Emocje w końcu trochę opadły. Po trzech wyścigach na trzech różnych kontynentach w końcu można wziąć oddech – chyba ostatni, bo potem już może być o to ciężko. Walka o tytuł trwa na każdym polu. Walczą kierowcy, szefowie zespołów, a teraz nawet walczą ze sobą… mechanicy. Do rękoczynów jeszcze nie doszło, ale między Red Bullem a Mercedesem wrze jak nigdy. W tym samym czasie McLaren praktycznie stracił możliwość walki o 3. miejsce z Ferrari, Alonso zdobył pierwsze swoje podium od siedmiu lat, a kilka dni później dowiedzieliśmy, że Robert Kubica i Alfa Romeo dalej będą ze sobą współpracować, ale po kolei…

Szarża Hamiltona po tytuł

Lewis Hamilton wygrał w dominującym stylu Grand Prix Kataru. Co ciekawe, to był pierwszy wyścig w tym sezonie, kiedy Lewis prowadził od startu do mety. To się stało dopiero podczas 20. Grand Prix w tym sezonie! Verstappen miał takich wyścigów aż cztery. Tylko Lewis prawdopodobnie jest teraz w swojej najwyższej formie w karierze. W Brazylii jechał jak natchniony, tu też tak mógł jechać, ale nie musiał. Cały czas kontrolował sytuacje. To jest ten Lewis, który wydaje się nie do pokonania, który mógłby wygrywać wyścigi jeden po drugim. To ten Lewis, który w pewnym momencie tak ucieka rywalom, że nikt nie jest potem w stanie mu dorównać. Tak było od 2017-2020, gdy w pewnym momencie sezonu zaczął wygrywać seryjnie i uciekał rywalom na 80 albo ponad 100 punktów. Tym razem jednak goni. Wciąż ma odrobienia 8 punktów do Maxa, który z pewnością nie powiedział ostatniego słowa.

Trzeba sobie jednak uświadomić, że teraz to Lewis ma przewagę. Ma lepszy bolid, silnik, a dyskwalifikacja w Brazylii obudziła w nim “lwa” – i to bardzo, bardzo groźnego. W nadchodzących wyścigach teoretycznie to Hamilton powinien wygrać. Wtedy, co by Verstappen nie zrobił, to Lewis zdobędzie swój ósmy tytuł. Warto zwrócić uwagę na diametralnie inny obraz sytuacji walki o tytuł. Po Grand Prix Meksyku to Max był zdecydowanym faworytem, a mówiono, iż Lewis będzie mógł zdobyć tytuł tylko wtedy, gdy Verstappen będzie popełniał błędy. Jednak teraz to Red Bull i Max mogą liczyć na tytuł wtedy, gdy to Mercedes będzie popełniał błędy. Chyba, że Max wzniesie się na jeszcze wyższy poziom niż na którym obecnie jest. Wtedy mielibyśmy prawdziwą walkę dwóch herosów.

Teoretycznie gdyby Max “wykluczył” siebie i Lewisa w następnym Grand Prix, mógłby spokojnie dojechać w Abu Zabi na 2. miejscu. Jednak ten sezon Formuły 1 i walka o tytuł jest tak nieprzewidywalna, że raczej nie da się tak kalkulować. Ciekawe będzie również to, czy nowe testy tylnych skrzydeł faktycznie spowolnią Mercedesa i osiągi obu zespołów będą bardziej wyrównane. Avengers czy Gwiezdne Wojny przy tej wojnie wymiękają…

Mistrzowskie podium, Ferrari ucieka

Za plecami pretendentów do tytułu mieliśmy bardzo ciekawą walkę o najniższy stopień podium. Fernando Alonso, który niespodziewanie wystartował z 3. pozycji, finalnie ukończył na niej wyścig. Najpierw pięknie “objechał” Gasly’ego po zewnętrznej na starcie, a następnie bardzo dobrze zarządzał oponami. Po tym był świetny pit-stop Alpine, piękna walka z Perezem i szybka, ale oszczędna dla “czarnego złota” jazda. To był ten Alonso z najlepszych lat. Poczuł, iż może jechać trochę szybciej niż zwykle i od razu wyprzedzał oba bolidy Mclarena, Ferrari i AlphaTauri, które zwykle były bardziej konkurencyjnie od niebieskich bolidów. To jest cudowne, że 40-letni facet dalej jest jednym z najlepszych kierowców w stawce. Chyba ktoś tu idzie w ślady Noriakiego Kasai… Nie ma mowy o odejściu z F1, a Alonso jest tak samo głodny sukcesów jak 10 lat temu. Oby tylko bolid Alpine “dopisał” w przyszłym roku.

walka o tytuł F1

Tymczasem Ferrari uciekł McLarenowi aż na 40 punktów. Zespół, który w tamtym sezonie miał najgorszy sezon od 40. lat, teraz może być trzecią najlepszą stajnią w stawce. Oczywiście to nie zadowala Ferrari, ale w tamtym roku zdobyli tylko 131 punktów, a w tym mają już prawie 300. W dodatku od czerwca w zasadzie nie przywożą poprawek do bolidu, a ich zwyżka formy związana jest z lepszymi osiągami silnika. W związku z tym Ferrari może bardzo śmiało myśleć o szansach na tytuł w przyszłym sezonie.

Tymczasem zespół z Woking chyba już stracił oddech. W trzech ostatnich wyścigach zdobyli tylko 4 punkty, a Ferrari – 47! Lando ewidentnie jest teraz cieniem samego siebie. Do wyścigu w Rosji jeździł genialnie, ale tamta porażka złamała Brytyjczyka i teraz nie pokazuje nic nadzwyczajnego. Walczył wcześniej o 3. miejsce w klasyfikacji kierowców, a teraz nie wiadomo, czy utrzyma piątą lokatę w rankingu. Balonik był chyba zbyt mocno napompowany, ale w przyszłym roku to będzie nowy start i również, tak myślę, nowy Lando.

Alfa zostaje z Orlenem

Orlen dalej będzie sponsorem tytularnym Alfy, a Kubica nadal trzecim kierowcą. Cieszmy się, że nadal mamy Polaka w F1. W każdej chwili może wskoczyć za Bottasa lub Zhou. Wydawało się, iż współpraca zakończy się po tym sezonie, ale wszystko zostaje po staremu. Komunikat o przedłużeniu partnerstwa jest bardzo krótki i lakoniczny. Nie wiadomo do kiedy współpraca została przedłużona. Warto dodać, iż Orlen to pierwsza polska firma, która na dłużej zagościła w padoku i jest ważnym sponsorem jednego z zespołów. Szanse Kubicy na podstawowego kierowcę są dalej małe, ale kto wie, co się wydarzy. Może Bottas będzie niezadowolony z osiągów Alfy, a Guanyu Zhou będzie pokazywał się przeciętnie, jak zdarzało się to w F2? Teraz trochę bajdurzę, ale może przestańmy tak hejtować Orlen za to, że jest w F1. Niestety jednak Polacy są mistrzami plucia do własnego talerza.

foto. Daimler

Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *