Ferrari w kryzysie? Wydaje się to być oczywiste. Mattia Binotto jest jednak odmiennego zdania. Występ na Spa uważa za jednorazowe potknięcie.
Tegoroczny sezon wydaje się być niekończącym się pasmem rozczarowań dla Włochów. Jednak nawet najwięksi pesymiści nie wyobrażali sobie takiej tragedii. W sobotę oba Ferrari nie znalazły się w czołowej dziesiątce. Ostatni raz zespół takiej sztuki dokonał sześć lat temu w czasówce do GP Wielkiej Brytanii. Niedziela przez chwilę dawała nadzieję. Charles Leclerc wbił się na starcie do pierwszej dziesiątki, ale z okrążenia na okrążenie spadał w dół stawki. Monakijczyk mógł się tylko przyglądać, jak rywale go mijają. Obrazu rozpaczy dopełnił Kimi Raikkonen, który wyprzedził swojego byłego partnera z zespołu i na metę przyjechał przed kierowcami Ferrari, ale wciąż z dala od punktów. Czy to już są poważne kłopoty? Mattia Binotto twierdzi, że nie i tłumaczy klęskę swojej ekipy.
Uważam, że kryzys to złe słowo w momencie, w którym jesteśmy. To jest fatalny wynik w trakcie sezonu, czego oczekiwaliśmy. Wiedzieliśmy, że to nadchodzi od zimowych testów. Zamrożenie rozwoju bolidów uniemożliwiło rozwój maszyny. Wszyscy bierzemy odpowiedzialność za tę sytuację, którą jako szef ekipy reprezentuje w imieniu wszystkich pracujących w Maranello. Płyniemy na jednej łodzi. Mimo, że zespół jest w środku sztormu, jesteśmy zjednoczeni. To nie jest kryzys.
Mattia Binotto
Szef ekipy pokłada nadzieję, że będzie już tylko lepiej i przeprasza fanów za fatalną dyspozycję ekipy.
W każdym z nas jest rozgoryczenie i frustracja. Wierzę jednak, że złość będziemy w stanie przerodzić w czyny i determinację. Rozumiemy fanów. Jest nam bardzo przykro, musimy to przyznać jako pierwsi. Straciliśmy moc, tak jak wszyscy nasi klienci. Jednak to my notujemy największą stratę. W zeszłym roku silnik stanowił główny atut maszyny, ale w tym roku już ten atut nie istnieje. W tym momencie to oczywiste, że musimy się poprawić.
Mattia Binotto
Foto. materiały prasowe zespołu
Comments