W walce o tytuł pozostaje dziewięciu kierowców. Sprawa mistrzostwa rozegra się jednak pomiędzy Mickiem Schumacherem, a Callumem Ilottem.
Po ponad dwumiesięcznej przerwie w końcu możemy ponownie emocjonować się walką o tytuł mistrzowski w Formule 2. Najbardziej utalentowani zawodnicy na świecie zjechali już do Bahrajnu, aby stoczyć bitwę o najwyższy laur. Przed nimi dwa weekendy wyścigowe, które będą obfitować w dramaty, sukcesy i wielkie emocje. Na dodatek sezon zostanie zakończony na innej, zewnętrznej nitce toru Sakhir. Gdyby spojrzeć na klasyfikacje generalną, to w tym momencie możemy ze sporym spokojem stwierdzić, że mistrzem musi zostać Mick Schumacher. Pamiętajmy jednak, że kierowcy nie ścigali się przed ponad 2 miesiące, co niekorzystnie wpłynęło na ich formę. Teraz okaże się, kto najlepiej przepracował tak długą przerwę. W końcu jest to sprawa kluczowa, gdyż w puli wciąż jest aż 88 punktów do zdobycia, a szansę na tytuł ma aż dziewięciu zawodników.
Mick Schumacher
Niekwestionowanym faworytem do mistrzostwa w Formule 2 jest Mick Schumacher. Niemiec po mocno przeciętnym pierwszym sezonie rozkwitł na naszych oczach. W Austrii wydawało się, że nic się nie zmieniło i wciąż będzie to zawodnik, który opiera swoją karierę na nazwisku. W pierwszej rundzie sezonu wypadł z toru, zaprzepaszczając szanse na podium. Z kolei podczas drugiego weekendu w Austrii w jego bolidzie włączyła się gaśnica, która uniemożliwiła mu walkę o zwycięstwo w sprincie. Od tego momentu coś się jednak w Micku zmieniło i to zdecydowanie na lepsze.
Węgry to dwa podia dla Niemca i wyraźny sygnał, że aspiruje do walki o tytuł. Trochę gorzej było na Silverstone – przypomnijmy chociażby wypadek z kolegą z zespołu, Robertem Shwartzmanem podczas sprintu. Wyciągnął z tego jednak jakąś lekcje, ustabilizował się. Od weekendu w Hiszpanii nie przywozi z jednej rundy mniej niż 18 punktów. Na Monzy po raz pierwszy wygrał w wyścigu głównym, to samo zrobił w Rosji. Brylował umiejętnościami, tak jak podczas kwalifikacji w Mugello, gdy w świetnym stylu wychodził z poślizgów i obrotów. Niewątpliwie miał też sporo szczęścia, gdyż omijały go awarie oraz wypadki. W mojej opinii niekorzystnie mogła wpłynąć na niego długa przerwa. Niemiec był przed nią w wybitnej formie, z rundy na rundy powiększał przewagę nad rywalami. W tym momencie przewodzi generalce, z przewagą 22 punktów nad Callumem Ilottem. Będąc w pełni szczerym, Brytyjczyk wydaje się jego jedynym konkurentem syna siedmiokrotnego mistrza świata, Michaela.
Callum Ilott
Warto zatem prześledzić także sezon Ilotta by zobaczyć, czy jest w stanie zagrozić Schumacherowi. Moim zdaniem jest, chociaż potrzebna będzie mu do tego odrobina szczęścia. W tym roku z dwójki liderów to raczej kierowcę UNI-Virtuosi bardziej prześladował pech, głównie ze względu na bycie w złym miejscu, w złym czasie. Tak było chociażby w Belgii, gdy z toru, kolokwialnie mówiąc, sprzątnął go Yuki Tsunoda. Jeszcze bardziej można żałować wyścigu głównego w Hiszpanii, gdzie Ilott jechał po pewne zwycięstwo. Pod koniec wyjechał jednak Safety Car, a dokładając do tego błędną decyzję strategiczną zespołu, Brytyjczyk skończył na piątym miejscu. Przez to, podobnie jak Schumacher, ma dwa wygrane wyścigi główne, a do tego triumfował w sprincie na Monzy po dyskwalifikacji Dana Ticktuma.
Ilott miał też swoje niezwykłe przebłyski. Tutaj za przykład posłuży wyścig główny pierwszego weekendu na Silverstone, gdy miał startować drugi. Na okrążeniu formującym bolid jednak zgasł, więc Brytyjczyk musiał ruszać z boksu. Podczas rywalizacji nie dało się od niego oderwać oczu, był niesamowity. Z końca stawki wbił się na piąte miejsce, dopisując cenne 10 punktów na swoje konto. To, co jednak głównie wyróżnia Ilotta, to kwalifikacje. Wicelider klasyfikacji generalnej wygrał cztery z dziesięciu sesji, dzięki czemu zasilił swoje konto o bonusowe 16 punktów. Z pewnością jest to aspekt, w którym może on upatrywać swojej szansy, gdyż w czasówkach wciąż do zdobycia jest osiem oczek. Nie trzeba też nikomu wyjaśniać, jak ważne są one w kontekście wyścigu głównego.
Peleton
Z pozostałej dziewiątki z miejsca możemy wykreślić Lucę Ghiotto, Guanyu Zhou i Louisa Deletraza. Tych zawodników przy szansach na tytuł trzyma tylko kalkulator, realnie nie powinni nawet łudzić się, że skończą sezon na podium. O nie powalczą z kolei Yuki Tsunoda, Christian Lundgaard, Robert Shwartzman i Nikita Mazepin. Do prowadzącego Schumachera wszyscy z nich tracą ponad 40 punktów, więc musiałby wydarzyć się jakiś cud, żeby ktoś z tej czwórki zwyciężył w klasyfikacji generalnej. Między sobą mają jednak tylko 7 oczek różnicy, więc tutaj sprawa jest otwarta. Najbardziej zmotywowanym do osiągnięcia świetnych wyników powinien być Yuki Tsunoda, którego sylwetkę niedawno przedstawialiśmy. Ma on wręcz obiecane miejsce w AlphaTauri, musi jednak zdobyć superlicencję, co oznacza finisz w F2 na przynajmniej czwartej pozycji w generalce. Z przebiegu tegorocznej kampanii można wywnioskować, że jest to zawodnik bardzo chimeryczny, nierówny. Zdarzy mu się weekend, gdzie jest wręcz niepowstrzymany, a tydzień później nie zdobywa żadnego punktu. Tu kłania się druga runda w Austrii, gdzie Japończyk powinien wygrać sobotnie zmagania, jednak przez problemy z komunikacją radiową dojechał drugi. Dla potwierdzenia moich wcześniejszych słów, trzy kolejne wyścigi Tsunoda zakończył bez punktów.
Bardzo blisko Formuły 1 oprócz Japończyka jest także Nikita Mazepin, który łączony jest z ekipą Haas. Spora gotówka, jaką może wnieść ze sobą Rosjanin, zainteresowała Amerykanów do tego stopnia, że kierowca Hitechu najprawdopodobniej awansuje do Królowej Motorsportu. Szczerze mówiąc, przemawiają za tym nawet aspekty sportowe. Dwa zwycięstwa w tym roku, a gdyby nie kara w Belgii byłyby trzy. Zawodnik z Moskwy naprawdę prezentował się nieźle, nawet dało się go polubić. Przechodząc jeszcze do Shwartzmana i Lundgaarda, ta dwójka nie ma szans na F1 w 2021 roku. Rosjanin zapewne jest szykowany na miejsce w Alfie Romeo na sezon 2022. Co do Duńczyka nie ma takiej pewności. Bardzo ważna będzie następna kampania, gdy będzie musiał pokonać Guanyu Zhou oraz wchodzącego mistrza F3, Oscara Piastriego. Dzięki temu będzie najwyżej w hierarchii spośród kierowców akademii, co być może da mu fotel w zespole Alpine.
Wracając jednak do początku, będę bardzo zaskoczony, jeśli tytuł zgarnie ktoś inny niż Schumacher lub Ilott. Nawet zwycięstwo Brytyjczyka będzie szokujące, na dodatek pozostawi Ferrari z ogromnym bólem głowy. W końcu chyba wypada zabrać do Formuły 1 mistrza serii juniorskiej, a nie jej wicemistrza, prawda? Wiele wskazuje jednak na to, że nawet triumf nie da Ilottowi posady w Królowej Motorsportu, gdyż Schumacher jest praktycznie dogadany z Haasem. Podsumowując to wszystko, gdybym miał pójść do bukmachera i postawić na kogoś pieniądze, byłby to Mick Schumacher. Niemiec imponował opanowaniem i stabilnością formy, przez co moim zdaniem zostanie mistrzem. Pamiętajmy jednak, jak bardzo przewrotne jest życie i jak niestworzone scenariusze nam pisze. Z pewnością na finał sezonu w Bahrajnie napisało nam ich już kilka. Pytanie tylko, który zdecyduje się zaprezentować światu.
Foto. Prema Racing; F2; Renault
Comments