Co roku czekamy na koniec przerwy wakacyjnej i pierwszy piątkowy trening do Grand Prix Belgii. Czego możemy oczekiwać po Spa w tym roku?
Grand Prix Belgii na torze Spa znajduje się kalendarzu Formuły 1 od początku. W 1950 roku zawody zwyciężył Juan Manuel Fangio. Od tego czasu tylko kilkukrotnie zdarzyło się, aby kierowcy nie ścigali się po obiekcie w Belgii. Ostatnie takie wydarzenie odbyło się w 2006 roku, kiedy włodarze postanowili pozmieniać trzeci sektor toru Spa- Francorchamps.
Ostatnie lata na tym torze dominował Mercedes oraz Ferrari. Lewis Hamilton zdołał zwyciężyć na tym obiekcie w 2016, 2017 oraz 2020 roku. Z obecnych kierowców jeszcze Kimi Raikkonen, Sebastian Vettel, Daniel Ricciardo oraz Charles Leclerc zdołali wygrać na Spa. Czy Grand Prix Belgii należą do ciekawych? Oczywiście, że tak.
W 2014 roku zwyciężył wyżej wspomniany Daniel Ricciardo po tym, jak obaj kierowcy Mercedesa zderzyli się na dojeździe do szóstego zakrętu. W 2017 doświadczaliśmy fenomenalnej batalii na linii Hamilton-Vettel. Niemiec przed weekendem na Spa prowadził w mistrzostwach świata. Hamilton po starcie utrzymał pierwszą lokatę i do końca wyścigu różnica pomiędzy dwoma zawodnikami wynosiła maksymalnie 2 sekundy. Rok później Sebastian Vettel zdołał przechytrzyć Brytyjczyka i zwyciężył na Spa, zdobywając wtedy ostatnią wygraną kampanii 2018.
W ten weekend możemy spodziewać się twardej walki na linii Red Bull Racing-Mercedes… dlaczego? Od wyścigu w Monako austriacka ekipa prowadziła w klasyfikacji generalnej zespołów oraz kierowców i z wyścigu na wyścig różnica między nimi a Mercedesem się powiększała. Wszyscy pamiętamy jednak weekend na Silverstone oraz na Hungaroringu. Po tych dwóch wyścigach Mercedes odrobił punkty oraz zdołał wskoczyć na pierwsze miejsce w obu klasyfikacjach.
Czy Red Bull będzie planować jakieś „mindgames”, aby pozbawić Mercedesa wysokich lokat w kwalifikacjach? Czy Max Verstappen będzie jeździć twardziej z Lewisem Hamiltonem? Pewne jest to, że po ostatnich wydarzeniach sytuacja jest napięta i nie wykluczamy ponownych zgrzytów na lini Red Bull-Mercedes.
Foto. Red Bull Content Pool, Mercedes