Miłośnik motoryzacji i motorsportu. Staram się cieszyć pasją na różne sposoby - od dziennikarstwa, przez amatorską rywalizację na torze, po konstruowanie bolidów w ramach AGH Racing - zespołu Formuły Student.

Grand Prix Wielkiej Brytanii przyniosło Nam wiele niespodzianek oraz zwrotów akcji i może z powodzeniem aspirować do tytułu “Race of the season”

Union Jack na szczycie brytyjskiej ziemi, czyli Grand Prix na torze Silverstone. Ależ to był ciekawy wyścig. Niczego tutaj nie brakowało, ale po kolei. Już na starcie pełno było akcji. Vettel wskoczył przed Gasly’ego, ale najlepszy start prawdopodobnie należy do Norrisa, który najpierw przegonił, a następnie dobierał się do skóry Francuzowi z Red Bulla, co ostatecznie zakończyło się jedynie lekkim kontaktem.

Lekkim kontaktem za to nie można nazwać wypadku kierowców Haasa, przez co obaj ostatecznie wycofali się z wyścigu. Już się nie mogę doczekać drugiego sezonu Drive to Survive. W dalszej części wyścigu również nie brakowało akcji. Pojedynki Hamiltona z Bottasem, Ferrari z Red Bullem, jak i liczne pojedynki w środku stawki. Jednakże prawdziwym punktem zwrotnym było wyjechanie samochodu bezpieczeństwa po utknięciu Giovinazziego w pułapce żwirowej przy zakręcie Club.

Jeśli należycie do osób, którzy jak ja wyśmiali Antonio w czasie wyścigu, jednakże nie oglądaliście studia Eleven po wyścigu, chciałbym tylko wspomnieć, że to nie Włoch zawinił, a po prostu pękła mu opona. Także, przepraszam Giovinazzi, tym razem to mój błąd. Wracając do wyścigu, cześć kierowców na wyjeździe samochodu bezpieczeństwa zyskała, a część straciła. Do największych szczęśliwców neutralizacji należy Lewis, który zyskał na niej darmowy pit stop i ostatecznie wygrał wyścig.

Pechowcem na pewno jest Valtteri, który nie dość, że przez obraną strategię musiał zjechać dwa razy na wymianę opon, przy czym ani razu nie zrobił tego przy samochodzie bezpieczeństwa. Ostatecznie mimo startu z pole position, ukończył on wyścig za zespołowym kolegą. Na strategię narzekał również najmłodszy kierowca w stawce. Przez podwójny pit stop Norris stracił szansę na punkty. Po neutralizacji Perez uszkodził przednie skrzydło przy walce z Hulkenbergiem, przez co ostatecznie wyścig ukończył jako ostatni.

Ale jeśli myślicie, że kierowcy Williamsa zyskali tylko jedną pozycję to grubo się mylicie. A to wszystko za sprawą kierowcy, który zapewne dla wielu zasługuje na tytuł “dzbana wyścigu”. Jadący na 3 miejscu Vettel został wyprzedzony na zakręcie Stove przez Verstappena, a Niemiec starał się trzymać za nim w tunelu aerodynamicznym. Seb jednak zaspał z hamowaniem, wbił się w tył bolidu Red Bulla i obaj wylądowali na żwirze. Nie przeszkodziło to im jednak w kontynuacji jazdy, jednakże były tego konsekwencje.

Verstappen miał więcej szczęścia, kończąc na 5 miejscu tuż za Gasly’m, natomiast sprawca zdarzenia, Vettel, nie dość, że musiał zjechać na wymianę przedniego skrzydła, spadł za kierowców Williamsa, to jeszcze dostał karę 10 sekund. O ile karę w Kanadzie uważam za niesłuszną, tak w tym przypadku w 100% zgadzam się z decyzją sędziów. Wspominałem wcześniej o pierwszych dwóch miejscach, na ostatnim stopniu podium uplasował się Leclerc, zmniejszając tym samym stratę do Vettela do 3 punktów. Za nim dojechał Gasly, który zrównał tym samym swój najlepszy jak dotąd wynik osiągnięty w Bahrajnie za kierownicą Toro Rosso.

Tytuł „Best of the rest” uzyskał tym razem Carlos Sainz. Dalej Ricciardo, Räikkönen, Kvyat, a ostatnie miejsce w pierwszej dziesiątce Albonowi (który później również spadł za Norrisa) odebrał Hülkenberg. Za 11. Norrisem i 12. Albonem dojechał 13. Stroll. Kierowcy Williamsa ukończyli na 14. i 15. miejscu, z czego Russell ponownie na przedzie. Za nimi Vettel, a na ostatnim miejscu Perez.

Co tu dużo mówić, weekend ten można zaliczyć do jednych z najlepszych w tym roku. Grand Prix Wielkiej Brytanii obfitowało w masę akcji, ale… no właśnie, ale co z tego, jak mistrzostwa już na tym etapie można uznać za rozstrzygnięte, a jedynie wybuch bomby atomowej w Brackley i mogłoby przeszkodzić Srebrnym Strzałom w zdobyciu 6 już tytułu pod rząd. To jest przykre, że Mercedes i Lewis robiąc wszystko dobrze psują przy tym sport. Bo nie oszukujmy się, dominacja w żadnej dyscyplinie nie należy do dobrych rzeczy, a ta Mercedesa jest największą w historii Formuły 1. Chociaż tak naprawdę to nie Lewis psuje walkę o tytuł mistrza, ale brak konsekwencji i rozpaczliwe chwytanie się brzytwy przez konkurencję daje Mercedesom swobodę wygrywania.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *