Chryslerowi udało się stworzyć doskonałe połączenie nowoczesnego napędu z sylwetką iście w amerykańskim stylu. Chromowane akcenty i elektroniczne gadżety- to cechy New Yorkera XIII.
Dzisiejszy bohater to samochód, który swoim charakterem jak mało który świetnie pasuje do swojej nazwy. Jego kanciasta, nieco barokowa sylwetka z charakterystyczną tylną szybą umiejscowioną pod kątem 90 stopni w stosunku do dachu stanowi pomnik przejściowej formy amerykańskich samochodów osobowych. Nie jest już typowym krążownikiem z tylnym napędem, ramową konstrukcją i V8 pod maską, ale jeszcze nie jest wyoblony i inspirowany japońskim designem. Niby kredens, ale ma nowoczesne zakrywane przednie reflektory. Wewnątrz niby plusz, przepych i monumentalizm, ale zegary są już cyfrowe. Myślę, że New Yorker doskonale pasuje do Nowego Jorku przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Samochód idealny dla kierownika korporacji stojącego w korku na 5th Avenue w czwartkowe deszczowo-jesienne popołudnie. Gdyby było to możliwe, to radio New Yorkera zaraz po odpaleniu silnika włączałoby “Englishman in New York” Stinga. Dobra, koniec tych dywagacji. Porozmawiajmy o faktach i historii.
Ciężkie chwile
Druga połowa lat osiemdziesiątych to nie najlepszy czas dla amerykańskiej motoryzacji. Coraz większa popularność japońskich i niemieckich samochodów, które wyglądały nowocześniej, były mniejsze, lepiej wykonane, szybsze a przede wszystkim ekonomiczniejsze sprawiła, że cała “Trójca z Detroit” zaczęła mieć poważne kłopoty. Chrysler od 1981 roku produkował już przednionapędowe, mniejsze samochody na platformie K co okazało się ratunkiem dla koncernu. W 1988 roku, kiedy debiutował dzisiejszy bohater, samochody z tej platformy takie jak Dodge Aries czy poprzednia generacja New Yorkera stawały się bardzo przestarzale wizualnie. Ponadto wąski rozstaw kół, spora ilość ozdobników i duża ilość odstających od linii nadwozia elementów sprawiało, że samochody te szybko stały się w oczach potencjalnych nabywców “dziadkowozami”. Zdecydowano więc, że trzynasta generacja New Yorkera- reprezentacyjnego sedana średniej półki pozostanie na wzór samochodów z K-platformy modelem z przednim napędem, silnikiem V6 oraz nadwoziem samonośnym. Stylizacja jednak musiała się zmienić, uprościć. Wciąż dużo chromów i kanciastości, ale zaprojektowane tak, by było częścią bryły. Czysta, nie zakłócona jakby na siłę dodanymi zderzakami czy listwami linia wciąż zachowująca wzorce idealnej sylwetki amerykańskiego krążownika, tj. jak najwięcej kątów prostych, zero krągłości i wielki, chromowany grill. Choć tak naprawdę dla Europejczyków już w momencie debiutu samochód ten wyglądał jakby miał 100 lat, dla Amerykanów właśnie taka bryła przez wiele dekad definiowała ideał designu. W ten sposób Chrysler trafił do zwolenników ekonomiczniejszych i trochę mniejszych aut, którzy wciąż kochali amerykańskie pojmowanie wzornictwa.
Powiew ducha nowej epoki
New Yorker XIII bazował na tak zwanej platformie C. Była to udoskonalona, wcześniej wspominana platforma K , czyli płyta podłogowa zapewniająca między innymi przedni napęd. Oprócz bohatera dzisiejszej opowieści na tej platformie oparty był jeszcze Dodge Dynasty- uboższa wersja New Yorkera. W kwestii silnikowej Amerykanie długo nie myśleli. Użyli 3.0 V6 pochodzące z Mitsubishi oraz autorską konstrukcję, również V6, o pojemności 3.3 litra. Obie te jednostki nie należały do specjalnie wartkich, ale przecież nie do tego stworzony został New Yorker. Jego kierowca nie musi się spieszyć, bo na niego wszyscy poczekają. Kierowcę Chryslera nie interesują tak plebejskie zabawy, jak wyścigi spod świateł. On siedzi w swoim pluszowym fotelu przed wielką kierownicą i toczy się leniwie na bajecznie miękkim zawieszeniu rozkoszując się barokowym luksusem w amerykańskim stylu. Wracając do technikaliów, jednostki te sprzężone były do wyboru z 3 lub 4 stopniowymi automatami.
Design, czyli sztuka spajania tradycji z nowoczesnością
New Yorker XIII swoim wyglądem nie ukrywa amerykańskiego paszportu. Jest do bólu kanciasty, zbudowany z prostych linii. Jest jednak przy tym elegancki i luksusowy. Świadczą o tym takie detale jak ociekający chromem prostokątny grill czy winylowy dach obecny w topowej odmianie Fifth Avenue. Ponadto takie smaczki stylistyczne jak reflektory chowane pod blaszaną osłoną oczywiście w kolorze nadwozia prezentują najlepszy sznyt w wykonaniu Chryslera. Cała karoseria w porównaniu do poprzednika z platformy K wydaje się wizualnie solidniejsza, szersza i bardziej zwarta. Wciąż nie zatraciła amerykańskiego ducha. Wewnątrz już jednak zobaczymy prawdziwą amerykańską salonkę na kołach! Kanapy wyglądają jak wzięte z XVIII wiecznego pałacu a ich komfort przechodzi ludzkie pojęcie! Wyposażenie było naturalnie obrzydliwie bogate a deska rozdzielcza wyglądała jak drogi, solidny kredens. Jedynym nowoczesnym elementem stylistycznym jest elektroniczna tablica przyrządów.
Sytuacja rynkowa
Jak sprzedawał się New Yorker? Raczej średnio. Około 416 tysięcy egzemplarzy sprzedanych przez cały okres produkcji to raczej przeciętny wynik. Sprzedaży nie pomógł ani lifting z 1992 roku (wprowadził on wyoblony front, zderzaki i inną kierownicę), ani uproszczona wersja Salon z tradycyjnymi reflektorami. Dlaczego tak się stało? Ciężko powiedzieć. Możliwe, że przełom dekad był momentem definitywnego odejścia w świadomości odbiorców od ciężkiego i staromodnego stylu designu w USA. Zwyczajnie ludzie, którzy mogli pozwolić sobie na New Yorkera woleli wydać swoje ciężko zarobione pieniądze na samochód nowocześniejszy z wyglądu, z zagranicy. Okres ten to przecież czas triumfu w USA takich marek w tym segmencie jak Mercedes czy BMW. Cadillac, Lincoln, Buick czy Chrysler w oczach bogatych Amerykanów były już przestarzałe, opatrzone i nieco nudne w porównaniu do świeżych, bardzo nowoczesnych wizualnie i szybszych samochodów niemieckich. Produkcja trzynastej generacji New Yorkera zakończyła się w 1993 roku. Po niej pojawiła się ostatnia już czternasta generacja, po której zakończono produkcje modeli z tej serii.
Czas amerykańskiej potęgi minął
Nie ma co ukrywać, przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych to nie jest okres wszechwładzy motoryzacji amerykańskiej na świecie. Słabe wykonanie w środku, specyficzny, starodawny design, przeciętne osiągi i ogromne spalanie to cechy, które z czasem zaczęły razić potencjalnych klientów. W tym przypadku nie pomogło poprawienie większości wcześniej wymienionych bolączek. Rynek zweryfikował decyzję łączenia amerykańskiego stylu z europejskim podejściem do napędu. Gdyby Chrysler poszedł na całość i zerwał z amerykańskim sznytem prawdopodobnie sytuacja New Yorkera XIII byłaby zgoła inna. Ale za to dzięki temu możemy teraz po latach podziwiać ten, według mnie, genialny przejaw próby pogodzenia dwóch kompletnie innych filozofii budowania aut w jednym. New Yorker XIII dla fanatyków amerykańskiej motoryzacji może nie jest autem marzeń, ale dla mnie jest to ciekawy, odważny i pomysłowy projekt i pomysł na reprezentacyjną limuzynę.
Foto. materiały prasowe producenta, Wikipedia, www.curbsideclassic.com, en.wheelsage.org, www.jdpower.com
Comments