Wyścig w Belgii po wakacyjnej przerwie nieco nas zaskoczył. Max dominował tak, jak to rzadko zdarzało się Hamiltonowi czy Vettelowi w czasach ich świetności. Nie pamiętam w nowożytnej historii Formuły 1, aby zawodnik startujący z drugiej połowy stawki już przed połową wyścigu spokojnie przewodził stawce. Złośliwi mogliby powiedzieć, iż to zasługa tylko i wyłącznie samochodu. Jednak zobaczmy, jak daleko znajdował się Perez — nawet nie podgryzał Holendra.

Max, Max, super Max

To było najpewniejsze zwycięstwo Maxa Verstappena w jego dotychczasowej karierze. Może niektórzy pamiętają, jak kilka lat temu Robert Kubica wspominał, iż to przyszły dominator Formuły 1. Nie wszyscy wtedy brali to na poważnie, bo Max popełniał wtedy jeszcze nie mało błędów. Teraz jednak ze wszystkich wpadek wychodzi obronną ręką, a w tym roku nie ma godnego siebie rywala. Czy doczekamy się takiej serii, jaką zaliczył Vettel w 2013 roku? Za wcześnie na takie odważne tezy, ale jeżeli na Zandvoort Max również będzie dominował, to w każdym wyścigu może dostawać nowy silnik, a i tak będzie głównym kandydatem do zwycięstwa. Warto jeszcze dodać, iż mimo 14. pola startowego na zwycięstwo Verstappena był najniższy kurs spośród wszystkich kierowców.

Co w tej sytuacji zostaje Perezowi? Nie byle co — walka o wicemistrzostwo świata. Z tak mocnym samochodem ma spore szanse, aby osiągnąć ten cel. Oczywiście musi jeździć ciągle na wysokim poziomie, bo Mercedes jest zabójczo konsekwentny, a Ferrari jeszcze może nas zaskoczyć (pozytywnie również). W tej walce jest na razie aż pięciu kierowców i trudno wskazać w tym gronie faworyta. Meksykanin ma teraz może na to największe szanse, ale jego dyspozycja jest często chwiejna.

A Ferrari…

A Ferrari znowu się popisało. W ten weekend były to niewielkie błędy, a pomyłka opon w kwalifikacjach nie miała większego znaczenia. Jednak włoskiej stajni ciągle przytrafiają się rzeczy, które raczej trudno wyobrazić sobie u innych zespołów. Ciągłe dopytywanie się Charlesa Leclerca o opony przez jego inżyniera wyścigowego było zaskakujące. Trudno kapitanowi statku na oceanie dobrze obrać kurs, potrzebuje pomocy z zewnątrz. Tak samo Leclerc nie jest w stanie w pełni ocenić, które opony sprawują się aktualnie najlepiej. Zespół raczej powinien sugerować, a nie pytać kierowcę, jakby to on miał dwadzieścia komputerów i tysiące gigabajtów danych na kierownicy. Pamiętamy, jak brak wyraźnej reakcji Mclarena wpłynął na końcowy wynik Lando w zeszłym roku. Ferrari próbuje coś zmienić, ale ciągle się tylko ośmiesza. Niestety Panie Binotto, nie wszystko jest dobrze i nie tylko strategia szwankuje.

Nie można wykluczyć, iż wpływ na zwiększenie straty Ferrari do Red Bulla miała słynna już dyrektywa techniczna. Ferrari głośno tego nie powiedziało, ale niektórzy obserwatorzy sugerują, iż to mogło zaszkodzić stajni z Maranello. Przecież ich bolid sprawował się bardzo dobrze zarówno na Red Bull Ringu, w Monako, jak i na Silverstone- na trzech torach o zupełnie odmiennym charakterze. A tutaj nagle tracili 0,6-0,7 sekundy na okrążeniu. Jeżeli w Holandii, na torze znacznie różniącym się od Spa, Red Bull znowu tak odjedzie, to trudno będzie znaleźć inny powód tak dużej przewagi stajni z Milton Keynes. Warto jednak pochwalić Sainza, bo pokonał jednego z „byków” w kwalifikacjach, a w wyścigu obronił się przed Russellem, mimo iż Brytyjczykowi niewiele brakowało do podium. A Leclerc znów miał pecha, popełnił błąd, a Ferrari też raczej nie pomogło. Jednak warto zauważyć, iż Monakijczykowi przebijanie się przez stawkę nie idzie zbyt sprawnie w tym sezonie. Szósta pozycja to kolejne (tym razem małe) rozczarowanie Leclerca.

Max Verstappen

A Mercedes ciągle błądzi…

Mercedes jest trochę jak niewidomy geniusz. Ciągle błądzi, nie wie do końca, dlaczego raz bywa lepiej, a raz gorzej, ale nierzadko potrafi pozytywnie zaskoczyć, a nawet zrobić coś z niczego. Trudno było oczekiwać, iż gdy Mercedes tracił 1,8 sekundy w kwalifikacjach, to dzień później powalczą z Ferrari o podium. A jednak- stajnia z Brackley po raz kolejny potwierdziła, iż tempo w niedzielę mają znacznie lepsze od tempa w sobotę. Były fragmenty w tym wyścigu, gdy Russell miał czasy okrążeń gorsze tylko od Maxa. Gdyby w zeszłym roku młody Brytyjczyk ścigał się w Mercedesie, to dość gładko mogliby pokonać Red Bulla. Teraz mają dwóch świetnych kierowców i ciągle mają szanse na wicemistrzostwo świata bardzo kapryśnym samochodem. Hamilton tym razem przesadził, chciał za bardzo, lecz takie błędy zdarzają się każdemu. Jednak u Lewisa to naprawdę rzadkie. Szkoda tego manewru, bo z pewnością też miał szanse na podium.

Środek stawki się rozjeżdża…

Środek stawki nadal jest bardzo ciasny, jednak punktowo coraz bardziej się rozjeżdża. Alpine powiększa przewagę nad McLarenem, który z kolei znajduje się już daleko przed Alfą Romeo. Zespół z Hinwill po świetnym początku sezonu złapał zadyszkę i teraz już bardzo trudno mu o punkty. Jednak przewaga nad Alpha Tauri i Haasem wydaje się być bezpieczna. Myślę, iż włoski zespół ma szanse na prześcignięcie stajni z Kannapolis, jednak ani Gasly, ani Tsunoda nie jeżdżą regularnie na poziomie, jaki się od nich wymaga. Z kolei zarówno Aston Martin, jak i Williams miał w Belgii przebłyski, lecz jedna jaskółka wiosny nie czyni. Aczkolwiek widok Albona startującego z trzeciej linii i Vettela walczącego o coś więcej niż dziesiątą pozycję to bardzo miły obrazek. Czołowe cztery zespoły jednak nieco „zabetonowały” nam stawkę. Trudno pozostałym zespołom zdobywać punkty. Zdziwiłbym się, gdybyśmy mieli tu większe zmiany w klasyfikacji konstruktorów. Jednak do końca zostało osiem wyścigów, a kiedy walka o najwyższe laury nieco zwalnia tempo, to nierzadko zdarzają się wyścigi absolutnie nieprzewidywalne. Jedno niespodziewane podium któregoś z tych zespołów (poza Alpine) może nieco zmienić nam dotychczasowy układ w tabeli.

zdjęcia: Red Bull

Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *