GP Singapuru przyniosło nieoczekiwane efekty, a dla Williamsa był to pechowy weekend, choć dla Roberta powinien być nieco bardziej pozytywny
Nie było osoby która by przewidziała taki scenariusz. Nie było osoby, która twierdziła, że Ferrari będzie mocne na tym torze. Ale po raz kolejny Formuła 1 pokazała swoją nieprzewidywalność i dostarcza emocji mimo nudnego początku sezonu i niemal już rozstrzygniętej walki o mistrzostwo.
Konia z rzędem temu, kto przed początkiem tego weekendu stawiał na Ferrari. Nie było żadnych podstaw twierdzić, że na tym jakże technicznym i wymagającym torze, włoska stajnia od początku sezonu borykająca się z problemami z aerodynamiką, zdominuje weekend o Grand Prix Singapuru. Pomimo średnich wyników w piątkowych treningach, Ferrari udało się przegonić w kwalifikacjach oba Red Bulle i Mercedesy (jedynie Hamilton wcisnął się między Sebastiana i Charlesa). Ale przejdźmy do wyścigu.
Na starcie w czołówce, poza nieudanymi atakami Vettela na Lewisa, ponownie nie zadziało się zbyt wiele, w przeciwieństwie do reszty stawki. Na pierwszym zakręcie doszło do kontaktu Ricciardo z Russellem, co skończyło się wymianą przedniego skrzydła w samochodzie Williamsa, natomiast na zakręcie numer 5 wskutek kolizji Sainza i Hulkenberga, w McLarenie została przebita tylna prawa opona, a obaj kierowcy zjechali do pit stopu. Przez następne kilkanaście okrążeni nie podziało się nic specjalnego, przez co wielu mogło się zniechęcić do oglądania reszty wyścigu. A ta zaczęła się robić ekscytująca po pierwszych wymianach opon z czołówki.
Na okrążeniu 19 zjechał zarówno Verstappen, jak i Vettel. Okrążenie później zjechało również Ferrari z numerem 16, jednakże tempo Sebastiana na okrążeniu wyjazdowym było na tyle dobre, że znalazł się on przed sympatycznym Monakijczykiem. 2 okrążenia po nim zjechał Valtteri, jednakże Mercedes ciągle wstrzymywał się ze ściągnięciem Hamiltona w oczekiwaniu na samochód bezpieczeństwa, który od pierwszego wyścigu tutaj jest nierozerwalną częścią Grand Prix Singapuru. Wydali nawet polecenie zespołowe prosząc o zmniejszenie tempa Fina, aby 5-krotny mistrz świata na pewno znalazł się przed Bottasem. Ostatecznie Lewis zjechał na 26 okrążeniu, znajdując się nie tylko za kierowcami Ferrari, ale i Verstappenem.
I cóż, Mercedes nie pomylił się z założeniem obecności samochodu bezpieczeństwa, jednakże pojawił się on zdecydowanie za późno, żeby czekać ze zjazdem do alei. A neutralizacji było aż 3. Pierwsza z nich nastała na okrążeniu 34, kiedy to podczas walki pomiędzy Grosjeanem a Russellem, obaj kierowcy nie zostawili sobie wystarczająco dużo miejsca, przez co Brytyjczyk po raz pierwszy w swojej karierze w F1 zakończył wyścig rozbity o ścianę.
Do następnego wyjazdu samochodu bezpieczeństwa doszło na 42 okrążeniu po awarii mechanicznej w bolidzie Sergio Pereza, który to zatrzymał się na środku prostej między zakrętami 13 i 14. Jego pojazd stojący blisko linii wyścigowej od razu spowodował decyzję o kolejnej neutralizacji. Do ostatniej neutralizacji doszło po kolizji Kvyata i Räikkönena na pierwszym zakręcie 49 okrążenia. Fin nie zostawił miejsca atakującemu Rosjaninowi, co doprowadziło do kontaktu, a przez to do uszkodzenia zawieszenia w bolidzie Alfy Romeo.
W czasie tych trzech neutralizacji kierowcy Ferrari mieli możliwość zaoszczędzić starsze o 7 okrążeń od Hamiltona opony, a Charles Leclerc miał okazje wyrazić swoje niezadowolenie z powstałej sytuacji. Uważał że to zwycięstwo powinno mu się należeć. Zespół jednak nie chciał, żeby między nim a Sebem doszło do walki, ponieważ chcieli dowieźć pierwszy od GP Węgier 2017 dublet. I tak przez następne 10 okrążeń po zakończeniu ostatniej neutralizacji nie doszło do żadnej walki w czołówce, a jedyne co się wydażyło to zjazd Magnussena po nowe opony.
I w ten oto sposób tegoroczne Grand Prix Singapuru wygrał Sebastian Vettel, co jest jego pierwszym zwycięstwem od zeszłorocznego GP Belgii. Na drugim miejscu uplasował się Charles Leclerc, dla którego ten wynik na pewno nie był satysfakcjonujący. Na ostatnim miejscu podium znalazł się Verstappen, który dzięki zjazdowi do alei w tym samym momencie co Seb wyprzedził oba Mercedesy. Dalej Hamilton i Bottas, którzy ten wyścig na pewno nie zaliczą do udanych. Dalej Albon, Norris, Gasly, Hulkenberg, a ostatni z punktowanej dziesiątki był Givinazzi, który przez odwróconą strategię przez jakiś czas był na prowadzeniu wyścigu. Bez punktów ukończyli kolejno Grosjean, Sainz (dla którego był to kolejny pechowy występ), Stroll, startujący z końca stawki przez niewielki nadmiar mocy w MGU-H w trakcie Q1 Ricciardo, Kvyat, Kubica, a stawkę domknął Magnussen. Wyścigu nie ukończyła trójka kierowców, która była powodem neutralizacji, czyli Räikkönen, Perez oraz Russell.
Singapur dostarczył nam naprawdę wielu emocji, a forma Ferrari daje nadzieję na emocjonującą resztkę sezonu. Następny wyścig już za tydzień w Rosji, i mimo iż za tym torem nie przepadam, już się nie mogę doczekać wyścigu. I miejmy nadzieję że dostarczy nam tylu emocji, ile poprzednie starcia.
Miłośnik motoryzacji i motorsportu. Staram się cieszyć pasją na różne sposoby – od dziennikarstwa, przez amatorską rywalizację na torze, po konstruowanie bolidów w ramach AGH Racing – zespołu Formuły Student.