających zawodników. Obaj uderzyli w bandy, lecz zdecydowanie mocniej, “przydzwonił” Askew. Na szczęście, mimo iż sytuacja wyglądała poważnie, skończyło się tylko na siniakach.
Kilka okrążeń później zjechał samochód bezpieczeństwa. Świetnie po restarcie odnalazł się Rossi, który najpierw wyprzedził Sato, a potem Dixona obejmując tym samym prowadzenie. Japończyka wyprzedził także Pato O’Ward. Niebawem aktualny lider klasyfikacji IndyCar, wyprzedził byłego kierowcę Manora i tym samym awansował na P1, lecz jego rodak skontrował go. Po czym… znowu Dixon wyprzedził Rossiego, a ten znowu odbił pozycję. Kibice byli zatem świadkami, pięknej walki. Ci zawodnicy tasowali się jeszcze kilka razy.
Walkę między nimi przerwał wypadek Alexa Palou. Młody Hiszpan na sto dwudziestym pierwszym kółku, stracił w dziwny sposób panowanie nad swoją maszyną i uderzył w bandę. Czołówka chwilę potem zjechała do swoich mechaników. Tam doszło do czegoś niesamowitego. Mechanicy Rossiego, bowiem tak niefortunnie wypuścili Amerykanina, że zderzył się z Takumą Sato. Decyzja mogła być tylko jedna i ukarano zawodnika. Jakby tego było mało, Fernando Alonso znalazł się w poważnych tarapatach. W jego bolidzie doszło do awarii sprzęgła i Hiszpan nie mógł ruszyć ze swojego stanowiska. Na szczęście dla niego, zdołał w końcu ruszyć.
Po zakończeniu neutralizacji, prowadził Rosenqvist, przed Dixonem, Rahalem, O’Wardem oraz Sato. W kontakcie z nimi był także Josef Newgarden.
Takuma Sato Show
Na sto czterdziestym trzecim okrążeniu, udział w wyścigu zakończył Alexader Rossi, który na wyjściu z drugiego zakrętu wpadł w poślizg. Amerykanin nie zdołał opanować auta i uderzył w barierę. Po raz kolejny na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa, który zjechał na sto pięćdziesiątym czwartym kółku. Natychmiast po wznowieniu rywalizacji, Fernando Alonso śmiałym manewrem po zewnętrznej, chciał wyprzedzić dwójkę swoich rywali. Manewr udał się połowicznie,gdyż Hiszpan musiał uznać wyższość Pigota.
Z przodu stawki, Sato toczył fantastyczny bój z Dixonem o prowadzenie w wyścigu. Japończyk minął Amerykanina, lecz jego przewaga nad nim wcale nie była duża. Podczas ostatniej serii pit-stopów, Dixon skutecznie podciął reprezentanta Kraju Kwitnącej Wiśni. Były kierowca Formuły 1 nie złożył broni i pięknym manewrem, na prostej startowej minął Amerykanina. Prowadzenia nie oddał już do końca wyścigu.
Zawody zakończyły się, w zasadzie na sto dziewięćdziesiątym czwartym kółku, bowiem Spencer Pigot potężnie roztrzaskał swoją maszynę. Do zawodnika natychmiast podbiegły służby medyczne. Na szczęście Amerykanin nie stracił przytomności i przy pomocy porządkowych, opuścił auto. Musiał jednak udać się, do centrum medycznego na badania.
Zawody zakończyły się za samochodem bezpieczeństwa. Na podium oprócz Sato, znaleźli się Scott Dixon oraz Graham Rahal. Jeżeli, ktoś jest zainteresowany, pod tym linkiem, to tu znajdzie pełne wyniki wyścigu, z kilkoma statystykami. Z kronikarskiego, obowiązku należy dodać iż Fernando Alonso dojechał do mety na P21.
Fot: Strona IndyCar