Poznaj imponującego crossovera, który jest czymś więcej niż tylko planem B, gdy żona nie zgodzi się na Golfa R. Oto nowy, odmłodzony Volkswagen T-Roc R.
W życiu każdego entuzjasty samochodowego może przyjść taki moment, w którym zapragnie on (lub ona) współczesnego hot-hatcha, którym będzie można odwiedzić okoliczny dyskont celem nabycia świeżych ciepłych bułeczek, pozałatwiać sprawy na mieście, a w weekend wybrać się krętymi drogami na najbliższy tor wyścigowy i dać upust całej swojej adrenalinie. Czy to wykręcając coraz lepsze czasy okrążeń, czy po prostu bawiąc się poznawaniem limitów swojego samochodu. Wszystko to wydaje się piękne i wspaniałomyślne, jednak z biegiem lat gdy codzienne obowiązki nieco się zmieniają i jest ich coraz więcej, a pierwszą potrzebą staje się komfort, idea hot-hatchbacka trochę upada na kolana. Tu z pomocą przychodzą coraz popularniejsze usportowione małe SUVy. Jednym z nich jest Volkswagen T-Roc R, który jest znacznie lepszy niż myślisz. Jednak co istotniejsze – znacznie lepszy niż myśli Twoja druga połówka, Twoja rodzina, Twoi pracownicy, czy partnerzy biznesowi.
Volkswagen T-Roc – zwykły crossover na co dzień
Właśnie tak, to wciąż ten sam poczciwy crossover od Volkswagena. Nie emanuje żadnym bogactwem, przepychem, ani rozrzutnym stylem życia. Wciąż prezentuje się jak odpowiedzialny i rozważny wybór na auto dla małej rodziny. Zewnętrzna stylistyka nie zdradza przesadnie że mamy do czynienia z najmocniejszą, usportowioną wersją. Auto stoi o 20 mm niżej niż zwykły T-Roc, jednak przy i tak dość sporym prześwicie, ciężko to dostrzec jeśli nie postawi się jednego tuż obok drugiego. Są też opcjonalne 19-calowe felgi “Estoril”, których Volkswagen nie pozwala fabrycznie doposażyć w żadnej innej wersji tego modelu, lecz nie wyglądają jakoś bardzo wyczynowo. Są po prostu bardzo eleganckie. Wersja R ma oczywiście całkowicie inne zderzaki, o których funkcjonalności jeszcze opowiem. Jednak ponownie – dla niewprawionego oka osoby niezainteresowanej samochodami, jeśli obok nie ma zwykłego T-Roca, R-ka wygląda po prostu jak nowoczesny samochód. Piękny granatowy lakier “Lapiz” metallic o niesamowitej metalicznej głębi dodaje temu w zasadzie niezbyt zgrabnemu nadwoziu prawdziwą klasę i szyk. Jak dla mnie najlepszy wybór, jako że po faceliftingu zniknął równie piękny pomarańczowy kolor, w który ubrano T-Roca, testowanego przeze mnie 2 lata temu. “Lapiz” w zestawieniu z czarnym dachem przełamuje trochę sylwetkę czyniąc ją naprawdę przyjemną dla oka. W słońcu oraz pod sztucznym oświetleniem robi niesamowite wrażenie.
Nowości wewnątrz
Wewnątrz jest równie dobrze. Odświeżony Volkswagen T-Roc dostał nową kierownicę, za którą wersja R ma teraz dwie nowe i całkiem spore manetki do zmiany biegów. Są bardzo ładne i łatwe do trafienia palcami bez względu na miejsce chwytu kierownicy. Są jednak chyba wykonane z jakiegoś tworzywa sztucznego. Działają dobrze, choć mogłyby dawać wyraźniejsze poczucie kliknięcia. Twarda plastikowa deska rozdzielcza wreszcie została zastąpiona znacznie ładniejszą, obszytą skórą. Jest świetna w dotyku i wygląda przyzwoicie. Boli mnie jednak, że burty boczków drzwi nadal są z twardego plastiku i skóra kończy się wraz z deską tworząc wyraźną granicę między nią a drzwiami. Poza tym wnętrze jest naprawdę ładne i nowoczesne. System info-rozrywki wraz z konfigurowalnym kokpitem cyfrowym za kierownicą pozostały chyba niezmienione. Jeśli już to różni się drobiazgami, na których szukanie miałem niestety bardzo ograniczony czas. Działa nieźle, pozwala na bezprzewodową łączność z Android Auto oraz Apple Car Play, jednak wszystko trzeba obsługiwać sięgając palcami dotykowego ekranu. Uważam, że pokrętła w stylu BMW iDrive, czy np. to co prezentuje ostatnio Mazda to znacznie wygodniejsze rozwiązanie w czasie jazdy.
Największą zmianą po kuracji odmładzającej są zdecydowanie dotykowe przyciski z haptyczną informacją zwrotną na kierownicy, oraz w pełni dotykowy panel sterowania klimatyzacją. Nie jestem fanem takiego zabiegu bo trzeba odrywać wzrok od drogi, aby ustawić temperaturę, jednak trzeba przyznać że wygląda to bardzo nowocześnie i elegancko. Mam niestety mały problem z przyciskami na kierownicy. Te na skraju są tak blisko obwodu koła kierownicy, że z moimi dużymi dłońmi wciąż włączałem przypadkiem ogrzewanie kierownicy, oraz tryb Race. (To drugie akurat mi nie przeszkadza). Bardzo smuci mnie fakt, że Volkswagen postanowił pozbyć się fizycznych pokręteł od głośności oraz nastawy radia. Zastąpiono je – tak, zgadłeś: przyciskami dotykowymi. Muszę natomiast pochwalić 6-głośnikowy system audio, który brzmi naprawdę dobrze jak na auto tego segmentu. Czysto i wyraziście.
Jeśli chodzi o miejsce w środku i wyposażenie praktyczne, jedyną zmianą jest zastąpienie portów USB na wejścia USB-C i praktycznie wszystkie uwagi z testu standardowego T-Roca 1.5 TSI są aktualne również tutaj. Z tyłu krótko mówiąc – nieco więcej miejsca niż w Golfie, trochę mniej niż w Tiguanie. Średnio-wysoka osoba usiądzie za taką samą bez problemu z miejscem na nogi czy głowę. Bagażnik, z racji na obecność tylnego dyferencjału jest nieco mniejszy niż w przednionapędowych wersjach – 392 l. Po złożeniu oparć tylnych foteli mamy do dyspozycji 1237 l.
Volkswagen R
Jednak nie pozwól się zwieść wygodnemu, podgrzewanemu fotelowi, ani dwustrefowej klimatyzacji. R w nazwie oznacza tutaj “Racing“. Fotel, wraz ze swoim świetnym trzymaniem bocznym okazuje się być bardzo przydatny gdy postanowimy szybciej pokonać zakręt, bo prędzej kawał mięsa i kości wyleci z fotela niż Volkswagen T-Roc R wyleci z drogi. Samochód ten zdaje się być przyklejony do jezdni, nawet w wilgotnych warunkach. Zważywszy na nieco wyższą niż w zwykłym hatchbacku pozycję za kierownicą, zdolności skręcania jakie posiada ten crossover wydają się być nierealne i definiujące prawa fizyki na nowo. Dwa lata temu bardzo zachwalałem prowadzenie przednionapędowego T-Roca z adaptacyjnym zawieszeniem DCC. Prowadził się zadziwiająco dobrze, prawie jak hot-hatch.
Tu jest jeszcze lepiej. Jeszcze sztywniej, jeszcze bardziej bezpośrednio, jeszcze mniej podsterownie. Po prostu cudownie. Mimo braku DCC w tym egzemplarzu, T-Roc R po prostu kocha być wrzucany w zakręty z niemądrymi prędkościami, a w trybie jazdy Normal, zawieszenie zdawało się tłumić nierówności odrobinę lepiej niż w trybie Race. Możliwe że to efekt placebo, ale moi przyjaciele twierdzili podobnie w czasie jazdy. W każdym razie R-ka z wyposażonym DCC jest podobno bardziej bezpośrednia ale za to równie komfortowa co zwykły T-Roc, więc przy cenie 5420 zł nawet bym się nie zastanawiał. Nasz testowy egzemplarz ze stałymi amortyzatorami wcale nie był uciążliwy, ale jednak każde plecy czują inaczej, więc tu radziłbym po prostu wybrać się do salonu na jazdę próbną.
Auto świetnie maskuje swoją masę, lecz oczywiście do pewnego momentu. Całe szczęście T-Roc R w podsterowność wpada bardzo łagodnie i jest ona bardzo łatwa do opanowania, zapewne dzięki inteligentnemu napędowi na cztery koła i zaawansowanemu systemowi ESP. Sam napęd, jak to w grupie VAG, zdecydowanie faworyzuje przednią oś. Jednak na tylne koła może trafić do 50% mocy, gdy system wykryje taką potrzebę. W połączeniu z raczej nadsterowną charakterystyką zawieszenia, czyni tego Crossovera naprawdę kompetentną i skorą do współpracy maszynę do pokonywania zakrętów. Zdarza się nawet odrobina przyjemnej nadsterowności, wyciąganej prawie natychmiastowo przez przednią oś, ale to zawsze coś.
Sportowe auto musi nie tylko zgrabnie pokonać zakręt, ale i odpowiednio przyspieszyć po jego opuszczeniu. Pod maską Volkswagen T-Roc R skrywa niepozorne 2.0 TSI, które osiąga tu moc 300 KM oraz 400 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Według producenta to wystarcza do osiągnięcia pierwszej setki w 4,9 sekundy, oczywiście korzystając z wbudowanej procedury startu, która gwałtownie “strzela ze sprzęgła” z 4 tysięcy obrotów/min, czyniąc ten ten start bardzo dramatycznym i ekscytującym. Mój czas z autem przypadł na niestety dość wilgotne i deszczowe dni, jednak inni dziennikarze z całego świata osiągali tym modelem czasy przyspieszenia do setki na poziomie nawet 4.2 sekundy, prawie sekundę szybciej niż oficjalne dane. Muszę potwierdzić, że T-Roc R poprawnie wgniata w fotel. Nikt, kogo nim przewiozłem nie spodziewał się po nim takich osiągów. I to jest w nim świetne. Prędkościomierz powinien stanąć na wartości 250 km/h z racji zastosowania standardowego niemieckiego ogranicznika prędkości. Jednak sądząc po tym jak samochód ten zbiera się przy niższych prędkościach, myślę że bez elektronicznego ograniczenia wartości rzędu “2,80 zł” nie są poza zasięgiem. Natomiast 320 km/h, które zamyka skalę jest delikatnie mówiąc bardzo optymistyczne. Ale wygląda fajnie.
Zwykła, energiczna jazda po mieście też jest bardzo przyjemna. Volkswagen doprowadził dwusprzęgłową skrzynię DSG do absolutnej perfekcji. Gładkie zmiany przy niższych obrotach, miłe kopnięcie przy wyższych, bardzo szybka reakcja na manetki jak i na mocne wciśnięcie gazu w trybie automatycznym. Sam silnik w trybie Race również świetnie reaguje na gaz. Turbodziura jest znikoma. Jednocześnie manewrowanie po parkingach czy jazda w korku nie sprawiają skrzyni żadnego problemu. Wyeliminowane zostały wszystkie szarpnięcia i momenty w których starsze generacje DSG nie wiedziały jak się zachować. Teraz skrzynia ta działa niemal tak gładko jak klasyczny automat z konwerterem.
Równie ważne jak przyspieszenie jest hamowanie. O wytracanie prędkości dbają 17-calowe tarcze wentylowane z przodu, z dwutłoczkowymi zaciskami sygnowanymi logo R. Niewiele mniejsze spowalniacze kryją się w tylnych kołach, oczywiście też tarczowe i wentylowane. Tu właśnie wrócę do tej funkcjonalności zderzaka przedniego w wersji R. Wprawione oko szybko dostrzerze ogromne wloty powietrza zajmujące sporą część powierzchni zderzaka. Zapewniają one nieograniczony dopływ powietrza do dużych chłodnic, ale i właśnie do hamulców. Po skręceniu kół można dostrzec w nadkolach kratki kierujące powietrze na tarcze. Hamulce są ostre jak brzytwa, ale też łatwe w modulacji – nie wybijesz sobie zębów.
Bardzo podoba mi się to, że ten samochód niczego nie udaje. Nie udaje że ma V8 puszczając sztuczny dźwięk z głośników (tak BMW, patrzę na ciebie…), wydaje mi się, że nie ma również jakiejś specjalnej mapy zapłonowej do pierdzenia z wydechu. Wszystko jest tu szczere i prawdziwe. Pod maską jest 4-cylindrowe 2.0 więc brzmi jak 4-cylindrowe 2.0. Standardowy wydech jest przyjemnie basowy na niższych obrotach i mimo, że jest wyraźnie słyszalny dla przechodniów wokół, to nie jest jakiś wulgarny, nie narzuca się. W dodatku układ zakończony jest przepięknymi klasycznymi chromowanymi końcówkami. Po dwie na każdą stronę. W dzisiejszych czasach to już wymierający gatunek. Czapki z głów. Po odpuszczeniu gazu da się usłyszeć lekkie popierdywanie, a przy odrobinie chęci i szczęścia, w okolicach 4 tysięcy obrotów da się wywołać satysfakcjonujący trzask paliwa dopalającego się w końcówkach wydechu. Mimo wszystko jeśli szukamy poważniejszego sportowego brzmienia, trzeba dopłacić 17 790 złotych za wydech “Performance”. Oczywiście w trybie Normal auto zamyka klapy w układzie wydechowym i staje się bardzo ciche. Tylko odważne wkręcenie silnika na obroty sprawia że daje on o sobie znać.
Technologia
Nie samymi zakrętami człowiek żyje. T-Roc R to nadal T-Roc i tak samo jak zwykłe warianty nadaje się w trasę, na przykład na rodzinny wyjazd na wakacje. W tej sytuacji nad bezpieczeństwem naszym i naszych najbliższych czuwa szereg systemów wspomagających i odciążających kierowcę. Bardzo przydatny jest system monitorowania martwego pola Side Assist, który żółtą lampką w obudowie lusterka informuje o pojeździe na sąsiednim pasie. W korkach, oraz na ruchliwej autostradzie docenisz aktywny tempomat z radarem, który utrzyma zadaną prędkość oraz odległość od poprzedzającego pojazdu. Jego pracę można połączyć z asystentem utrzymania pasa ruchu Travel Assist, który jest w stanie do pewnego stopnia samodzielnie kierować autem pośrodku pasa ruchu i pokonywać małe zakręty. Oczywiście kierowca musi raz na jakiś czas pomacać kierownicę, żeby auto wiedziało że nie zasnął. Niestety tutaj słodzenie T-Rocowi na chwilę ustanie, ponieważ system ten działa naprawdę średnio. Przy legalnych prędkościach autostradowych zdarza mu się odbijać od linii do linii, czasem nawet opuszczając pas i zbliżając się niebezpiecznie do innych pojazdów. Lekkie łuki, które powinien bez problemu pokonywać niestety czasem go przerastają i trzeba przejąć prowadzenie. W tej kwestii daleko mu do nieco droższej konkurencji.
T-Roc jest w stanie samoczynnie dokonać hamowania awaryjnego dzięki funkcji Front Assist korzystającej z radaru tempomatu. Powyższe opcje nie są jednak w standardzie. Otrzymamy je w pakiecie za 4220 zł. Podczas manewrowania ułatwią Ci życie czujniki parkowania z przodu i z tyłu oraz kamera cofania o dość średniej jak na obecne standardy jakości za 1400 złotych. Obraz faktycznie nie jest piękny, ale widać przeszkody i linie pomocnicze świetnie ukazują położenie auta – kamera spełnia swoją rolę. Za widoczność z przodu odpowiadają z kolei opcjonalne reflektory IQ.LIGHT LED Matrix, które przy włączeniu świateł drogowych (“długich”) tworzą nasz mały prywatny dzień w nocy. To opcja za 8360 zł.
Testowany egzemplarz otrzymał też wbudowaną nawigację, obsługiwaną na ekranie centralnym o średnicy 9,2″, która może być też wyświetlana na wyświetlaczu za kierownicą, między zegarami lub w trybie pełnoekranowym. System obsługi posiada jak już wspomniałem przygotowanie pod Android Auto i Apple Car Play i nawigacji Google z telefonu już niestety nie da się wyświetlić za kierownicą. Na ekranie środkowym zaś, wersja R może wyświetlać monitor sportowy z różnymi ciekawymi danymi w czasie rzeczywistym, jak np. przeciążenia, czy ciśnienie doładowania turbo.
Ponieważ nabywca T-Roca R mimo wszystko raczej interesuje się spalaniem, warto i o tym wspomnieć. Producent deklaruje 11,89 l/100 km w cyklu niskim (w mieście) oraz nieco ponad 8,5 litra w cyklu wysokim (autostrada, do 131 km/h). Dzięki standardowi testów WLTP, dane te są jak najbardziej realne, co potwierdzają moje pomiary. W mieście przy dużej cierpliwości da się zejść nawet niżej, choć wszystko zależy od ruchu i infrastruktury w danej aglomeracji. Oszczędności zdecydowanie ułatwia tryb jazdy Eco, który aktywuje również “ukryty” tryb skrzyni biegów, wyświetlany na zegarach jako E. W trybie tym skrzynia bardzo często wchodzi w tryb “żeglowania”, czyli odłącza napęd od kół pozwalając autu toczyć się dzięki swojej bezwładności. Trochę tak jak po wciśnięciu sprzęgła w manualu. Silnik musi zużywać odrobinę paliwa na utrzymanie jałowych obrotów, jednak może dotoczyć się o wiele dalej niż konwencjonalnie na biegu, mimo że wtedy nie paliłby ani grama paliwa. To przekłada się na mniejsze zużycie na 100 km, a przynajmniej ufam w tej kwestii wyliczeniom inżynierom Volkswagena.
Wątpię, aby nabywca modelu z logo R traktował go jak terenówkę, jednak napęd na cztery koła 4Motion dodaje pokrętło przy skrzyni biegów, które pozwala nam wybrać pomiędzy trybami jazdy z myślą o przemierzaniu bezdroży. Do wyboru mamy tryb śnieżny, normalny (w którym możemy wybrać między standardowymi trybami drogowymi: Eco, Normal, Race i Individual, a z DCC również Comfort), Offroad auto, oraz Offroad Expert, który jest trybem indywidualnym, pozwalającym ustawić sobie dowolną kombinację różnych ustawień różnych aspektów prowadzenia auta. Z racji ograniczonego czasu z autem, oraz ponieważ jest to jednak R, nie przetestowałem jego możliwości terenowych. Jednakże zahaczyłem o kilka dróg o nieutwardzonej nawierzchni, i T-Roc spisywał się tam lepiej niż dobrze, nawet na zwykłych oponach.
Podsumowanie
Czy zatem T-Roc R jest dobrą alternatywą dla standardowego hot-hatcha? Tak! Łączy on świetne osiągi brutalne przyspieszenie od zera z praktycznością i komfortem. Sportowe crossovery po raz kolejny udowadniają swoją wartość. Myślę, że ten konkretny może być najlepszym z nich w tych okolicach cenowych. Hyundai Kona N jest sporo tańszy, jednak słabszy, wolniejszy, mniejszy i brakuje mu napędu na 4 koła. Cupra Formentor w wariancie 310-konnym to właściwie T-Roc R, ale droższy i nieco mniej praktyczny, w dodatku nie kryje się ze swoimi aspiracjami sportowymi. Tak samo z Audi SQ2, (które swoją drogą w teście popularnego brytyjskiego kanału na YT zostało pokonane w wyścigu na prostej przez T-Roca R). Mercedes GLA 35 to już kosmos cenowy, a jest mniejszy, ciaśniejszy i wolniejszy od naszej dzisiejszej gwiazdy wieczoru.
Mnie osobiście Volkswagen T-Roc R naprawdę urzekł. Jego skupiony a zarazem nonszalancki charakter wydaje mi się być złotym środkiem jeśli chcesz hot-crossovera. Samochód zdecydowanie warty uwagi i niedoceniany.
Dziękujemy VW Polska za użyczenie samochodu do testu
Cena auta oraz końcowa ocena pod galerią
Galeria zdjęć Volkswagen T-Roc R:
Fotografie: Krystian Boguta, Kamil Stachowicz, Kacper Damm
2022 Volkswagen T-Roc R 2.0 TSI 300 KM
Start: 203 990 PLN, Testowany: 233 800 PLN+ Plusy
- Prawdziwe, piękne, błyszczące 4 końcówki wydechu
- Szczerość i klasyczny sportowy duch
- Wielkie funkcjonalne wloty powietrza z przodu
- Nowoczesna stylistyka, elegancki i sportowy styl
- Zaskakujące osiągi dla przechodniów oraz pasażerów
- Stosunek frajdy do ceny w porównaniu do reszty rynku
- Minusy
- Sztuczne, ślepe wyloty w tylnym zderzaku
- Dotykowe przyciski na kierownicy, aktywowane przypadkowo
- Słaby asystent utrzymania pasa ruchu w jeździe półautonomicznej
Comments