Daniel Ricciardo w ostatnim wyścigu został poproszony o przepuszczenie Lando Norrisa. Australijczyk zdecydował się skomentować całe zajście.
Polecenia zespołowe w Formule 1 są nieustannie jednym z najgorętszych tematów do rozmów. Kiedyś były dopuszczone, później zakazane, niedawno znów przywrócono je do życia. Według wielu kibiców zabija to ducha sportu i sprawia, że rywalizacja jest ustawiana. W ostatnich latach mieliśmy kilka słynnych team orders, w tym ten z wyścigu na Hockenheim w sezonie 2010. Wówczas Felipe Massa musiał przepuścić Fernando Alonso, oddając przy okazji pewne zwycięstwo. Jak się później okazało, Brazylijczyk już nigdy nie wygrał żadnego Grand Prix, ostatnią szansę zabrał mu jego zespół. Takie sytuacje są jednak rzadkością, zawodnicy na czele zazwyczaj mogą ze sobą walczyć. Inaczej sytuacja ma się w środku stawki, gdzie różnice są znacznie mniejsze i każda sekunda jest na wagę złota. Takie zdarzenie mogliśmy zaobserwować podczas wyścigu na Imoli, gdy Daniel Ricciardo musiał przepuścić Lando Norrisa. Australijczyk dopiero aklimatyzuje się w ekipie i wciąż nie jeździ na swoim optymalnym poziomie, dlatego też w pełni rozumie decyzję zespołu.
To był taki moment, gdy musiałem schować moją dumę do kieszeni. W pełni rozumiem decyzję zespołu, wcześniej dali mi szansę pokazania swojego tempa. Na niektórych okrążeniach jechałem naprawdę szybko, jednak gdy cisnąłem, to mocno zużywałem prawą przednią oponę. Miałem swoją okazję, której zbytnio nie wykorzystałem. Nie ma powodu, żeby się obrażać czy stawiać się ekipie, gdyż byli sprawiedliwi w swoich działaniach.
Daniel Ricciardo
Australijczyk nie może zaliczyć do udanych początku sezonu. Na papierze wyniki wyglądają nieźle, jednak w porównaniu z Norrisem sympatyczny kangur wypada blado. Brytyjczyk w Bahrajnie był czwarty, natomiast w niedzielę stanął na najniższym stopniu podium. Dla porównania Daniel Ricciardo na torze Sakhir dojechał siódmy, a na Imoli szósty. Naturalnie trzeba pamiętać, że w nowym zespole wymagany jest okres aklimatyzacji. Z biegiem czasu Australijczyk zapewne dogoni, a może nawet przegoni swojego kolegę z ekipy. O pojedynku wewnątrz McLarena wypowiedział się szef stajni, Andreas Seidl.
Mamy klarowane porozumienie między kierowcami i zespołem, że podczas wyścigu podejmujemy decyzje, które zwiększą nasze szanse na dobry rezultat. Z reguły pozwalamy się ścigać naszym zawodnikom. Gdy jednak trafią na siebie na torze i jeden z nich będzie wyraźnie szybszy, to podejmiemy odpowiednie działania o zamianie pozycji. Tak postąpiliśmy na Imoli. Naturalnie, chcemy jak najlepiej dla obu kierowców, przecież nie ma nic złego w walce między nimi. Jeśli team orders ma nam jednak pomóc w końcowym wyniku, to z pewnością z niego skorzystamy.
Andreas Seidl
Dla McLarena jest to najlepszy start sezonu od 2014 roku. Wówczas Brytyjczycy zaliczyli podwójne podium na otwarcie w Australii. Na kolejną wizytę na podium czekali do Brazylii 2019. Tym razem zapowiada się, że stajnia z Woking poczyniła krok naprzód i jest w stanie w miarę regularnie walczyć o podia. Do tego będzie potrzebować zaangażowania obu kierowców, aktualnie tylko Norris jest na swoim optymalnym poziomie. Daniel Ricciardo wciąż musi dotrzeć się z maszyną oraz zespołem. Zapewne będzie do tego potrzebował jeszcze kilku tygodni. Gdy Australijczyk dojdzie jednak do swojej formy, Lando może mu nie podołać. Następna szansa na pojedynek tej dwójki już za tydzień, wtedy Formuła 1 przeniesie się do Portugalii, na tor Portimao.
Foto. @MclarenF1
Comments