Cóż za sezon 2021 Formuły 1! Nieobliczalny, emocjonujący, z wieloma zwrotami akcji, ale przede wszystkim z arcyciekawą walką o tytuł dwóch wielkich kierowców. Lewis Hamilton i Max Verstappen prowadzą batalię, która tak naprawdę dopiero się rozpoczyna. Zapraszam na pierwszą część podsumowanie pierwszej połowy sezonu 2021 F1.
Podsumowanie pierwszej części sezonu F1 zacznijmy może od testów przedsezonowych. Większość obserwatorów dobrze widziała problemy Mercedesa w Bahrajnie. Bolid W12 ślizgał się zbyt często jak na dominującą ekipę, jednak mało kto myślał, że te problemy mogą pozbawić Srebrne Strzały zdobycia w dominującym stylu ósmego tytułu z rzędu. Red Bull wyglądał na mocny zespół, a dodatkowo w ich szeregach znajdował Max Verstappen wspomagany przez świetnego w 2020 roku Sergio Pereza, ale traktowano go jednak jako siłę numer dwa. Czerwone Byki się oczywiście odgrażały, ale czy naprawdę tym razem mogły stworzyć auto, które realnie zagrozi Mercedesowi w 2021 roku? Czas na odpowiedź przyszedł w pierwszy weekend sezonu – Grand Prix Bahrajnu.
Po dominacji w treningach Maxa Verstappena, wreszcie przyszedł moment prawdziwego starcia – Q3. Po pierwszych przejazdach w tym segmencie kwalifikacji Max wyprzedzał Lewisa o 0.023 sekundy. Wtedy już było wiadomo – tak, to jest sezon, gdzie zdaniem wielu dwaj obecnie najlepsi kierowcy nareszcie mogą walczyć w porównywalnych maszynach o tytuł. W drugich przejazdach Max odjechał genialnym okrążeniem Lewisowi na 0.4 sekundy, ale wszyscy wiedzieli, że Brytyjczyk nie powiedział ostatniego słowa.
Nadszedł wyścig. Max i Lewis utrzymali swoje pozycje po starcie. Jechali początkowo w odległości około 1,5 – 2 sekund od siebie. Pierwszy zjechał Hamilton. Verstappen zrobił to później, wyjechał przez to za kierowcą Mercedesa. Gdy Max zbliżył się na odległość około sekundy do Brytyjczyka, Lewis w połowie wyścigu zjechał na drugą i ostatnią zmianę opon. Max zrobił to dopiero po dłuższej chwili i zaczęła się szaleńcza pogoń Holendra. Dogonił Lewisa. On po prostu musiał go wyprzedzić, Max przez cały weekend wydawał się być niedościgniony. Zrobił to, ale poza torem i musiał oddać pozycje. Opony się wtedy skończyły, Lewis “obronił Częstochowę” i w pięknym stylu wygrał Grand Prix Bahrajnu. Radość Hamiltona i złość Verstappena była wielka, a to był dopiero początek sezonu. Warto jeszcze wspomnieć, iż w ostatnich 10 latach tylko dwa razy zwycięzca pierwszego wyścigu okazywał się mistrzem świata. Zobaczymy, czy Lewis nieco odwróci tę niekorzystną dla niego statystykę.
Dalej już było tylko… bliżej
Na Imoli, drugiej eliminacji sezonu, Max tym razem przegrał kwalifikacje z Lewisem tylko o 0.087 sekundy, popełniając niemały błąd, który w decydujących przejazdach raczej się nie zdarza.
Niespodziewanie przed wyścigiem popadało. Start był próbą nerwów, szczególnie dla Verstappena, który nie mógł sobie pozwolić na kolejne straty w walce z siedmiokrotnym mistrzem świata. Start z trzeciej pozycji wyszedł mu jednak fantastycznie, wcisnął się “pod łokieć” Brytyjczykowi i awansował na pozycję lidera. Jednak Lewis nie chciał odpuścić i na dohamowaniu do drugiego wirażu, będąc po zewnętrznej zahamował bardzo późno. Chciał wywrzeć presję na Holendrze, ale Max się nie odpuścił. Hamilton próbował jeszcze swoich sił na dojeździe do trzeciego zakrętu, ale to był zakręt Maxa i… Kontakt! Fragment przedniego skrzydła odpadł z bolidu o numerze 44.. To była twarda walka, ale fair. Potem Lewis jeszcze próbował bezskutecznie podgryzać Maxa na późniejszym restarcie po SC. Następnie jechał niedaleko za nim.
Gdy po pit-stopie i nieudanym podcięciu Hamilton próbował za wszelką cenę gonić Maxa między “maruderami”, niespodziewanie poślizgnął się i wjechał w ścianę. Realizator transmisji zdążył nam już przypomnieć o ostatnim nieukończonym wyścigu Lewisa w Austrii 2018, ale on wyjechał ze żwiru i kontynuował wyścig. Po raz kolejny miał szczęście, bo gdyby nie czerwona flaga (wywołana kraksą Bottasa i Russella, o której w drugiej części podsumowania) , to zostałby zdublowany przez Verstappena. Co za cios na początku walki o tytuł! Zamiast tego oglądaliśmy wspaniałą pogoń z ósmej pozycji na drugą na torze, gdzie trudno się wyprzedza, a na strefach hamowania występowały jeszcze mokre plamy. Max w dominującym stylu wygrał, ale dzięki najszybszemu okrążeniu wyścigu to Brytyjczyk prowadził w tej walce 44:43.
Odjazd Mercedesa
W kolejnej rundzie w Portugalii Mercedes miał lekką przewagę tempa. Max jednak nie zamierzał się poddać. Mimo, iż był lekko z tyłu w piątek i sobotę, to w Q3 pojechał świetne okrążenie dające mu Pole Position. Niestety w tym przeszkodziły mu limity toru w czwartym zakręcie i jego najlepsze czyste okrążenie starczyło na trzecie miejsce. Dywagacji o słuszności anulowania okrążenia było jednak co nie miara.
Na starcie obaj rywale utrzymali swoje miejsca, ale po chwili wyjechał SC i wszyscy czekali na restart. Mistrz restartów – Lewis Hamilton – tym razem się pomylił i Max fantastycznie objechał Lewisa w pierwszym zakręcie. Brytyjczyk musiał uznać wyższość Verstappena, lecz niedługo później Max popełnił kolejny błąd, wyjeżdżając za szeroko w czternastym wirażu. Czający się Lewis wykorzystał to od razu, spokojnie wyprzedzając Holendra. Obaj po chwili wyprzedzili Valterriego Bottasa (który w tym sezonie może co najwyżej czyścić buty przed startem obu zawodnikom) i znowu ukończyli oni wyścig na pozycjach 1-2. Max popełnił jeszcze jeden błąd, gdy na ostatnim okrążeniu wyjeżdżając znów za szeroko w czternastym zakręcie stracił punkt za najszybsze okrążenie. Trzy błędy w jeden weekend przeciw Lewisowi – dużo.
Strategiczny pojedynek gigantów
W kolejnym Grand Prix nad torze pod Barceloną znów było ciasno. Czwarta z rzędu wygrana Verstappena w trzecim treningu przełożyła się na… zwycięstwo Hamiltona w kwalifikacjach o 0.036 sekundy. Zwycięstwo to było o tyle ważne, że tor Catalunya najbardziej reprezentatywnie pokazuje ogólną formę zespołów. Lecz Max nie był specjalnie zły, to była dopiero sobota.
Nadszedł wyścig. Max był po wewnętrznej na starcie, choć o 8 metrów dalej na polach startowych. Wystartował nieco lepiej od Brytyjczyka i jechał tuż za nim. Max pokazał “pazur” i wcisnął się od wewnętrznej w pierwszym zakręcie, mimo że tracił przed dohamowaniem dystans prawie całego bolidu. Do kontaktu zabrakło milimetrów, ale Lewis musiał odpuścić. Brytyjczyk jednak był tuż za nim. Wydawało się, iż ma ciut lepsze tempo. Max zjechał do boksu, Lewis trochę poczekał. Potem Brytyjczyk dojechał do Holendra i miał go już na “widelcu”. Jednak na 42. okrążeniu zdecydował się na drugi zjazd do alei serwisowej. Wtedy inżynier przekazał Maxowi wiadomość:”Could be Hungary 2019“. Tak się stało. Po wściekłej pogoni Lewis z łatwością wyprzedził Maxa, jakby ten jeździł bolidem Wiliamsa albo Alfy Romeo. Verstappen potem zjechał jeszcze, aby uzyskać jeden punkt za najszybsze okrążenie – zawsze lepiej zdobyć 19 niż 18 punktów.
Co ciekawe Max mógł zjechać, aby ochronić swoje prowadzenie po drugim zjeździe Lewisa, co ewidentnie pokazywały dane telewizyjne F1. Red Bull mimo ciut gorszego tempa nie wykorzystał przewagi pozycji na torze. Max-Lewis – 80:94. Niektórzy już tutaj dawali praktycznie stuprocentowe szanse na tytuł Hamiltonowi, w tym były szef Formuły 1, Bernie Ecclestone:
Jeżeli nie dojdzie do żadnych incydentów, Lewis z łatwością zostanie mistrzem świata po raz ósmy.
Bernie Ecclestone
Verstappen z kontrą na ulicach miast
Hamilton od początku weekendu zupełnie nie radził sobie z prowadzeniem samochodu. Brytyjczyk zawsze ma ten 1-2 gorsze weekendy wyścigowe w sezonie, kiedy po prostu jest wolniejszy niż zwykle. To był jeden z nich. Hamilton zakwalifikował się dopiero na szóstym miejscu. W wyścigu oszczędzał opony, a mimo to… zjechał jako pierwszy. Twarda mieszanka w bolidzie numer 44 nie była najszybsza. Po błędzie Bottasa w pit-stopie i pokonaniu przez Vettela i Pereza, Lewis zakończył wyścig dopiero na 7 miejscu. A Max? Wygrał, prowadząc przez cały dystans i zdobył prowadzenie w klasyfikacji generalnej. Wyprzedzał Lewisa o 4 punkty.
W Baku Red Bull wyglądał przed weekendem i w trakcie treningów na faworyta, ale Verstappen zdobył dopiero trzecie pole startowe, co najgorsze – za Hamiltonem. Był rozgoryczony, ale miał spore szanse w wyścigu. Gdy obaj pretendenci do tytułu wyprzedzili Leclerca, Max niedługo potem zjechał do boksu i spokojnie zdołał podciąć Lewisa, który wylądował jeszcze za Sergio Perezem. Jednak na 47. okrążeniu opona lidera wyścigu eksplodowała i z prędkością ponad 300 kilometrów na godzinę uderzył on w ścianę. 25 punktów uleciało wraz z powietrzem w lewym tylnym kole. To zdarzenie wywołało czerwoną flagę. Lewis był drugi i szykował się na restart z pól. Wystartował lepiej od Meksykanina, ale “magia” tym razem nie zadziałała. Przycisk na kierownicy regulujący balans hamulców został źle użyty przez Brytyjczyka, w efekcie czego w pierwszym zakręcie pojechał on prosto i spadł na ostatnie miejsce. Dwa duże błędy Hamiltona na sześć wyścigów – tego w erze hybrydowej nie było. Dla Red Bulla najważniejszy jednak był fakt, iż status quo zostało utrzymane.
Kolejne strategiczne szachy we Francji
Red Bull nieco bał się swojej formy na Paul Ricard. Faworytem wydawał się tu Mercedes. Tutaj warto dodać dwóch kolejnych bohaterów – Christiana Hornera i Toto Wolffa. Dotychczas panowie wymieniali się “uprzejmościami” między sobą, oboje kopali pod sobą dołki, ale nie miało to większego wpływu na walkę dwóch gladiatorów. Tutaj jednak szef Red Bulla powiedział bardzo ważne zdanie. Parafrazując – jeśli tu pokonamy Mercedesa, możemy pokonać ich wszędzie. Dodatkowo silnik Hondy miał tutaj odblokować w końcu swój pełny potencjał. W kwalifikacjach Max aż o ponad ćwierć sekundy pokonał Lewisa, jednak Hamilton nie był zbyt tym rozczarowany.
Brytyjczyk oraz Holender wystartowali równo, lecz Max w pierwszym wirażu popełnił błąd i Lewis objął prowadzenie. Zwycięstwo Holendra chwilowo zdmuchnął powiew wiatru w premierowym zakręcie. Gdy Verstappen zjechał przed Lewisem, tracił do niego ponad 3 sekundy. Przewaga wydawała się bezpieczna. Jednak Lewis zjechał dwa okrążenia po Maxie i Holender skutecznie podciął Brytyjczyka. Lewis był jednak tuż za Maxem, a zawodnik Red Bulla informował zespół, że nie dojedzie na tych oponach do mety, mimo że pierwotnie to miał być jedyny zjazd do boksu. Czerwone Byki zaryzykowały -Verstappen zjechał po świeże opony i rozpoczął wściekły pościg.
Musiał wyprzedzić oba Mercedesy i Pereza, jednak wyprzedzenie tego ostatniego okazało się formalnością. Po udanym manewrze na Bottasie, Verstappen nagle przestał odrabiać straty do Lewisa. Wydawało się, iż Lewis ma zwycięstwo w garści, ale Max tuż przed końcem znowu nacisnął mocniej na pedały. Dwa okrążenia przed metą Hamilton mógł tylko oglądać imponującą szybkość Maxa i jego silnika Hondy. Przewaga Holendra nad Brytyjczykiem powiększyła się do 12 punktów. Lewis był tu podłamany porażką z Red Bullem. Wypowiedział dość znaczące słowa:
Pewne jest to, że musimy znaleźć trochę osiągów.
Lewis Hamilton
Dominacja Byków na domowym torze
Słowa Hornera musiały się odbić szerokim echem w Mercedesie. W Grand Prix Styrii Mercedes próbował podgryzać Red Bulla, ale stracili ponad 0,2 sekundy w kwalifikacjach do Maxa. W wyścigu Verstappen odjechał na kilkanaście sekund. Lewisowi została tylko walka o punkt za najszybsze okrążenie. To była miażdżąca przewaga Red Bulla, a jeszcze dobitniej ukazała się ona w Grand Prix Austrii na tym samym torze.
Mercedes stracił w kwalifikacjach 0.3 sekundy, a w wyścigu nie potrafił znaleźć osiągów, o czym Lewis mówił we Francji. Brytyjczyk tak bardzo chciał utrzymać tempo lidera jadąc po krawężnikach, że stracił cześć podłogi i spadł ostatecznie na 4. miejsce; oczywiście przy pewnym zwycięstwie Verstappena. Holender miał tak dużą przewagę, że mógł zjechać do boksu pod koniec wyścigu i wykręcić najszybsze okrążenie, nie tracąc przy tym ani na chwilę prowadzenia. To była dominacja totalna. W pojedynku Brytyjczyka z Holendrem było wtedy 150:182.
Eksplozja na Silverstone
Mercedes i Hamilton tracili dużo. O tarapatach Mercedesa warto przeczytać tutaj. Warto zwrócić uwagę, że nigdy nie mieli serii w erze hybrydowej pięciu wyścigów bez zwycięstwa. Co prawda miały pojawić się poprawki na Silverstone, ale sami do końca w nie nie wierzyli. To jest jednak zespół 7-krotnych mistrzów świata, każdy traktował te poprawki bardzo poważnie. Na ich rezultat trzeba było czekać tylko do kwalifikacji, gdzie Lewis zdobył tytuł najszybszego kierowcy + tym razem o 0.079. Pole Position jednak po lepszym starcie w wyścigu sprinterskim i udanej obronie przed Brytyjczykiem zdobył Max Verstappen. Lewis znów nieco odpuścił. W ramach ciekawostki, jego czas Pole Position wyniósł nieco ponad… 25 minut.
Specjalnie chciałem nieco rozładować napięcie przed decydującym momentem w tej walce. Z pól startowych do Grand Prix Wielkiej Brytanii lepiej ruszył 7-krotny mistrz świata, jednak Max nie odpuścił i do pierwszego wirażu nieco karkołomnie oraz z małym kontaktem pierwszy wjechał Holender. Potem Lewis na Wellington Straight wykorzystał przewagę prędkości Mercedesa i minął na “żyletki” Maxa. Przypominało to kolizję dwóch Ferrari z Brazylii 2019. Tutaj może było o trzy centymetry więcej miejsca. Ale na dohamowaniu Max znów wcisnął się przed Lewisa.
Tutaj chciałbym zrobić małą stop-klatkę. Lewis tracił do Maxa 33 punkty. Tempo wyścigowe Mercedesa było tutaj nieco gorsze od Red Bulla. Brytyjczyk mógł po tym wyścigu tracić już 40 punktów w klasyfikacji generalnej, a w perspektywie Hungaroring, który teoretycznie powinien odpowiadać Czerwonym Bykom, sytuacja Hamiltona była najtrudniejsza w walce o tytuł od wielu lat. Dlatego on MUSIAŁ zaatakować za wszelką cenę Maxa jeszcze przed sekcją Maggots – Becketts.
Kontrowersje i więcej kontrowersji….
Hamilton zbliżając się do zakrętu Copse z prędkością około 300 kilometrów na godzinę uderzył w tylne koło Maxa Verstappena, a ten z siłą 51G poleciał wprost w bandę. Max próbował ratować sytuację, odbijając lekko w lewo, ale Lewis za wszelką cenę musiał znaleźć się przed Holendrem. Nie tłumaczy to jednak 7-krotnego mistrza świata w żaden sposób. Nie zrobił nic, aby tej kolizji uniknąć. Moim zdaniem powinien dostać karę przejazdu przez aleję serwisową, ale stało się jak się stało. Sam Verstappen sprowokował poniekąd tę sytuację, jeżdżąc na granicy ryzyka w pierwszych zakrętach.
Wiele osób najbardziej zbulwersowała radość Lewisa, który mimo kary 10 sekund wygrał wyścig. Cieszył się z tego zwycięstwa, jakby wygrał tytuł, a jego rywal do mistrzowskiej korony leżał w szpitalu. To rozgrzało emocje do czerwoności w mediach i padokowych rozmowach. Teraz już wiemy, że od tego momentu ten sezon dokładnie taki będzie – gorący od emocji i walki dwóch gladiatorów tego sportu. Dodam tylko, iż Lewis tracił po 10. rundzie sezonu osiem punktów do Holendra.
Red Bull i Verstappen – od bohatera do zera
Red Bull, delikatnie mówiąc, wkurzył się na Lewisa i nie chciał odpuścić w sprawie tej kolizji. Warto zwrócić uwagę na to, jak odmienne na to samo wydarzenie spojrzenie mieli Horner i Wolff:
Jeżeli dokładnie się przyjrzycie, on po prostu za szeroko wjechał w ten zakręt. (…) Miał za dużą prędkość. Ten manewr nigdy nie powinien mieć miejsca. Lewis jest przecież siedmiokrotnym mistrzem świata. To był amatorski i desperacki błąd.
Christian Horner
Takie sytuacje obserwowaliśmy w przeszłości, kiedy wielcy kierowcy ścigali się ze sobą. Gdy nikt nie chce odpuścić, takie coś może się wydarzyć. Natomiast według mnie do tanga trzeba dwojga.
Toto Wolff
Red Bull złożył w tej sprawie protest. Wymiana ciosów trwała między szefami zespołów przez dwa tygodnie. Jednak jeżeli Mercedes wydał w końcu oświadczenie o poszanowaniu zespołu i Lewisa w mediach społecznościowych, a z powodu rasistowskich komentarzy został wyrzucony jeden z wyżej postawionych inżynierów Red Bulla, to za kulisami musiało być “grubo”. W końcu apelacja o ponowne rozpatrzenie tej kolizji została odrzucona. Sędziowie stwierdzili, iż ani dane Czerwonych Byków, ani przejazdy Alexa Albona po linii Lewisa Hamiltona na testach w Silverstone (testy absolutnie bez precedensu) nie są nowymi dowodami w tej sprawie.
To rozbiło Red Bulla na Węgrzech. Nie potrafili znaleźć odpowiednich ustawień, Horner cały czas był strasznie zdenerwowany, a Max na torze (teoretycznie) stworzonym pod bolid Red Bulla stracił aż 0.4 sekundy w kwalifikacjach do Brytyjczyka, a dodatkowo nie był najszybszy na prostych. W niedzielę, gdzie w wyniku karambolu na pierwszym zakręcie sprokurowanego przez Valtteriego Bottasa Verstappen miał poważnie uszkodzony bolid przez resztę wyścigu, Horner nie przyjął przeprosin za wypadek od Toto Wolffa. Red Bull wygląda teraz na ośmieszonego i bezradnego, a Mercedes przejmuje prowadzenie w obu klasyfikacjach. Obecnie Lewis ma przewagę 8 punktów nad Maxem.
Hamilton kontra Verstappen – największy pojedynek w erze hybrydowej?
To jest sezon, który być może zapamiętamy pod znakiem najlepszej walki o tytuł od czasów Aytrona Senny i Alana Prosta. Być może, bo walka tak naprawdę dopiero się rozpoczyna. Absolutnie nie mogę się doczekać dalszych pojedynków Lewisa Hamiltona i Maxa Verstappena. Uwielbiam tę rywalizację, bo jest to przede wszystkim rywalizacja dwóch wielkich kierowców, ale równocześnie po prostu ludzi z ich doskonałościami i niedoskonałościami. Za kilka dni ukaże się druga cześć podsumowania pierwszej części sezonu 2021 F1, gdzie omówię pozostałe najważniejsze wydarzenia z minionych kilku miesięcy.
Foto. Red Bull Content Pool; Daimler
Comments