GP Rosji okazało się kuriozalnym wyścigiem i chyba było to najdziwniejsze GP w tym sezonie, a Robert Kubica może mieć żal do Williamsa
Formuła 1 dalej to robi. Niemal po każdym wyścigu tego sezonu od GP Austrii, patrząc na to co się wydarzało na torze, zawsze stwierdzałem, że już nic w tym roku mnie nie zaskoczy. I za każdym razem, z każdym kolejnym weekendem wyścigowym, Formuła 1 dobitnie mi udowadnia, jak bardzo się mylę. A tegoroczny wyścig na torze w Soczi dla wielu mogło być apogeum negatywnych emocji.
Ale zacznijmy od początku, a dokładniej ułamki sekund przed żeby odhaczyć, kiedy to Kimi Räikkönen wykonał falstart, za co później dostał karę przejazdu przez aleję. Po zgaszeniu świateł pozostała 18’stka wystartowała normalnie z pól startowych (bo Albon rozpoczynał z alei po wymianie komponentów związanej z wypadkiem w kwalifikacjach). Na czele stawki Leclerc podciągnął Seba swoim strumieniem, dzięki czemu Niemiec znalazł się zarówno przed Monakijczykiem, jak i Hamiltonem. Natomiast w tyle, przy zakręcie numer 4 Giovinazzi znokautował zarówno Grosjeana, który wpadł przez to w bandę, jak i Daniela Ricciardo. Australijczyk doczołgał się do alei, przejechał jeszcze pewien dystans wyścigu, ale ostatecznie go nie ukończył.
I jedyną rzeczą, która się wydarzyła i ciągnęła się do połowy GP Rosji, był problem Ferrari ze strategią. Ale nie był to problem związany z głupotą strategów, a ustaleniami między kierowcami. Jak wcześniej wspominałem, Leclerc pomógł Vettelowi podciągnąć się do przodu za pomocą strumienia za nim, jednakże ustalone było, że po jakimś czasie kierowcy Scuderii zamienią się miejscami. Problem był taki, że… Seb jechał nadspodziewanie dobrze, i w najlepszym wypadku był aż o ponad 4 sekundy przez Charlesem. Ferrari miało ból głowy, ponieważ z jednej strony była umowa, o której Vettel też wiedział, a z drugiej tempo Niemca było zbyt dobre. Postanowiono zrobić odwrotność tego, co zrobili w Singapurze. Leclerc zjechał jako pierwszy i na 22 okrążeniu wymienił mieszankę na pośrednią. Ferrari przytrzymało Vettela jeszcze przez następne 4 okrążenia i ostatecznie Seb znalazł się za Charlesem. Jednakże Niemiec na nowej mieszance nie dojechał nawet okrążenia. Padło mu MGU-K.
„Przywróćcie j****e V12” – tak Vettel skomentował tę awarię. I ciężko się z tym nie zgodzić, bo obecne, wyżyłowanie silniki V6 o pojemności 1.6l, które wraz z układem elektrycznym wytwarzają łącznie ponad 1000 koni mechanicznych, już nie raz udowodniły, że mimo ogromnych kosztów, są niewiarygodnie awaryjne. Ale do tego scenariusza niestety raczej nigdy nie dojdzie, przez ogrom pracy włożony w obecne jednostki, jak i coraz mocniejsze nastawienie na ekologię. Dobra, ale wracając do wyścigu.
Awaria w bolidzie Ferrari z numerem 5 nie tylko pokrzyżowała Vettelowi szansę na dobry wynik, ale i… Leclercowi. Od razu bowiem doszło do wirtualnej neutralizacji, na czym skorzystali kierowcy Mercedesa startujący na oponach pośrednich i w taki oto sposób Leclerc znalazł się pomiędzy srebrnymi strzałami. Dodatkowo był na straconej pozycji, ponieważ będąc na mieszance pośredniej, był łatwym celem dla Bottasa na softach. Więc kiedy tylko po rozbiciu się Russella na tor wyjechał trzeci kierowca w Mercedesie, Bernd Mayländer, postanowili wykonać u Monakijczyka kolejną wymianę opon, tym razem na softy i liczyć na to, że coś to pomoże. W tym czasie, zaraz po wypadku Russella, bolid Kubicy został zaparkowany w garażu Williamsa. I jeśli ktoś uważa, że największym kuriozum tego wyścigu była albo walka strategiczna w Ferrari, albo awaria Vettela, ten na pewno nie słyszał wyjaśnienia dla pierwszego w sezonie wycofania Roberta z wyścigu. Powodem była: „chęć zaoszczędzenia części”… Pozwólcie że to przemilczę, bo brak mi słów…
Po zakończonej neutralizacji Charles usilnie ale bez skutku atakami starał się odebrać drugie miejsce Bottasowi. Ale ostatecznie kolejność czołowej trójki do końca się nie zmieniła i w taki sposób wyścig wygrał Hamilton, a Bottas zagwarantował dla Mercedesa kolejny dublet w karierze. Dalej dojechał Max Verstappen który przez prawie cały dystans był na ziemi niczyjej, a ostatnim z czołówki zespołów był startujący z alei Albon, który pewnie poprawił swoje noty u Helmuta Marko, które mogły spaść po wczorajszym wypadku. Miano najlepszego z reszty ponownie trafiło do Sainza. Za Smooth Operatorem dojechał Perez, a gdyby nie błąd Magnussena i kara 5 sekund przez wyjazd w T2 w walce z Meksykaninem, Duńczyk uplasował by się tuż za nim. Przez tą okoliczność Kevin spadł na 9 miejsce, a 8 sklasyfikował się Lando Norris. Ostatni w punktach dojechał dalej niepewny swojego miejsca w stawce na sezon 2020 Nico Hulkenberg. Dalej bez punktów GP Rosji kolejno ukończyli Stroll, Kvyat, Räikkönen, Gasly i Giovinazzi. Wyścigu nie ukończyli wcześniej wspominani Kubica, Russell, Vettel, Ricciardo, Grosjean.
Rosja po wyjątkowo emocjonującym jak na ten tor wyścigu na pewno pozostawi niesmak dla fanów stajni z Maranello. A fanom F1 pozostaje czekać na to, co przyniesie nam kolejne Grand Prix, które odbędzie się za 2 tygodnie w kraju kwitnącej wiśni.
Foto. Formula 1
Miłośnik motoryzacji i motorsportu. Staram się cieszyć pasją na różne sposoby – od dziennikarstwa, przez amatorską rywalizację na torze, po konstruowanie bolidów w ramach AGH Racing – zespołu Formuły Student.