Po raz w pierwszy w tym roku jesteśmy po wyścigu F1. Zapraszam więc na poniedziałkowe podsumowanie Grand Prix – Monday Motivation, choć pora już wieczorna.
Nie będzie to tak bardzo poukładany tekst, jak wczorajsze Słowo Na Niedzielę. Traktujcie Monday Motivation bardziej jako zbiór osobistych przemyśleń, jakie udzieliły mi się po wyścigu. A skoro formalności za nami, to przechodzimy do mięsa.
Charles Leclerc jest magikiem. Naprawdę. Powiedzcie mi proszę, kto przed wyścigiem zakładał podium dla Ferrari. Już prędzej na drugim czy trzecim miejscu obstawilibyśmy McLarena lub Racing Point. Ale Ferrari? To Ferrari SF1000, które na myśl przywołuje legendarną scenę z ,,Rush”, kiedy to Niki Lauda grany przez Daniela Bruehla obraża nowy bolid Włochów? Ta ,,świnia” miała stanąć na podium? Kwalifikacje przecież były tragiczne. Sebastian Vettel na P11, Charles Leclerc na P7, przy czym ledwo wszedł do ostatniej części czasówki. To nie mogło się udać…
…ale się udało. Monakijczyk wycisnął ze swojego auta 200% możliwości. Za jego jedyną mocną stronę uznał przecież szybkie łuki. Finito. Aerodynamicznie średni, niezbyt zwrotny, mocą według pomiarów odstają od Mercedesa o 20 koni mechanicznych, gdzie tu szukać przewagi? Wygląda jednak na to, że Charles znalazł jakąś nić porozumienia z samochodem i radził sobie zaskakująco dobrze. Wyjątkowo dobra strategia, awarie rywali oraz ich starcia, jak na przykład to pomiędzy Alexem Albonem a Lewisem Hamiltonem, a także wyjątkowo agresywna jazda i ataki wyprowadzane z chirurgiczną precyzją sprawiły, że Leclerc ukończył zawody na P2. Rewelacyjnym dla całego Ferrari. Włochom brakowało takiego kierowcy-lidera, którego według mnie nie mieli od 2013 roku i Fernando Alonso, bo pamiętajmy – w sezonie 2014 Hiszpan szukał tylko drogi ucieczki. Vettel nie spełnił pokładanych w nich nadziei, a symbolem upadku Niemca był wczorajszy wyścig.
Wytłumaczcie mi, bo nie umiem tego pojąć. Jakim cudem czterokrotny mistrz świata i kierowca rozpoczynający swój 14. sezon w stawce F1 może popełniać tak błahe błędy raz za razem? Oczywiście piję tutaj do władowania się w bok Carlosa Sainza w T3 przy restarcie. Przecież Vettel przez hasło ,,sBinnala” stał się memem. A poprawy nadal brak i raczej jej już nie uświadczymy, ponieważ nie wydaje mi się, by jakikolwiek zespół w stawce był zainteresowany usługami Sebastiana. Dodatkowo niemożebność wyprzedzenia George’a Russella, który uznał wyższość Niemca dopiero w momencie, gdy popsuł mu się silnik oraz przegrana w równej walce o P9 (!) z Antonio Giovinazzim (!!!) nie podbija jego notowań. Katastrofa.
Współczuć można Alexowi Albonowi. Znów znakomita szansa na dobry rezultat, znów próba wyprzedzenia Lewisa Hamiltona i znów kolizja pozbawiająca go szans na świetny wynik. Przypominam, że Taj ciągle czeka na pierwsze podium w F1. Nie rozumiem głosów, że atak został przypuszczony za wcześnie. Każde okrążenie zwłoki działałoby na jego niekorzyść – miał świeże miękkie opony, które ulegają degradacji stosunkowo szybko. Z każdą minutą miałby mniej szans na wyprzedzenie Hamiltona i dojechanie do Bottasa. Jeśli chodzi o samą karę – sędziowie wybroniliby się z każdej decyzji – i nałożenia balastu czasowego, i jego braku. W sumie pojawia się u Hamiltona to, co z czasem zabiło Vettela – w momencie, gdy nie jedzie na czele, w jego głowie zaczynają tworzyć się czasem niezrozumiałe procesy myślowe. Co za tym idzie, popełnia dość głupie błędy i podejmuje niepoprawne decyzje.
Mówiąc pół żartem, pół na poważnie, może to i lepiej, że Albon nie wyprzedził Brytyjczyka. Gdyby kilka okrążeń później mielibyśmy widzieć, jak w jego bolidzie wysiada silnik w momencie, gdy jest na P2 lub P1, chyba pękło by mi serce. W ogóle wczoraj bolidy padały jak muchy, co było spowodowane m.in. wysoką temperaturą, wybiciem zespołów z rytmu oraz charakterystyką toru, który jest dość wysoko. To pierwsze Grand Prix, w którym dojechało zaledwie 11 kierowców od Australii 2015 (mam nadzieję, że niczego nie przegapiłem przeglądając dane, to Monday Motivation robię w sporym pośpiechu po testowaniu F1 2020).
W Monday Motivation nie wypada również nie wspomnieć o McLarenie, który wyrasta aktualnie na trzecią siłę. Wygląda na to, że w tym roku silniki Renault mogą być mniej zawodne niż jednostki Mercedesa, lecz o tym przekonamy się dopiero za kilka wyścigów. Sama konstrukcja bolidu jest jednak naprawdę dobra, a podium Lando Norrisa idealnie to pokazuje. Odblokowanie pełni mocy i nadrobienie 0.7 sekundy na ostatnim okrążeniu do Hamiltona naprawdę robi wrażenie. Nawet nie wiecie jak bardzo się ucieszyłem, gdy zobaczyłem grafikę z różnicą między dwoma Brytyjczykami – 4.8 s.
Zwyczajnie mu się to należało, bo poza byciem padokowym błaznem i niezwykle pozytywnym człowiekiem, Lando ma także ogromny talent. Pokazywał już jego przebłyski w przyzwoitym debiutanckim sezonie. Wczoraj jednak pojechał genialnie, a atak na Sergio Pereza w końcówce wyścigu pokazuje jego fach pomimo faktu, że to dopiero jego drugi sezon w królowej motorsportu. Genialny wyścig, po którym został trzecim najmłodszym zdobywcą podium w historii F1. Czuję, że w tym roku Carlos Sainz może mieć twardy orzech do zgryzienia. Na razie jednak Hiszpan powinien się martwić, czy przypadkiem nie trafi do słabszego na papierze zespołu. Pamiętajmy bowiem, że do końca sezonu 2021 rozwój jest bardzo mocno ograniczony…
No i jedno zdanie o Bottasie. Według mnie to jeden z najlepszych wyścigów w jego karierze, bezbłędny od początku do końca!
Następne części Monday Motivation z pewnością będą wychodziły o wcześniejszych porach. W końcu z zamysłu ma to być lektura po porannej kawusi i rogalika. Widzimy się za tydzień!
Foto. Formula 1
Comments