Sezon 2021 F1 to nie tylko walka o tytuł, ale wiele innych niesamowitych historii. Zapraszam na drugą część podsumowania.
Ferrari wstało z kolan
Drugą część podsumowania z dotychczasowego przebiegu sezonu 2021 F1 (pierwszą część znajdziecie tutaj) z pewnością trzeba zacząć od Ferrari. Po najgorszym sezonie od czterdziestu lat wszyscy zastanawiali się, czy Ferrari wstanie z kolan. Udało się – po połowie sezonu Ferrari zajmuje trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej i walczy o najniższy stopień podium z McLarenem. W Bahrajnie kierowcy zespołu spod czerwonego byka zajęli 6. i 8. miejsce. Dwa, trzy lata temu powiedzielibyśmy, że to fatalny wynik, ale na ten moment wszyscy cieszyli się z poprawy formy zespołu. Potem, już na Imoli, Sainz i Leclerc zajęli odpowiednio 4. i 5. miejsce. Zabrakło tylko dwóch sekund do podium. W Maranello mogli odetchnąć, lecz niedosyt i tak pozostał.
W tym miejscu trzeba pochwalić hiszpańskiego kierowcę. Już w drugim wyścigu potrafił uplasować się wyżej od Monakijczyka, mimo iż popełnił dużo błędów na trudnych warunkach na Imoli. Dalej było całkiem nieźle. Solidne punkty, choć moc i praca opon nie były atutami włoskiego zespołu. Zdarzały się jednak gorsze wyniki i Ferrari nierzadko wydawało się bezradne. Tak o swojej maszynie z perspektywy czasu wypowiadał się Sainz po wyścigu na Węgrzech:
Charakterystyka toru określa naszą czystą prędkość na okrążeniu. Opony mają wpływ bardziej na nasze osiągi podczas wyścigu. Nasz bolid jest dobry w wolnych zakrętach. Im wolniej, tym lepiej.
Carlos Sainz
Pewne rzeczy w F1 się nie zmieniają…
W Monako jednak moc nie ma dużego znaczenia, a bolid bardzo dobrze spisywał się w wolnych zakrętach toru. Dzięki temu Leclerc zdobył Pole Position mimo kraksy na ostatnim okrążeniu, a Sainz był czwarty. Wszyscy jednak zastanawiali się, czy Charles wystartuje z pierwszego pola. Niestety – kolejna “Grande Katastrofa”. Jadąc na pola startowe Leclerc nie mógł nagle wbijać biegów. Mechanicy nie mogli tego szybko naprawić i przez to Leclerc nie wystartował do domowego wyścigu. Częściowo nadrobił to Sainz, który zajął 2. miejsce. W Azerbejdżanie Charles niespodziewanie zdobył kolejne Pole Position. W tym momencie sezonu miał tyle samo pierwszych pół startowych co… Lewis i Max. W tym sezonie jednak Ferrari ma gorsze tempo wyścigowe niż kwalifikacyjne i po kilku nieszczęśliwych wypadkach zdołał zająć “dopiero” 4. miejsce.
We Francji po dobrych kwalifikacjach nastąpił kolejny zjazd formy. Przez fatalną pracę bolidu obaj kierowcy skończyli poza punktami – na 11. i 16. miejscu. Spielberg był Ferrari niezły, ale Silverstone – znakomite. Leclerc prowadził przez prawie całe zawody, dopiero tuż przed końcem Lewis objął prowadzenie po ataku w Copse. Charles był wściekły, ale w czystym tempie był lepszy od Bottasa i Norrisa, co nie umknęło uwagi kibicom. Na Węgrzech po karambolu, starcie z 15. miejsca oraz dyskwalifikacji Vettela, Sainz stanął na trzecim stopniu podium. Brawo, brawo Ferrari – oby tak dalej.
Lando Norris – rewelacja sezonu F1
Jeżeli w tamtym sezonie Brytyjczyk jeździł bardzo dobrze, to w tym – wybornie. Zdobył trzy podia, walczył o Pole Position dwukrotnie i gromi jednego z najlepszych kierowców w stawce – Daniela Riccardo. Brytyjczyka tylko w dwóch z jedenastu wyścigów nie było w pierwszej piątce; bolidem ze środka stawki! W Austrii, Wielkiej Brytanii i Monako czystym tempem Norris mógł walczyć o podium. Osiągnięć Lando w tym sezonie było sporo, ale uporządkujmy je.
W Imoli jego najlepszy czas (ostatecznie skreślony) był tylko o 0,047 s słabszy od czasu Mercedesa. Niestety najlepsze czyste okrążenie starczyło tylko na 7. miejsce. W wyścigu po słabszym starcie odrabiał straty i w pewnym momencie był na drugim miejscu. Dzielnie bronił się przed Lewisem. Ostatecznie zajął trzecie miejsce. W Portugalii przez długi czas utrzymywał się przed Perezem. W Monako kolejne świetne kwalifikacje i zasłużone podium. Na torze w Baku znów znalazł się tuż za podium, a we Francji był najlepszy w “F1 1,5”, mimo iż musiał przebijać się przez stawkę z dość dalekiej pozycji. Jednak moim zdaniem najbardziej zaimponował światu w Grand Prix Austrii, gdzie w kwalifikacjach był przed dwoma Mercedesami, a do ostatniego zakrętu na decydującym okrążeniu jechał szybciej od Verstappena, ostatecznie przegrywając z nim tylko o 0,048 sekundy. Natomiast w wyścigu długo wstrzymywał Lewisa, który koniec końców pochwalił Lando:
Such a great driver, Lando.
Lewis Hamilton
Takie rzeczy się nie zdarzają! 7-krotny mistrz świata pochwalił na torze kierowcę, który z nim walczył. Potem Norris wykorzystał problemy Hamiltona i zdobył trzecie podium w tym sezonie. Na Silverstone mogło być czwarte podium, ale przez zepsuty postój McLarena Lando był “tylko” czwarty. Na Węgrzech 21-latek znalazł się w złym miejscu i w złym czasie – odpadł w wyniku karambolu na pierwszym okrążeniu. Warto jeszcze dodać, iż Lando punktował w piętnastu wyścigach z rzędu od poprzedniego sezonu, a takiej serii nie ma w McLarenie Prost, Senna (choć wpływ ma na to również mniejsza liczba wyścigów w sezonie za czasów tej dwójki), a nawet Hamilton. Poza tym Lando urzeka kibiców swoją serdecznością i szczerością, przez co jest ulubieńcem wielu kibiców.
Zmiana barw
Wiele kierowców zmieniało barwy zespołu w tym sezonie F1. W tym gronie znajdują się: Vettel, Riccardo, Sainz, Perez. Mieliśmy też trzech debiutantów – Nikitę Maze(s)pina, Micka Schumachera oraz Nikiego Tsunode. Oprócz tego byliśmy świadkami wielkiego powrotu Fernando Alonso.
Najwieksze słowa uznania z grupy kierowców, którzy zmienili barwy zespołów należą się Carlosowi Sainzowi. Hiszpan, mimo bardzo krótkich testów, bardzo szybko zaaklimatyzował się w Ferrari. Już w drugim wyścigu sezonu był tylko dwie sekundy od podium. W Monako ustąpił w wyścigu tylko Maxowi. W katastrofalnym wyścigu we Francji wyraźnie lepiej poradził sobie od Leclerca. Zdarzały się wpadki, jak dziwna kraksa na Węgrzech w Q2, ale i tak należą mu się duże pochwały.
Trudna ta aklimatyzacja…
Z aklimatyzacją u pozostałych zawodników nie poszło tak łatwo. Sergio Perez do Grand Prix Hiszpanii był cieniem samego siebie, choć już w drugich kwalifikacjach sezonu, na Imoli, pokonał Verstappena. W Baku po awarii opony Maxa wygrał w dobrym stylu. Na torze Red Bulla przez swoją agresję zdobył więcej punktów karnych niż punktów do klasyfikacji kierowców. W sprincie przed Grand Prix Wielkiej Brytanii popełnił szkolny błąd, przez który potem w wyścigu nie zdobył nawet punktu, a na Węgrzech miał pecha.
Sebastian Vettel na początku też miał ciężko. Głupia kolizja z Oconem, brak tempa w początkowych rundach. Wszyscy wysyłali Niemca na emeryturę. Jednak ten w Monako nagle zajął 5. miejsce, a w Baku dzięki świetnej strategii i po przygodach rywali wspiął się na drugą pozycję. Potem znów było gorzej, w Austrii zupełnie nie miał tempa, a w Wielkiej Brytanii zaliczył kolejny dziwny “spin”. Jednak na Węgrzech wykorzystał nietypowe okoliczności i zdobył kolejne drugie miejsce. Przez błąd zespołu/niedopatrzenie w jego baku znajdowało się niestety zbyt mało paliwa i został przez to zdyskwalifikowany. Z kolei Daniel kompletnie sobie nie radzi. Ma trudny w prowadzeniu bolid i nowe otoczenie, z którym musi się oswoić, przez co jest cieniem samego siebie. Po prostu przykro się patrzy w tym sezonie na bolid #3. Czasem dotrzymuje tempo Norrisa, ale potem nagle ma problemy, które sam nie do końca rozumie. Życzymy wszystkiego najlepszego Australijczykowi, bo potrafi jeździć dużo lepiej.
Debiutanci młodsi i ci starsi
Haas F1 Team w tym roku ma dwóch młodych kierowców. Nie jest to dobra sytuacja, zwłaszcza, gdy wszystkie swoje siły już przed Grand Prix Bahrajnu postanowili przełożyć na sezon 2022. Przez swoje początkowe błędy Nikita Mazepin otrzymał przydomek “Mazespin”. Potem zbyt wiele wpadek nie popełniał, ale jeździł przeciętnie i raczej “snuł” się na końcu stawki. Mick, syn 7-krotnego mistrza świata, jeździł dobrze, ale popełniał dużo błędów. Kraksy zdarzały się średnio w co drugim weekendzie sezonu, co jest lekko niepokojące. Najśmieszniejszy był błąd przy wyjeździe z alei serwisowej, ale takie błędy na samym początku kariery mają prawo się zdarzać. Warto jeszcze wspomnieć, iż przez kilkanaście okrążeń utrzymywał za sobą Maxa i Lewisa na Węgrzech, co nie umknęło uwagi większości obserwatorów.
“Starszy debiutant”, czyli Fernando Alonso, nie najlepiej rozpoczął ten sezon F1. Regularnie przegrywał z Oconem, a sam do końca nie wiedział dlaczego. W Baku jednak, tak jak wcześniej zapowiadał, nastąpił przełom. Podczas ostatnich dwóch okrążeń po drugim starcie zyskał 5. pozycji, w Austrii miał szansę w kwalifikacjach na pierwszą piątkę, ale plany pokrzyżował mu Vettel pod koniec okrążenia. Podczas sprintu na Silverstone przesunął się na pierwszym okrążeniu z 11. na 5. miejsce, co było największym awansem na premierowym “kółku” w tym sezonie. Ostatecznie skończył sprint na 7. miejscu i na tej pozycji dzięki bardzo dobrej obronie ukończył wyścig. Fernando niesamowitą klasę pokazał na Węgrzech, ale do tego przejdę w dalszej części podsumowania.
Dzwon na Imoli
Teraz czas opisać najciekawsze wydarzenia z jedenastu pierwszych wyścigów. Warto obejrzeć tę kraksę tutaj. Większość obserwatorów uważa Russela za winnego, ale według mnie to Bottas zdecydowanie bardziej przyczynił się do tego incydentu. Ruch kierownicą Fina był ewidentny, a takich rzeczy, zwłaszcza na tak wąskim torze, po prostu się nie robi. Oboje byli wściekli, a takie reakcje po wypadku między kierowcami naprawdę rzadko się zdarzają. Zdarzenie nieco przypominało kraksę Vettela i Webbera z Turcji, ale tam było więcej miejsca i konsekwencje były mniejsze. Jednak tak naprawdę myślę, że oboje chcieli coś sobie i Toto Wolffowi udowodnić, choć prawdopodobnie nigdy do tego się nie przyznają.
Mercedes pobił kolejny rekord w Monako
Srebrne Strzały mogą zapisać sobie rekord najdłuższego pit-stopu w historii F1 który trwał… 43 godziny! Bottas zjechał na 30. okrążeniu do boksu, ale lewa opona nie chciała zejść z obręczy przez zakleszczoną zakrętkę. W wyniku tego Bottas musiał przedwcześnie zakończyć wyścig. Całą sytuację można zobaczyć tutaj. Warto jeszcze powiedzieć o reakcji Toto Wolffa, który obwiniał… Bottasa. Jego zdaniem Fin ustawił się w złym miejscu, przez co mechanik nie mógł dobrze odkręcić koła. Po porównaniu pit – stopów Hamiltona i Bottasa można było zauważyć, iż Bottas stanął tylko parę centymetrów od wyznaczonych linii. Oczywiście takie rzeczy zdarzają się nierzadko i to zwykle nie wpływa znacznie na długość pit-stopu. Argument Wolffa jest więc co najmniej dziwny i można sugerować, że to był tylko pretekst do skrytykowania kierowcy. Pytanie dlaczego? Być może niedługo się dowiemy…
Spektakularne wybuchy w Baku
Opony Pirelli od zawsze były nieco problematyczne. Na przełomie ostatnich lat nastąpiło sporo eksplozji opon. Warto tu przypomnieć chociażby zeszłoroczne Grand Prix Wielkiej Brytanii. W Azerbejdżanie zespoły również miały obawy o opony, jednak wszyscy zakładali wyścig na jeden pit-stop. Wyścig był dość spokojny, dopóki nagle nie zobaczyliśmy kompletnie zniszczonego bolidu Lance’a Strolla. Okazało się, że przy prędkości 300 kilometrów na godzinę opona nie wytrzymała. Na dalszym etapie wyścigu kilkaset metrów dalej tę samą awarię miał lider wyścigu, Max Verstappen. Obie te kraksy wyglądały spektakularnie, ale na szczęście obu zawodnikom nic się nie stało. Incydenty warto zobaczyć tutaj.
Pirelli w bardzo delikatny sposób zasugerowało, iż to wina zespołów. Warto tu przypomnieć oświadczenie Pirelli, które było dość pokrętne:
Analiza wykazała, że żadna z opon nie miała wady produkcyjnej ani jakościowej. Nie było również śladów zużycia. Przyczyny awarii lewego tylnego ogumienia w samochodach Astona Martina i Red Bulla zostały jasno zidentyfikowane. W każdym przypadku doszło do pęknięcia na wewnętrznej ścianie bocznej, które mogło być związane z warunkami panującymi na torze, mimo przestrzegania zalecanych parametrów początkowych (minimalne ciśnienie i maksymalna temperatura w kocach grzewczych).
Pirelli
Z kolei zespoły uważały, iż to wadliwa konstrukcja opony jest przyczyną wypadków. Analiza Pirelli nie wykazała żadnej wady konstrukcyjnej, ale… firma stworzyła potem twardsze opony dla bolidów F1, które miały obowiązywać od Grand Prix Węgier. Myślę, iż prawda jest gdzieś po środku, ale może warto dać szansę innym producentom opon, bo kontrowersji wokół Pirelli jest po prostu za dużo.
Niesamowity wyścig na Węgrzech
Grand Prix Węgier 2021 z pewnością już można zaliczyć do nowych klasyków. Wydarzyło się tyle niesamowitych rzeczy, że aż trudno w to uwierzyć.
Najpierw start – popadało i warunki były trudne, głównie ze względu na fakt, że mimo startu na interach tor w wielu miejscach przesychał. Bottas i Stroll zahamowali trochę za późno i przez ich błąd jak w dominie bolidy zderzały się między sobą. Przez ich błędy z wyścigu odpadli Perez, Norris i Leclerc, a Verstappen i Riccardo bardzo mocno mieli uszkodzili swoje bolidy. Wyglądało to do prawdy komicznie, błędy Strolla i Bottasa były totalnie amatorskie. Na tym zdarzeniu zyskała mniej więcej… połowa stawki. Po wywieszeniu czerwonej flagi stawka zjechała do boksu, a klasyfikacja pierwszej dziesiątki wyglądała następująco:
- Lewis Hamilton
- Esteban Ocon
- Sebastian Vettel
- Carlos Sainz
- Yuki Tsunoda
- Nicholas Latifi
- Fernando Alonso
- George Russell
- Kimi Raikkonen
- Mick Schumacher
Po czerwonej fladze zespoły miały dylemat, czy tor jest na tyle suchy, aby zjechać po “slicki”. Ostatecznie na ten ruch zdecydowali się wszyscy kierowcy poza… Hamiltonem. Brytyjczyk z pól startowych do drugiego startu wystartował sam. Scena absolutnie bezprecedensowa, czegoś takiego w historii F1 nie było. Warto tu przypomnieć komentarz Jeremy’ego Clarksona odnośnie tej sytuacji:
Ah. Sprytne. Jest sam na torze. Przynajmniej nikogo nie uderzy.
Jeremy Clarkson
Lewis jednak musiał zjechać do boksu okrążenie później, przez co spadł na ostatnią pozycje, a liderem wyścigu został Esteban Ocon.
Dalej w wyścigu działy się rzeczy zupełnie surrealistyczne. O zwycięstwo walczyli Ocon z Vettelem, Latifi długo jechał na 3.miejscu, a Mick Schumacher przez kilkanaście okrążeń powstrzymywał… Lewisa i Maxa. Hamilton jednak dzięki nieco odmiennej strategii zyskiwał pozycje, a 20. okrążeń przed końcem zjechał na swój ostatni pit-stop.
Po postoju Lewis prezentował tempo o 2-3 sekundy lepsze od reszty stawki. Taka przewaga osiągów nawet na tak trudnym torze do wyprzedzania jak Hungaroring powinna zapewnić łatwe zwycięstwo Hamiltonowi. Chyba, że na drodze stanie ci… Fernando Alonso. Przypomnijmy – w podobnej sytuacji Max na zużytych oponach, ale dysponując bardzo podobnym pakietem, nie miał kompletnie żadnych szans z Lewisem. Alonso jednak bronił się genialnie. Inteligentnie trzymał wewnętrzną i wybierał takie linie przejazdu, aby uniemożliwić atak Brytyjczykowi. Hamilton też jechał bardzo sprytnie, naciskał cały czas, ale dopiero po dziesięciu okrążeniach poradził sobie z Hiszpanem. Warto tę walkę zobaczyć tutaj.
Dzięki genialnej obronie Fernando powstrzymał znacząco szarżę Lewisa po zwycięstwo i Esteban Ocon mógł się cieszyć z pierwszego triumfu w karierze. Warto tu pochwalić Francuza za to, że przez cały wyścig bronił się przed Vettelem i utrzymał nerwy na wodzy.
Rozczarowanie sezonu F1? Alfa Romeo
Na końcu kilka słów chciałbym powiedzieć o Alfie Romeo. Zespół, który ciągle się odgrażał, że będzie walczyć o punkty, zdobył ich tylko trzy, a ich główny rywal Wiliams – 10. Zespół z Hinwil stracił swoją szansę na dobre punkty na Hungaroringu, gdzie przez przedziwne zdarzenia na torze mogli zdobyć dobre punkty. Złapali oni niestety głupie kary – za przekroczenie prędkości w alei serwisowej i niebezpieczne wypuszczenie Kimiego z boksu. Kilka razy w innych wyścigach tracili punkty przez złą strategię, jednak przede wszystkim winnymi takiej sytuacji są… kierowcy. Kimi, z całym szacunkiem, powinien ustąpić miejsca młodszym, a Giovinazzi nie pokazuje nic nadzwyczajnego. Mam nadzieję, iż szefostwo zespołu zdecyduje się sięgnąć po młodych kierowców, aby wykorzystać niemały potencjał, jaki drzemie w zespole z Hinwil.
Podsumowanie
Myślę, iż nie muszę nikogo zapraszać do śledzenia drugiej części tego sezonu, która de facto rozpoczęła się już przed godziną. Czekamy na wiele batalii na torze i dużą dawkę emocji. Możemy ten sezon F1 zapamiętać jako jeden z najbardziej emocjonujących od 2008 roku.
P.S. Moja opinia o sprincie kwalifikacyjnym – to ciekawy pomysł na urozmaicenie weekendu wyścigowego, ale nie powinien on wpływać na kolejność startową. Kierowcy będą wtedy bardziej ryzykować. Nie powinny odbywać się one również częściej niż 4-5 na sezon.
Foto. Alpine F1; Scuderia Ferrari; Red Bull Content Pool; McLaren