Łukasz Zoll to jeden z najbardziej doświadczonych zawodników w polskim Rallycrossie, a dzisiaj porozmawiamy o ciekawych kwestia dotyczących motorsportu
Rallycross w Polsce przeszedł duże zmiany. Ubiegły sezon to ogromny wzrost zainteresowania tą kategorią oraz niesamowite emocje na torach. Łukasz Zoll jest jednym z najbardziej doświadczonych zawodników. W dzisiejszej rozmowie poruszyliśmy kilka ciekawych kwestii wokół motorsportu oraz te stricte związane z rallycrossem. Dowiemy się także czego brakuje polskim zawodom i dlaczego warto brać pod uwagę zawodników. Zapraszamy do rozmowy.
Ponad dwadzieścia lat w rallycrossie, czy na początku swojej drogi spodziewałeś się tak długiej kariery?
Na pewno chciałem długo jeździć, gdy wymyśliłem sobie, że będę startował w Rallycrossie. Od tego czasu minęło już ponad dwadzieścia lat. Nadal mam sporo do zrobienia w tej dyscyplinie.
Rallycross przechodził w Polsce spore wzloty i upadki. Ostatnie sezony są na fali, za co lubisz polskie zawody?
Zgadza się, Rallycross w Polsce przechodził swoje wzloty i upadki. Na szczęście do 2019 roku byliśmy w bardzo dobrej sytuacji. Podobnej do tej z lat 90-tych XX wieku, gdzie zawodników i kibiców na każdej rundzie było zawsze sporo. Cieszy mnie to, że udało się namówić kilka ciekawych osób do współpracy, a potem pałeczkę przejęło Oponeo. Obecnie przeszkodził nam wirus. Zaplanowane są cztery rundy, a zainteresowanie startem zgłosiło blisko sto załóg. Polskie zawody lubię za rywalizację i wysoki poziom sportowy zawodników.
Czego im brakuje?
Na pewno brakuje sponsorów i mediów. Media mogą nakręcać sponsorów do inwestowania, sponsorzy media do zainteresowania Rallycrossem. Według mnie są to dwa elementy, które cały czas kuleją. Mamy dużo zawodników, samochody rodem z mistrzostw świata. Zawodników na wysokim poziome…. Zastanawiam się, dlaczego w driftingu potrafią być bogaci sponsorzy i relacje telewizyjne… Gdyby była kasa, mogła by być jeszcze większa, a wtedy byłyby media i relacje w telewizji, czy w internecie. To jest chyba największa bolączka naszej dyscypliny. Próbowaliśmy wszystkiego. Z własnych pieniędzy, gdy byliśmy promotorem, robiliśmy relacje. Wiem, jakie gigantyczne pieniądze trzeba było na to przeznaczyć. Trzeba sobie też uczciwie powiedzieć, że wtedy było znacznie mniej zawodników.
Gdy startowałem w Rallycrossowych Mistrzostwach Europy, mogę powiedzieć, że tam była niepisana umowa z zespołami, które mają więcej pieniędzy. Składały się one na relację i przyjeżdżała profesjonalna ekipa filmowa z Belgii i robiła transmisję z zawodów. I wiele razy było widać, że organizator nie miał na to pieniędzy, ale zawodnicy o to dbali, ponieważ im na tym zależało, było to też ważne dla ich sponsorów. Myślę, że w każdej dyscyplinie, sferze biznesu potrzeba dużo gadać. Za mało rozmawiamy. Jesteśmy bardzo podzieleni pomiędzy zawodników, PZM i promotora. Jakby tutaj była możliwość rozmowy na każdych zawodach, żeby wspólnie obrać cel, do którego dążymy, to może by się to udało. W tej chwili jest tak, że każdy ciągnie w swoją stronę. Zawodnicy gadają ze sobą, promotor i PZM ze sobą.
Zawodników zawsze trzeba brać pod uwagę, ponieważ oni tworzą to widowisko. Oczywiście przy wsparciu promotora i PZM, który daje zgodę na to wszystko. Brakuje komunikacji po prostu.
W środowisku rallycrossowym jesteś znany z efektownego i skutecznego stylu jazdy w klasie Super National. Jeszcze w ubiegłym sezonie jeździłeś dwoma ciekawymi pojazdami. BMW E30 i Audi A1. Dlaczego wybrałeś te samochody?
BMW E30 było kupionym samochodem. My tylko dopracowywaliśmy szczegóły, żeby to auto było szybsze i sprawniejsze. W ciągu ostatnich trzech lat nastąpił bardzo duży wyścig zbrojeń. Konkurencja mocno doinwestowała swoje samochody. W ostatnim roku pełnego cyklu startów BMW E30 były już kłopoty z nawiązaniem walki, dlatego wymyśliliśmy sobie nowy projekt.
Na papierze Audi A1 wyglądało fantastycznie. Mieliśmy duże uśmiechy po pierwszych testach. Samochód fenomenalnie się prowadzi. Super skręca, super hamuje. Jednak po wychodziły problemy wieku dziecięcego. Na szczęście jesteśmy już po zimowych testach i czekamy na dostawę części. Jeśli wszystkie dojadą, znowu zrobimy testy. Mamy nadzieję, że teraz Audi A1 będzie szybkie, konkurencyjne i mniej awaryjne.
Już w zeszłym roku na Litwie mieliśmy zadowolone twarze ze względu na czasy okrążeń. Niestety wybuchła nam turbina i sezon dla Audi się skończył. Wróciliśmy do BMW E30, które daje mnóstwo radości z jazdy i sprawia wiele frajdy również kibicom. Udało się ostatnie zawody wygrać w klasie. Niestety BMW jest sprzedane, ale plus jest taki, że Robert Górniak zamierza startować nim w zawodach.
Audi A1 w 2019 roku miało być czymś nowym i plany były ambitne, jednak ostatecznie było kilka problemów. Powiedz coś więcej o tym.
Audi zostało zaprojektowane z myślą o rozwinięciu poprzedniego BMW. Wszystko miało być lżejsze, szybsze i wytrzymalsze. Konstrukcja z oryginalnym Audi A1 ma niewiele wspólnego. Podobny jest tylko wygląd nadwozia, a oryginalne są tylko drzwi i dach. Cała reszta jest przygotowana stricte pod Rallycross. Samochód ma tylny napęd, jest z mostem, jak BMW. Do tego sekwencyjna skrzynia biegów i mniejszy pojemnościowo silnik, ale mocniejszy od BMW. Największą robotę w tym samochodzie robi zawieszenie i to nam daje pomysł na konkurencyjność w tym roku.
Czy zastanawiasz się nad zmianą klasy? Może powrót i występ w SuperCars?
W swojej długiej karierze spędziłem cztery sezony w SuperCars. Obecnie są to dużo droższe konstrukcje, ale na pewno bym chciał wrócić, ponieważ jest to marzenie każdego zawodnika, żeby wylądować na dłużej w klasie SuperCars. Niestety cały czas kłania się jeden temat, czyli budżet, jego jest cały czas za mało. Ciągle walczymy, żeby zebrać takie pieniądze. Start takim samochodem to jest można powiedzieć cały sezon 2020 w klasie Super National. To jest za duża różnica, żeby było nas stać nawet na jeden występ. Na szczęście mam możliwość startu jeszcze w innej kategorii. W wyścigach dwudziestocztero godzinnych w zespole Adama Bomby. W tym roku dużo testowaliśmy i szykujemy się na zawody w Portugalii pod koniec roku. Szczęście jest takie, że to jest mocny, czteronapędowy samochód, dlatego frajda z jazdy jest ogomna. Mamy za sobą już sporo kilometrów, a jeszcze więcej przed nami.
Sam pomysł zawodów wzorowany jest na legendarnym wyścigu Le Mans, ale zamiast toru asfaltowego w Portugalii, mamy siedemnaście kilometrów szutrowej pętli, po której jeździmy w pięciu kierowców w zespole. Czterech z Polski, plus jeden z Portugalii. Można powiedzieć, że jest to taki Rallycross połączony z wyścigiem Le Mans. Jeździmy po szutrze, jest dużo kontaktu. W wyścigu startuje w granicach stu zespołów i momentami jest ciasno, ale jest dużo zabawy.
Chcemy zająć dobre miejsce, startując w Portugalii, dlatego stajemy na głowie, aby to zrobić. Na pewno bardziej nastawiam się na wyścigi w tym roku niż Rallycross. Jedne takie zawody przez dwadzieścia cztery godziny plus dni na zapoznanie z trasą i trening, dają taką liczbę kilometrów, którą w Rallycrossie robimy przez dziesięć sezonów.
Jesteś zaangażowany w rozwój polskiego projektu, który ma zmienić Rallycross. Mowa o Elimen. Jak oceniasz ten pomysł?
To ma dużą szansę na sukces. Wiele razy byliśmy na testach w Polsce i za granicą. Jeździliśmy Fordem Fiestą i Fiatami 500. Podczas wizyty w Anglii różni zawodnicy mogli spróbować się za kierownicą tych konstrukcji i wszyscy, którzy się przejechali byli po prostu zachwyceni. Uważam, że każda forma motorsportu, czy jest to motorsport elektryczny, czy spalinowy ma szansę ruszyć jeśli jest dobrze zrządzany. Ten projekt ma spore szanse, ale biorąc pod uwagę tego cholernego wirusa, to pokrzyżował on nam plany w tym roku. Jednak chłopaki pracują i udoskonalają wiele części.
Patrząc na to, co dzieje się w Europie, gdzie konkurencyjne cykle z samochodami elektrycznymi mają wystartować z tego, co czytałem od 2021 roku, to mówiąc w skrócie, jest to przyszłość. Tańszy czteronapędowy samochód niż spalinowy SuperCar. A jeśli coś jest równie szybkie, a tańsze, to wiele osób może się na to zdecydować. Daje dużo frajdy z jazdy, dlatego jestem zwarty i gotowy do tego, żeby się czymś takim pościgać.
Według Ciebie elektryfikacja motorsportu jest nieunikniona?
Uważam, że samochody spalinowe jeszcze długo będą w motorsporcie i na ulicach, jednak nie ma powodu obawiać się elektrycznych pojazdów. Interesuję się tym i obserwuję, że pojawiają się takie konstrukcje także w rajdach terenowych oraz w wyścigach na lodzie itd. To wszystko pokazuje, że ma to sens, ponieważ są one konkurencyjne. W samochodzie podczas jazdy dla zawodnika nie ma żadnej różnicy pomiędzy samochodem spalinowym i elektrycznym. To tak, żeby było śmiesznie. Jeśli mamy porządny kask, który wycisza to i tak się słyszy koła, przekładnie i kamienie uderzające w karoserię. Oczywiście dla kibiców te wrażenia są nieco inne, ale są różne projekty, żeby te samochody wydobywały z siebie różne dźwięki. Wszystko po to, żeby dla kibiców było coś miłego. Jedynym minusem z punktu widzenia kierowcy jest brak sekwencyjnej skrzyni biegów. Jest tylko jedna przekładnia, ale to też z czasem może się zmienić…
Jaki był Twój najlepszy i najgorszy moment w karierze?
Najgorszym momentem jest zeszły rok wraz z Audi A1. Mało brakowało, a powiedziałbym, że nie dam rady i mam dość. Będę musiał sobie zrobić przerwę. Na szczęście do akcji wkroczył Frankenstein, czyli moje BMW E30 M3, którym wygrałem zawody w klasie i to mi dało motywację na kolejne lata. Taki najfajniejszy moment to wejście na podium w Rallycrossowych Mistrzostwach Europy. Początkowo wydawało się, że nie mamy szans, ponieważ mieliśmy dużo słabszy samochód i odstawaliśmy od konkurencji, ale były bardzo ciężkie warunki na torze. Padał deszcz i pokazaliśmy, że słabszym samochodem jesteśmy w stanie walczyć.
W finale wystartowaliśmy z pierwszego pola, ale na pierwszym prawym zakręcie miałem kontakt i walczyłem, żeby z podium nie spaść. Udało się utrzymać trzecie miejsce na pudle. Później parę razy udało się to powtórzyć, ale pierwszy raz smakuje najlepiej.
Prowadzisz warsztat samochodowy. Czerpiesz dużo radości ze swojej pracy?
Podchodzę do pracy w jeden sposób. Całe życie robię coś, co było związane z motoryzacją. Warsztat powstał na początku dlatego, że samochody, którymi startowałem w Rallycrossie, chciałem serwisować u siebie. Tak powstała firma Pit Stops, a w tej chwili jest to oczko w mojej głowie. Kończymy budować nową siedzibę, przenosimy się na swoje. Będzie to bardzo duża zmiana w życiu zawodowym i życiu mojej rodziny. Teraz wszystkie moje myśli krążą wokół pandemii i wirusa. Żeby wszystko się szybko skończyło, ponieważ dużego stracha nam to wszystko zrobiło. Czekam na wrzesień, październik, gdy będziemy przenosić się do nowej siedziby. Mam nadzieję, że do tego czasu będzie wszystko dobrze, zaplanowane otwarcie i praca w nowych warunkach.
Czym zajmujesz się, gdy znajdziesz chwilę wolną. Masz inne pasje?
Zawsze miałem inne pasje. Na pewno wyjazdy rodzinne z przyjaciółmi na wakacje kamperem. Z okazji długiego czerwcowego weekendu zamykamy firmę i wybieramy się na razie na Mazury, ponieważ dalej nie możemy. Czekamy wszyscy z utęsknieniem na to. Następną rzeczą są narty, które w mojej rodzinie są tak samo lubiane, jak Motorsport. Dlatego czekamy również na okres zimowy. Zawsze to powtarzam, jak tłumaczę różne rzeczy, że jazda samochodem ma dużo wspólnego ze slalomem. Skręcając samochodem, podobnie jak na nartach, musimy myśleć już o kolejnym punkcie, następnym zakręcie. Dla mnie są to mocno zbliżone dyscypliny.
Po dwudziestu pięciu latach w sporcie czego się nauczyłeś?
Wszystko na pewno sprowadza się do hartu ducha. Było wiele sytuacji, w których powinienem sobie powiedzieć – basta, zostaw ten sport, nie robię tego więcej. Tak samo jest w biznesie i życiu. To mnie nauczyło wytrwałości. W życiu też pojawia się złość, ale trzeba złapać oddech i dalej wszystko kontynuować i z byle powodu się nie łamać. Lubię mieć cele, do których dążę biznesowo, rodzinnie i sportowo.
Największe marzenia są jeszcze przed Tobą?
Jestem marzycielem całe życie, mam dużo planów i pomysłów. Większość z nich wiąże się z odpowiednim budżetem. Jednym z marzeń jest na pewno posiadanie sprzętu i pieniędzy do walki o pierwsze miejsce w klasie SuperCars. W tym roku zależy mi na wyścigach. Wiemy, że jak wszystko zagra, to będzie dobrze. Jeśli chodzi o życie, to zdrowie jest najważniejsze, ponieważ z resztą sobie można dać radę, szczególnie przy moim uporze.
Co zrobisz, gdy znikną wszystkie obostrzenia epidemiczne?
Jak już będzie normalnie, na pewno wyjadę gdzieś dalej z rodziną. Trzymam mocno kciuki za to, żeby zniknęło to wszystko raz na zawsze. Mieliśmy dużo planów wyjazdowych i chcę, żeby dzieci też skorzystały z tego świata, a nie spędziły życie przed komputerem razem z tymi strasznymi elektronicznymi lekcjami.
Foto. Dudek DV Photography