Charles Leclerc triumfował pierwszy raz od rundy w Australii i wyrusza w pogoń o mistrzowski tytuł. Podium uzupełnili Verstappen i Hamilton.
Sprinterski format weekendu w Austrii przyczynił się do zachwiania struktury zmagań. Kwalifikacje odbyły się już w piątek, wówczas górą o długość paznokcia był Max Verstappen, za którym uplasowali się Charles Leclerc i Carlos Sainz. Identyczne podium mogliśmy oglądać po sobotnim sprincie, jednak tym razem Holender zwyciężył z zauważalną przewagą nad rywalami z Maranello. Sobotnia kolejność ustawiła stawkę do niedzielnego wyścigu, więc za wspomnianą trójką znalazł się George Russell, a dalej Sergio Perez i Esteban Ocon. Na ósmym polu startowym uplasował się Lewis Hamilton, który po piątkowym wypadku miał nadzieje na walkę w ścisłej czołówce.
Na starcie bardzo dobrze zachował się Verstappen, który pewnie ruszył i utrzymał prowadzenie. Drugie miejsce wciąż zajmował Charles Leclerc, natomiast w walkę o trzecią lokatę uwikłali się Sainz, Russell i Perez. Hiszpan uciekł rywalom na wyjściu z trzeciego zakrętu, jednak walka o czwartą pozycję trwała w najlepsze. Wszystko skończyło się w T4, gdy Perez jadący po zewnętrznej i Russell po wewnętrznej szczepili się, co wyrzuciło Meksykanina poza tor. Za ten incydent Brytyjczyk otrzymał karę pięciu sekund, z kolei zawodnik Red Bulla musiał odwiedzić swoich mechaników na naprawy. Dobry początek zaliczył duet McLarena, obaj kierowcy stajni z Woking wskoczyli do czołowej dziesiątki – Ricciardo był dziewiąty, a Norris dziesiąty.
Na czwartym kółku Mick Schumacher odzyskał pozycję na rzecz Lewisa Hamiltona, który wyprzedził Niemca w początkowym zamieszaniu. Na czele Charles Leclerc trzymał się blisko Maxa Verstappena, czekając na błąd urzędującego mistrza świata. W drogę liderom wszedł dublowany Sergio Perez, który przez krótki czas wspomagał swojego kolegę z ekipy systemem DRS. Nie trwało to jednak długo, podobnie jak oczekiwanie Leclerca na atak. Monakijczyk podjął nieudaną próbę już na 10. okrążeniu, dwa kółka później wymierzył już jednak odpowiednio i objął prowadzenie w GP Austrii. Chwilę później Verstappen zameldował się u swoich mechaników, dość szybko pozbywając się pośredniej mieszanki.
Po początkowym marazmie do pracy zabrał się Lewis Hamilton, w atrakcyjnym dla oka stylu ponownie wyprzedzając Schumachera. Brytyjczyk prędko uporał się także z drugim Haasem, Kevinem Magnussenem, i popędził za Estebanem Oconem. Ten jednak zjechał do alei serwisowej, podobnie jak zawodnicy Haasa. Mimo to Hamilton nie mógł się nudzić, ponieważ na jego plecach znajdował się już Max Verstappen. Holender wstrzymywał się chwilę z atakiem, lecz z pomocą DRS-u manewr został przeprowadzony z łatwością. Ze świeżych opon korzystał również wspomniany Ocon, który wyprzedził najpierw Fernando Alonso, a potem Guanyu Zhou. W tamtym rejonie stawki mieliśmy do czynienia z ogromną batalią, w którą uwikłali się także reprezentanci Haasa oraz Lando Norris. W pewnym momencie zawodnicy jechali we czwórkę koło w koło, ostatecznie górą z pojedynku wyszedł Kevin Magnussen.
26. okrążenie przyniosło pierwszą wizytę u mechaników Charlesa Leclerca, co kółko później uczynił także Carlos Sainz. W sukurs poszedł im Lewis Hamilton, który wrócił na tor tuż za Oconem i Strollem, pokonując ich w walce po kilku okrążeniach. Na czele stawki znajdował się Verstappen, jednak tego dnia Red Bull słabo radził sobie z oponami. Z tego powodu do Holendra w mgnieniu oka dojechał Leclerc, dla którego manewr był formalnością. W międzyczasie posypały się pierwsze kary za przekraczanie limitów toru. Pechowcami zostali Gasly i Norris, a pod lupą sędziów znajdowała się większość stawki, w tym duet Ferrari i Hamilton.
Dla wspomnianego Gasly’ego był to dopiero początek problemów, gdyż kilka okrążeń później Francuz spowodował kolizję z Sebastianem Vettelem, za co otrzymał kolejną karę. Świetny weekend kontynuowali natomiast kierowcy Haasa, którzy uporali się z Lancem Strollem i jechali po duże punkty dla zespołu. Chrapkę na solidną zdobycz miał również Russell, który przebijał się po karze i celował w kolejny finisz w czołowej piątce. Na 49. kółku ponownie u mechaników znalazł się Leclerc, a okrążenie później Sainz. Kierowcy Ferrari znów musieli uporać się z Maxem Verstappenem, jednak różnica tempa nie zwiastowała żadnych problemów. Monakijczyk objął prowadzenie cztery kółka po wyjeździe z boksu, Hiszpan jechał kilka sekund z tyłu. Gdy triumfator wyścigu z Silverstone szykował się do ataku, w jego bolidzie wybuchł silnik, odbierając marzenia o dublecie Ferrari.
W związku z zaparkowanym bolidem na torze pojawiła się wirtualna neutralizacja, podczas której Leclerc i Verstappen założyli świeże opony pośrednie. W końcówce Holender próbował gonić lidera, jednak nie miał wystarczająco dobrego tempa. Światełkiem w tunelu były problemy z pedałem gazu w bolidzie Monakijczyka, jednak nawet to nie wystarczyło, aby odebrać mu pierwszy triumf od GP Australii. Podium uzupełnił Lewis Hamilton, za którym na metę wpadł George Russell. Piąta lokata należała do Estebana Ocona, z kolei szósty był Mick Schumacher, odnotowując swój rekord kariery. W czołowej dziesiątce znaleźli się jeszcze Norris, Magnussen, Ricciardo oraz Alonso. Hiszpan wskoczył do punktów rzutem na taśmę, wyprzedzając Valtteriego Bottasa na ostatnim kółku niedzielnej rywalizacji.
Zwycięstwo w GP Austrii pozwoliło wrócić Leclerkowi na pozycję wicelidera mistrzostw świata. Monakijczyk zmniejszył delikatnie stratę do Maxa Verstappena, która wynosi obecnie 38 oczek. Wśród konstruktorów górą wciąż jest Red Bull, przewaga nad stajnią z Maranello to 56 punktów. Karuzela Formuły 1 wstrzymuje teraz na chwilę swój oddech, który trzeba złapać po dwóch wyczerpujących weekendach. Kolejna runda mistrzostw świata za 2 tygodnie we Francji na torze Paul Ricard.
fot. materiały prasowe serii; Red Bull Content Pool