Założyciel | Redaktor naczelny Pasjonat motoryzacji i marketingu - wielu mówi, że urodził się z benzyną we krwi, lecz lekarze wciąż mają wątpliwości jak to możliwe.

Dziennikarstwo motoryzacyjne przybiera różne formy, ale Tejsted reprezentuje styl, który ma dostarczać emocji oraz wprowadzać w nostalgię

Z początku to miała być zwykła rozmowa, kontynuacja tego co zaczęliśmy pod hasłem „O tym jak Śniadanie spotkało się z Gablotą”. Publikacja tamtego wywiadu miała miejsce 29 maja 2019 roku i niedługo po tym zaczęliśmy pracę nad dalszą częścią naszej „zwykłej” rozmowy. Jednak czas pokazał, że to wcale nie będzie takie proste. Rozmowa przerodziła się w wywiad rzekę, świętowanie jubileuszu Tejsted oraz wiele ciekawych spotkań i mniejszych rozmów. To jak benefis, taka długa rozmowa pełna wspomnień. Rozmawiając ze Sławomirem Porosem można naprawdę stracić rachubę czasu. Jak sam mówi, chciałby być Ernestem Hemingwayem polskiego pisarstwa motoryzacyjnego. Odniosłem wrażenie, że mojemu rozmówcy do pełni tego obrazu brakuje tylko płonącego cygara, które będzie symbolem powolnego upływu czasu. Zapraszam was do mojej rozmowy z człowiekiem, który reprezentuje własną ideę dziennikarstwa motoryzacyjnego.


Klasyki

Tejsted

Karol Filipiak: Zaczynając rozmowę muszę zadać Ci to pytanie: “Czym jest dla Ciebie motoryzacja”?

Sławomir Poros: Trudne pytanie. Myślę, że cała ta rozmowa będzie odpowiedzią na nie. Swoją drogą, bardzo Ci dziękuję za zaproszenie do tego wywiadu, to prawdziwa przyjemność, szczególnie gdy dowiedziałem się, że Wokół Motoryzacji powstało po części pod wpływem Tejsted. Od razu przepraszam, że tak długo musiałeś czekać na tę rozmowę.

Obserwując zarówno Tejsted jak i twoje Social Media nietrudno odnieść wrażenie, że klasyki i cała klasyczna motoryzacja wiele dla Ciebie znaczą. Skąd ten sentyment albo też sympatia do nich?

Paradoksalnie w jakimś stopniu tęsknię za czasami, których nigdy nie poznałem. To nie tylko chodzi o motoryzację, ale ja lubię ten klasyczny sposób myślenia, projektowania, tworzenia, przeżywania, te dzikość! Szczególną słabość mam do wszelkich ekspedycji, wypraw i wyścigów wytrzymałościowych, które miały miejsce w przeszłości.

Diablo, Eleanor, Dino czy Stratos to są ikony motoryzacji, a Ty miałeś możliwość i okazję z nimi obcować. Jakie to jest uczucie, gdy siedzisz za kierownicą legendarnego samochodu i jest to twoja praca?

W momencie, gdy już trafiasz za kierownicę takiego auta, to muszę Cię rozczarować, ale czujesz się dość normalnie, chociaż nie da się ukryć, że zawsze towarzyszy temu atmosfera podniecenia i stresu. Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało pretensjonalnie, ale w tym
momencie myślisz wyłącznie o tym, żeby się skupić na jeździe i eliminować głupie błędy, które mogą dużo kosztować. Raczej mało jest czasu na romantyczne rozmyślania. Dużo dzieje się przed, bo zadajesz sobie mnóstwo pytań, jak dane auto pachnie, jak się prowadzi, jak się będziesz czuł w środku, a ja ze względu na swoje koszykarskie rozmiary dodatkowo zastanawiam się czy dosięgnę do pedałów. Później jest ten moment, gdy musisz zrobić robotę, czyli przejechać z punktu A do B. Dopiero w momencie, gdy ochłoniesz jest czas na refleksję i nawet nie wiesz kiedy, a już odpowiedziałeś sobie na wszystkie pytania dotyczące danego pojazdu. Tejsted nigdy nie było moją pracą, patrzę na to z perspektywy realizowania hedonizmu.

Bardziej prywatne pytanie, czym jeździsz na co dzień?

Volvo 850 GLE

Samochód dla Ciebie wyjątkowy z wielu względów, ale nie dla wszystkich jest to oczywiste. Opowiedz nam trochę tej historii

Kupiłem go dokładnie w dniu 26. urodzin. Należał niegdyś do pracownika konsulatu w Niemczech, później przyjechał do Polski i trafił w moje ręce. Pierwsza rejestracja była w 1994r., ale produkcyjnie jest to 1993r., więc jesteśmy równolatkami. Rozbierając kiedyś deskę rozdzielczą znalazłem podpis montera z listopada 1993r. Reasumując, w dniu 26. urodzin kupiłem 26 letnie auto.

Nie da się ukryć, że Volvo 850 to klasyk i auto na swój sposób specyficzne, co sam pewnie potwierdzisz. Nie przeszkadza Ci to na co dzień? Bo z jednej strony chcesz o to auto dbać, a z drugiej strony dalej jest należycie eksploatowane.

Pytanie czy to już jest klasyk. Myślę, że bliżej mu do youngtimera, choć też pewnie można by z tym polemizować. Z pewnością 850 to model przełomowy dla Volvo, który fajnie się starzeje, jest tani, ciekawy i nie jest Mercedesem. To duże auto, a ja swój pierwszy egzamin z prawka oblałem na parkowaniu, więc już sam możesz sobie wyobrazić jak wygląda moje życie w centrum Łodzi z tym klockiem. Wiek też robi swoje, częściej trzeba coś przy nim zrobić, trzeba też akceptować niektóre zmarszczki, rysy, skrzypnięcia, 27 lat użytkowania musi dać o sobie znać.

Nie myślałeś o czymś starszym? Jakiś klasyczny Mercedes z lat 80. albo Lancia czy Maserati z tych pięknych czasów?

Mercedesy i BMW nigdy nie były mi szczególnie bliskie, jest ich już wystarczająco dużo na naszych drogach w najróżniejszych odmianach. Najbardziej realne jest Integrale.

Jakbyś mógł wybrać jeden klasyczny samochód, nie zważając na pieniądze, co to by było?

Wyprawowe Porsche 911 na lifcie, koniecznie z namiotem na dachu.

Spotkania “Śniadanie i Gablota” są świetną okazją do spotkań również klasycznych samochodów. Jakie perełki tam wypatrzyłeś?

To prawda, przyjeżdża wiele ciekawych aut. Moimi ulubionymi, z tych które nas odwiedziły dotychczas, było Volvo P1800, BMW Z8, Delta Integrale i Clio V6.

Masz już dosyć bogaty dorobek w Tejstach klasycznych samochodów, ale na pewno jest jeden taki, który bardzo byś chciał opisać i wiesz, że jesteś w stanie go zdobyć na potrzeby artykułu.

Mam w głowie całą listę takich aut! Powoli skreślamy wielką piątkę Lancii – Fulvia była, Stratos był, Integrale było, zostały jeszcze 037 i S4, a z aut współczesnych z pewnością Koenigsegg.

Wiele osób ubolewa nad tym, że tamte czasy w motoryzacji już nie powrócą. Myślisz, że to dobrze? Że lepiej iść do przodu?

Oczywiście, że powinniśmy iść do przodu. Nie chciałbym, żeby dentysta znieczulał mnie metodami sprzed 40 lat, albo żebyśmy cały czas uważali, że Ziemia jest płaska. Motoryzacja też powinna, a nawet musi, iść do przodu i rozwijać się, choćby pod względem bezpieczeństwa, ale chciałbym w niej więcej pasji i szaleństwa sprzed kilkudziesięciu lat.

Współczesność

Tejsted

W działalności Tejsted zdecydowanie wyróżnia się jedna rzecz – ARTcar. To połączenie sztuki i motoryzacji w dosyć niecodziennym wydaniu. Skąd pomysł na taką formę?

Bo nikt inny w Polsce nie robił tego na taką skalę jak my. Poza tym motoryzacja i sztuka, to dwa światy, które od zawsze się wzajemnie przenikają i ten projekt bardzo mnie ekscytuje na poziomie twórczym.

W tym roku ARTcar powstał inspirowany sztuką Stanisława Szukalskiego. Jak przebiegały prace nad samochodem?

Na początku miała to być mała artystyczna inicjatywa, a skończyło się na międzynarodowej współpracy, o której dowiedział się Leonardo Di Caprio. Szukalski Art Car 2019 swój początek miał w pewnej nocnej rozmowie z Kamilem Śliwińskim, który prowadzi inicjatywę Polish Masters of Art. Szukałem inspiracji na kolejne auto i wtedy Kamil podesłał mi link do filmu na Netflixie – Struggle: The Life and Lost Art of Szukalski. Obejrzałem i tej samej nocy wysłałem mu wiadomość o treści „Robimy to!” Wydawało się, że nie będzie to bardziej skomplikowane niż nasz Beksiński Art Car 2018, a wyobraź sobie, że o prawa autorskie do dzieł, które chcieliśmy wykorzystać, zabiegali reżyserzy filmu o Szukalskim u samego Glenna Braya, czyli jedynego spadkobiercy artysty. W tym celu niezbędna była ich wizyta w USA. Później poznałem Państwa Dobrowolskich podczas premiery Szukalski Art Car w Warszawie i ich szczere wzruszenie było największą nagrodą za te kilka miesięcy piętrzących się problemów. Warto wspomnieć, że projekt nie powstałby, gdyby nie mecenat zaprzyjaźnionej firmy Car House z Łodzi.

BMW również ma swoje ARTcar i ich ostatni projekt zakładał pomalowanie M6 GT3. Rozważacie zaimplementować elementy ARTcar do motorsportu we współpracy z jakimś zespołem? Zobaczyć coś takiego w Le Mans 24h wiedząc, że to polski produkt – niesamowite!

To by było coś! Ja bardzo chętnie podejmę się tego wyzwania, chociaż w wyścigach liczy się każdy gram, a malowanie pędzlem z pewnością nie należy do najlżejszych technik, ale i na to by się coś zaradziło. Wyobraź sobie wyścig, trzydzieści nudnych samochodów
na linii startu i dwa totalnie odjechane art cary z jednego zespołu. Nawet nie musisz wygrać tego wyścigu, bo już wiadomo kto jest ulubieńcem tłumu.

W 2019 roku pierwszy raz wystawiliście się na targach Warsaw Motor Show. Wasze stanowisko przeniosło atmosferę ze Śniadań i było bardzo nietypowe. Planujecie więcej takich inicjatyw?

To było dla nas duże przedsięwzięcie organizacyjne. Ogrom pracy włożył w to wydarzenie zespół Śniadanie & Gablota Wrocław z Maćkiem Jasińskim na czele, który dowodził tym projektem i właściwie gdyby nie oni to nie moglibyśmy mówić o tym, że nasz udział w WMS 2019 był pełnym sukcesem. 320 mkw atrakcji, to stoisko było zupełnie takie jak my – kolorowe, pełne życia i ciekawych ludzi, odwiedzili nas Richard Hammond, Przemek Kossakowski, Miko Marczyk, a Ben Collins zjadł przy naszym stole śniadanie. Było naprawdę dobrze!

Myślisz, że jesteśmy skazani na elektryczną rewolucję biorąc pod uwagę fakt, że już każdy producent sięga po takie rozwiązanie?

Nie jestem ekspertem, ale chyba jesteśmy i to tylko dlatego, że ktoś tak kiedyś powiedział, a później ktoś inny to powtórzył wystarczająco głośno. Nie jestem fanem „elektryków”, więc to obcy temat dla mnie.

Testowałeś Lexusa LFA, Porsche 911 czy Nissana GTR. Myślisz, że jest w tych samochodach ten sam duch co w twoim Volvo 850? Ta sama miłość do motoryzacji i pasja?

To już zakrawa o motoryzacyjną filozofię. Myślę, że jak najbardziej tak, ale to kwestia subiektywna, co ktoś widzi i czuje w danym aucie. Wartość rynkowa nie jest dla mnie żadnym wyznacznikiem motoryzacyjnej pasji, tu chodzi o bezcenne emocje, które konkretnie ciebie wiążą z danym pojazdem.

Jak patrzysz na takie Porsche 911 albo Mercedesa G klasę i widzisz ten postęp technologiczny na przestrzeni kilkudziesięciu lat to nie masz wrażenia, że choć samochody ewoluują to wciąż są tworzone według tej samej idei?

G-Klasa w swojej filozofii już trochę odpłynęła i ta koncepcja też się mocno zmieniła. Kiedyś w ramach promocji G-Klasę zabierano na Saharę, albo do dżungli, dzisiaj już się odchodzi od tego, bo zmienił się profil klienta, do którego trafia to auto. 911-tka to inna bajka, rok w rok coraz doskonalsze auto, tłuczone już od tylu lat, że obecnie w segmencie sportowym nie ma drugiego tak niezawodnego samochodu. W przypadku Porsche ta koncepcja bardzo dobrych osiągów przy minimalnej zawodności sprzętu pozostała żywa mimo upływu lat.

Jaki samochód według Ciebie przeszedł największą rewolucję na przestrzeni lat? I wciąż pozostał sobą?

Suzuki Jimny! Absolutnie fenomenalny samochód.

Przyszłość

Tejsted

Tejsted reprezentuje niecodzienne podejście do motoryzacji, bo skupia się na emocjach. Myśli, że to jest podstawą waszego sukcesu?

Bardzo możliwe, ja zawsze staram się tworzyć takie materiały, które mnie samego interesują, wciągają na etapie przygotowań i bardzo mocno angażują. Tego oczekuje wymagający Czytelnik – dobrej niebanalnej historii.

Myślisz, że Ty jako Sławomir Poros osiągnąłeś sukces w branży? Taki osobisty, niekoniecznie jako któryś z twoich projektów.

Nie. Ja mam ciągły niedosyt działania i nie czuję, żebym osiągnął jakiś sukces. Ja piszę, ludzie czytają, to mnie cieszy. Chociaż poznałem 5 albo 6 osób, w tym również Ciebie, które powiedziały mi, że same zaczęły coś robić „bo Tejsted” i to mógłbym uznać za mój największy sukces.

Teraz tworzysz TEJSTED RE:BORN, czyli nowa jakość, nowy styl, wielki powrót. Co dalej będzie w wykonaniu Tejsted? Kolejne ARTCary? Jakiś nowy projekt?

RE:BORN to przede wszystkim nowa jakość, nad którą pracowaliśmy przez lata. Co za tym idzie, Tejsted nigdy nie będzie miało milionów Czytelników, bo świadomie kierujemy się w stronę bardzo mocno określonej grupy odbiorców. Czytelnicy Tejsted to ludzie poszukujący, lubię ich tak nazywać, rządni czegoś ciekawego, nieoczywistego, inspirującego, ale oczywiście z tym motoryzacyjnym tłem.

Tejsted – sukces; Śniadanie i Gablota – sukces; ARTcar – sukces; Targi – sukces. Następny sukces już planujesz czy odpuszczasz w przyszłym roku?

Bardzo bym chciał odpuścić! Ja chyba już trzy razy zamykałem Tejsted, ale zawsze znalazł się ktoś, kto zaproponował zrobienie czegoś fajnego i odkładałem ten moment na później. Mam nadzieję, że gdy w tym roku będę chciał napisać post pożegnalny to nikt już nie zadzwoni. A tak poważnie, wszystkie projekty, które wymieniłeś, a jeszcze o przynajmniej dwóch nie wspomniałeś, to nie są wyłącznie moje dzieła. Nie chciałbym, żeby tak to było odbierane. Oczywiście, jestem elementem tych przedsięwzięć, trybikiem, może czasem kołem zamachowym, ale ten końcowy efekt jest możliwy wyłącznie dzięki zgranemu zespołowi. Ja udzielam Tobie wywiadu, bo tak jest wygodnie ze względu na logistykę, ale tak naprawdę powinno siedzieć tutaj ze mną minimum dziesięć osób, z którymi dzień w dzień współpracuję.

Gdzie jest w tym wszystkim klucz, że każde Twoje działanie przybiera taką skalę i zyskuje popularność? Skąd bierzesz siłę do działania?

Ja z natury jestem bardzo leniwy, ale tak jak już Ci wspomniałem, jestem częścią pewnej grupy, która wzajemnie się nakręca do różnych działań i czasem po prostu głupio odpuszczać.

Myślisz, że łatwo jest zaistnieć w tej branży? Przebić się do dużej publiki?

Dziś? Przy tak rozwiniętych social mediach? Żaden problem! Przy odpowiednim budżecie, w ciągu dwóch tygodniu możesz zostać gwiazdą na polskiej scenie mediów automotive. Pytanie czy chcesz tworzyć, czy tylko zaistnieć.

Tejsted szuka ciekawych historii i je opowiada w interesujący sposób. Myślisz, że za 5 czy 10 lat wciąż będziesz w stanie opowiedzieć o “współczesnej” motoryzacji w ten sam sposób jadąc w ciszy elektryczną Teslą czy Volkswagenem?

Tak, bo nie wierzę, że przestaną rodzić się szaleni ludzie, którzy będą mieli ochotę zrobić coś niesamowitego w motoryzacji, co za tym idzie dać mi okazję do napisania o tym.

Nurtuje mnie to pytanie od dłuższego czasu, więc chyba najwyższy czas by je zadać. Napisałeś świetny artykuł o Bublewiczu, historia zapiera dech w piersiach i widać, że włożyłeś w to dużo serca. Nie myślałeś kiedyś sam o startowaniu w rajdach? Nawet KSJ z niedużym budżetem.

Tak, Bublewicz był niezwykłym materiałem i do tego bardzo ciepło przyjętym przez publiczność amerykańską na Petrolicious oraz polskie środowisko rajdowe, co mnie ogromnie ucieszyło. Kiedyś Miko Marczyk przedstawiał mnie w towarzystwie i powiedział o mnie – Poros, genialnie pisze o samochodach, ale nie jest najszybszy za kółkiem! I to jest prawda, z którą się pogodziłem. Ja nie chcę wchodzić w coś w czym nie byłbym naprawdę dobry. Próbowałem, ale nie mam naturalnych predyspozycji do bycia rajdowym mistrzem nawet na poziomie KJS, a to by mnie bardzo irytowało. Piszę i robię eventy, w tym się całkowicie spełniam.

Sławomir Poros za 10 lat – gdzie siebie widzisz?

Chciałbym być takim Ernestem Hemingwayem polskiego pisarstwa motoryzacyjnego. Wiesz, pić rum, palić cygaro, pisać jeden artykuł miesięcznie, dostawać za niego kupę kasy i żyć powoli z widokiem na góry.

Kończąc już naszą rozmowę, wierzysz, że polska scena motoryzacyjna ma szansę kiedyś doskoczyć do poziomu prezentowanego np. w Londynie? Odważne konfiguracje samochodów, szalone testy i ta wolność kontaktu między ludźmi z tego środowiska?

Może kiedyś, ale jeszcze dużo pracy przed nami.

Karol, jeszcze raz bardzo dziękuję za rozmowę i życzę wytrwałości całej Waszej redakcji w dalszym rozwijaniu Wokół Motoryzacji!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *