Założyciel | Redaktor naczelny Pasjonat motoryzacji i marketingu - wielu mówi, że urodził się z benzyną we krwi, lecz lekarze wciąż mają wątpliwości jak to możliwe.

Mgła – zjawisko atmosferyczne, które powoduje brak racjonalnego myślenia u istot zdolnych prowadzić samochód osoby wyposażony w światła przeciwmgłowe (def. ze słownika Wokół Motoryzacji)

Mogłoby się wydawać, że używanie świateł przeciwmgłowych to prosta rzecz, bo włączamy je, gdy widoczność jest ograniczona. Nic bardziej mylnego, bo przepisy ściśle określają okoliczności kiedy możemy włączyć światła i co więcej mówią nawet jakie kary grożą za ich nie włączenie lub nie wyłączenie. Tak, można dostać mandat za niewyłączenie świateł przeciwmgłowych. Właśnie kwestię prawidłowego (lub też nie) włączania i wyłączania wspomnianych świateł chciałbym dziś poruszyć, bo ostatnio spotkałem się z dosyć dziwnym, lecz częstym zjawiskiem i jak widać światła przeciwmgłowe sprawiają dużo problemów.

Miałem okazję jechać dosyć wcześnie rano ze Śląska do Warszawy i w zasadzie na całej tej trasie towarzyszyła mi mgła. Do tego temperatura ujemna, miejsca jakby poprószyło (choć to raczej jakiś rodzaj szronu) i ogólnie warunki nie były idealne, choć dało się w miarę spokojnie jechać. Gęstość mgły była zmienna, bo momentami widoczność spadała do około 20-30 metrów, lecz zazwyczaj mogliśmy mówić o lekko przymglonym poranku, nic nadzwyczajnego. Jednak po drodze spotkałem kilkudziesięciu “latarników”, którzy ewidentnie za bardzo wzięli sobie do serca możliwość włączenie świateł przeciwmgłowych.

Owszem, sam użyłem kilka razy oświetlenia dodatkowego, bo na wiaduktach i w miejscach będących nieco niżej zbierała się bardzo gęsta mgła, więc można było powiedzieć, że jest “mleko”. Jednak na całej drodze takich miejsc może było z 5-6 i przejazd przez nie trwał nie więcej niż 2 minuty. Zatem światła były włączane dosłownie na chwilę i gdy tylko poprawiła się widoczność to były wyłączane. Lecz czym byłby dzień bez znawców przepisów, którzy cały czas jechali na światłach przeciwmgłowych, aby “lepiej widzieć i być widocznym”. Tak, szczególnie, że oślepiali tym samych innych użytkowników drogi.

Jeszcze lepiej zaczęło się wieczorem, gdy już bez żadnej mgły (godzina 19-20) znaleźli się tacy, co jadąc w terenie zabudowanym przy dobrej widoczności świecili przeciwmgielnymi, bo oni muszą lepiej widzieć. Niestety może i lepiej widzieli, ale oślepiali kierowców jadących z naprzeciwka. Dodajmy do tego ruch w okolicy cmentarzy i mamy idealny scenariusz do wypadku. To jednak nie wszystko, bo zabawa zaczęła się w okolicy Gliwic, gdy około godziny 21-22 była niesamowita mgła. Widoczność zerowa – idąc można było się zgubić.

Na autostradzie znaleźli się agenci co jechali mając tylko jedno światło i to ledwo działające albo tak sprawny samochód, że ich oświetlenie było widoczne z odległości 2-3 metrów. Oczywiście dalej obowiązywało ograniczenie do 140 km/h, więc znaleźli się tacy co nie szczędzili sobie prawej nogi i jechali znacznie powyżej tej prędkości. W momencie, gdy zobaczysz samochód przed sobą w odległości 5 metrów jest już za późno – katastrofa gwarantowana.

Jednak osobistą urazę czuję do tych osób, które czy to we mgłę czy po prostu na odcinku nie oświetlonym jadą na światłach drogowych. Jasne, sam używam świateł drogowych gdy jest ciemno, nie ma latarni, a wokół jest las i może wyskoczyć zwierzyna, lecz gdy tylko zbliża się auto to je WYŁĄCZAM. Tak cięż ko to zrozumieć? Dlatego chwalę technologię inteligentnych świateł drogowych, które rozpoznają samochody przed autem i dostosowują oświetlenie. Tylko wtedy możemy jechać nie martwiąc się o to czy oślepiamy innych użytkowników.

Apeluję jeszcze raz: światła przeciwmgłowe używamy, gdy widoczność jest ograniczona przez mgłę/deszcz lub inne tego typu zjawisko i spadnie poniżej 50 metrów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *