Być może wiele osób się nie spodziewało takich sytuacji, ale przykład z NASCAR pokazuje, że złe zachowanie w grze może mieć skutki w realnym świecie
Obecna sytuacja na świecie wymusiła na wszystkich niestandardowe podejście do codzienności. Nie ominęło to również świata motorsportu. Kiedy rywalizacja na torach zamarła, tak większość większych serii postanowiła przenieść wyścigi do świata wirtualnego. Serie takie jak Formuła 1, Indycar czy NASCAR chcą dostarczyć nam rozrywki dzięki esportowym wydarzeniom. Mimo wszystko, choć jednak wszystkie te serie łączy fakt, że rywalizacja w grach nie ma żadnego przełożenia na klasyfikację generalną, a wszystko to jest organizowane w celach rozrywkowych, tak wielu podchodzi do tego naprawdę w różny sposób. Jedni zachowują powagę na takim samym poziomie, jakby ścigali się w prawdziwych maszynach, inni do sprawy podchodzą bardziej na luzie. Taki dysonans doprowadził do mocno kontrowersyjnej sytuacji, która nie dość że podzieliła fanów, to może odbić się czkawką na wszystkie esportowe wydarzenia w okresie pandemii. Mowa tu o zamieszaniu powstałym wokół postaci kierowcy NASCAR Darrella „Bubba” Wallace oraz jego zachowania podczas wyścigu rozegranego w iRacing.
NASCAR, jak wcześniej wspomniałem, w związku z kwarantanną zorganizowało na ten czas serię wyścigów esportowych i co by tu dużo nie mówić, zrobili to lepiej niż chociażby w przypadku Formuły 1, która jest przecież królową motorsportu. Nie bawiono się w zręcznościowe gry na licencji serii tak jak F1 2019 od Codemasters, a zamiast tego wzięto jeden z najlepszych i najbardziej realnych dostępnych symulatorów, jakim jest iRacing. Dzięki temu uniknięto sytuacji, gdzie tylko garstka zawodników serii wzięła udział w tych wirtualnych wydarzeniach, a do rywalizacji udało się przekonać całą stawkę. Każdy jednak miał zupełnie inne podejście do ścigania w grze. Jedni wzięli to bardziej na luzie, czyli w taki sposób jak zamierzali organizatorzy, inni natomiast traktowali to śmiertelnie poważnie.
Bubba Wallace, który tak jak cała reszta stawki NASCAR Cup Series brał udział w wydarzeniu na wirtualnym odpowiedniku owalnego toru Bristol Motor Speedway, nie miał lekkiego wyścigu. Uczestniczył on w kilku wypadkach w początkowej fazie rywalizacji, przez co szybko pozbył się swoich dwóch regulaminowych napraw samochodów. Niedługo później jednak doszło do kilku kolizji spowodowanych przez Clinta Bowyera na jednym okrążeniu, które z jego perspektywy wyglądały trochę jak celowe zderzenia będące niesportowym zachowaniem. To sprawiło, że kierowca zespołu Richarda Petty’ego (najbardziej utytułowanego kierowcy w historii NASCAR, który stał się inspiracją i podkładał głos postaci Pana Króla w serii Pixar’owskich animacji Auta), sfrustrowany skomentował zdarzenie zdaniem „dlatego nie biorę tego g***a na poważnie”, po czym wyszedł z gry.
Taki obrót spraw nie spodobał się wieloletniemu sponsorowi zespołu, jakim było Blue-Emu. Największy producent różnego rodzaju kremów i olejów do ciała był oburzony faktem, że kierowca, którego sponsorują, zachował się w taki sposób, przez co od razu ogłosili oni na swoim Twitterze informację o zakończeniu współpracy.
Sytuacja ta podzieliła fanów, czemu nie ma co się dziwić, ponieważ uważam, że każda strona miała swoją rację. Z jednej strony Bubba po udziale w licznych karambolach na samym początku wyścigu i po utraceniu możliwości naprawy, był po ludzku spisany na porażkę przez zły stan wirtualnego pojazdu. Zresztą odpadnięcie czy rezygnacja z wyścigu ze względu na uszkodzenia samochodu nie jest w motorsporcie niczym obcym. Z drugiej jednak strony mówimy tutaj o wirtualnym wyścigu, który był transmitowany w publicznej telewizji, a który w szczytowym momencie na antenie FOX oglądało w sumie ponad 1,3 miliona Amerykanów. Do tego właśnie ta firma sponsorowała Wallace’a w tym konkretnym wyścigu, pojawiając się nie tylko na bolidzie, ale i jako jeden z banerów na jego transmisji prowadzonej na Twitchu.
Nie mam zamiaru rozstrzygać tego konfliktu, bawić się w sędziego czy decydować która strona ma rację. Chcę tylko zadać dwa pytania. Po pierwsze, czy rozrywkowe wirtualne ściganie, które ma być jedynie zapchajdziurą związaną z brakiem realnej rywalizacji, nie zaszło za daleko powodując, że głupie zachowanie w wyścigu dla zabawy powoduje straty w rzeczywistości? Po drugie, czy całe to zamieszanie nie wpłynie na obraz dalszego wirtualnego ścigania. I o ile pierwsze zostawię wam do własnych przemyśleń, tak przy drugim myślę, że nie ma wątpliwości, że afera wokół Bubby Wallace’a odbije się na wirtualnym ściganiu. I choć może nie wszyscy od razu zrezygnują z dalszej rywalizacji, tak na pewno wpłynie to zarówno na osoby chcące dołączyć do takiej formy ścigania, oraz tych, którzy biorą w niej już aktywny udział.
Dla wielu kierowców perspektywa dołączenia do esportowych wydarzeń stanie się mniej atrakcyjna przez możliwość potencjalnej straty w rzeczywistości. Ci natomiast, którzy dotychczas brali udział w podobnych wydarzeniach, na pewno mogą zmienić swoje dotychczasowe podejście. Przez to wyścigi, które miały być czystą rozrywką, nie mającą wpływu na nic poza wirtualnym światem, zaczną być traktowane śmiertelnie poważnie, w obawie przed konsekwencjami. A na tym utracą wszyscy. Zarówno kierowcy, którzy nie będą mogli choć na chwilę uciec od ciążącej na nich presji, jak i fani, którzy z zabawy, w przy której można zobaczyć ich idoli w niestandardowej sytuacji, dostaną po prostu gorszą wersję tego, co mogłoby się dziać na żywo.
Foto. Twitter
Miłośnik motoryzacji i motorsportu. Staram się cieszyć pasją na różne sposoby – od dziennikarstwa, przez amatorską rywalizację na torze, po konstruowanie bolidów w ramach AGH Racing – zespołu Formuły Student.
Comments