Xblitz Z9 – w małym ciele wielki duch, czyli czas na polski produkt

Małe i trwałe urządzenie o dużych możliwościach? Podobno to możliwe, więc czas na test Xblitz Z9, który już z zewnątrz nie jest typowym wideorejestratorem

Dzisiaj na drogach dzieją się różne rzeczy i czasami aż włos się jeży, gdy widzimy niektóre sytuacje z polskich czy zagranicznych dróg. Coraz częściej mówi się, że warto mieć w aucie wideorejestrator, który pozwoli nam szybko i w miarę łatwo wyjaśnić sporne kwestie. Jednak wybór odpowiedniego urządzenia nie jest prostą sprawą, a na rynku mamy od groma wideorejestratorów. My mieliśmy okazję kilka z nich testować, a teraz pojawiło się kolejne urządzenie w naszych rękach – Xblitz Z9. Ten niepozorny wideorejestrator w metalowej obudowie (tak, dobrze słyszycie) ma nie tylko dobrze wyglądać, ale również nagrywać dobrej jakości obraz, który może posłużyć nam jako materiał dowodowy. Zatem przekonajmy się jak jest w rzeczywistości.

Jeśli chodzi o wykonanie wideorejestratora, to nie ma do czego się doczepić. Metalowa obudowa faktycznie sprawia wrażenie trwałej i wytrzymałej, a raczej nie miałem ochoty sprawdzać jej odporności na uderzenia oraz upadki, bo nie takie jest zastosowanie tego sprzętu, chociaż może to być atut przy wypadku. Na obudowie umieszczono wszystkie najpotrzebniejsze przyciski i to za ich pomocą obsługujemy Xblitz Z9, ponieważ urządzenie nie ma dotykowego ekranu (przekątna 2 cale). Ten mały ekranik, to tak naprawdę spory sukces dla producenta, bo nie było zapewne łatwo umieścić go w tak mały urządzeniu.

Z najważniejszych funkcji wideorejestrator jest wyposażony w G-sensor, który odpowiada za zabezpieczenie kluczowych danych powstałych w momencie kolizji lub nagłego hamowania, nagrywanie w pętli czy tryb parkingowy. Jeśli chodzi o optykę, czyli tak naprawdę kluczowy element w przypadku wideorejestratora, to mamy kąt widzenia 140 stopni, jakość 1080p oraz funkcję Wide Dynamic Range, która ma zapewnić odpowiednie oświetlenie niezależnie od warunków otoczenia.

Kamera przednia – dzień

Sam obraz z urządzenia jest czytelny i ostry, a na szczególną pochwałę zasługują kolory, które są żywe i przyjemnie się na nie spogląda, bo zazwyczaj w tego typu urządzeniach barwy są nieco wypłowiałe. Co do możliwości dostrzeżenia detali, to faktycznie, w 9 na 10 przypadków widać wyraźnie tablice w dzień, więc skuteczność jest spora. Ważne jest, że ta widoczność występuje w całym zakresie kątowym wideorejestratora, chociaż wiadomo, najlepsza ostrość jest na środku.

Kamera przednia – noc

W nocy i wieczorami jakość nagrania nieco spada, co jest zrozumiałe, bo pojawiają się szumy i warunki są ciężkie. Jednak Xblitz Z9 radzi sobie akceptowalnie, a w tym budżecie powiedziałbym nawet, że dobrze. Obraz jest czytelny z kilku metrów, a tablice rejestracyjne da się odczytać. Jedynie mam wrażenie, że chcąc uzyskać lepszą jakość urządzenie specjalnie ściemnia nam obraz, co momentami tworzy czarna plamę. Czy to dobrze? Ciężko mi stwierdzić, bo z jednej strony momentami faktycznie mamy dobrej jakości obraz, a są momenty, gdzie ciężko coś dostrzec. Też warto zaznaczyć, że warunki testowy były co najmniej ciężkie ze względu na pogodę i zimową aurę. Także jeśli jazda w nocy nie stanowi 90% waszego czasu jazdy, to urządzenie będzie spisywać się dobrze.

Przechodząc do podsumowania warto wspomnieć jeszcze nieco o samej marce Xblitz. Zgodnie z informacjami podawanymi przez producenta to polska firma, więc jest to produkt z naszego rodzimego rynku i wybierając go na sklepowej półce wspieramy naszą gospodarkę. Oczywiście w ofercie firmy są nie tylko wideorejestratory, ale również alkomaty, akcesoria GSM czy kamery sportowe. Urządzenie można zakupić w cenie 219 zł na przykład w sklepie Euro RTV AGD, więc jeśli szukacie kamery do nagrywania w samochodzie w okolicy kwoty 200 zł, to jest to propozycja warta wzięcia pod uwagę.

Produkt do testu dostarczyła firma Xblitz Polska za co serdecznie dziękujemy

Dane techniczne

Karol Filipiak

Założyciel | Redaktor naczelny

Pasjonat motoryzacji i marketingu – wielu mówi, że urodził się z benzyną we krwi, lecz lekarze wciąż mają wątpliwości jak to możliwe.