Zmiany mają poprawić bezpieczeństwo porządkowych. Dzięki temu, że Safety Car będzie dłuższy, marshale w spokoju będą mogli uprzątnąć tor.
Bezpieczeństwo w motorsporcie to jedna z najważniejszych, jak nie najważniejsza kwestia. Dawniej regularnie dochodziło do wypadków śmiertelnych, dziś już praktycznie tego nie widzimy, niestety raz na jakiś czas zdarzy się wyjątek od tej reguły. Mimo to FIA non stop pracuje nad tym, żeby do takich wydarzeń nie dochodziło. Za przykład można podać wprowadzony w 2018 roku pałąk halo. Dzięki niemu głowa kierowcy jest chroniona przed większymi odłamkami, np. kołami. Wdzięczny tej zmianie może być chociażby Charles Leclerc, który dwa lata temu w Belgii został staranowany przez Fernando Alonso. Wyścigi Formuły 1 to jednak nie tylko kierowcy, to też cała otoczka. W jej skład wchodzą porządkowi, którzy często są zmuszeni wychodzić na tor, w celu uprzątnięcia szczątków pojazdów. Zazwyczaj robią to podczas neutralizacji, jak się jednak na Imoli okazało, to już nie wystarcza. Na szczęście wielkie głowy tego sportu reagują dość szybko, wydłużając czas, jaki Safety Car będzie spędzał na torze.
Przypomnijmy może sytuację, która wywołała całą dyskusję o zmianach. Podczas neutralizacji na Imoli kilku kierowców mogło oddublować się, poprzez wyprzedzenie liderów i powrót na koniec stawki. To wiąże się jednak z odrobieniem całego okrążenia, co nawet podczas SC nie jest takie proste. W międzyczasie rozbił się jeszcze George Russell, więc porządkowi musieli uprzątnąć części jego pojazdu. Gdy znajdowali się na torze, nadjechały szybko jadące bolidy. O ile praktycznie wszyscy ominęli pracowników toru o w miarę bezpieczny dystans, o tyle Lance Stroll śmignął tuż obok jednego z marshali. Kilka sekund wcześniej i doszłoby do tragedii. Chyba wszyscy po tym zdarzeniu oczekiwali reakcji ze strony szefostwa F1 i takowa nadeszła. Opowiada o tym Dyrektor Wyścigu, Michael Masi
Zdążyliśmy już zmienić procedury oddublowywania się podczas neutralizacji i przedyskutowaliśmy to z zespołami oraz kierowcami. Uświadomiłem ich, że będzie to wiązało się z jednym lub dwoma okrążeniami neutralizacji więcej. Podczas rozmów, które odbyliśmy w Turcji, praktycznie wszyscy podeszli do nich z pozytywnym nastawieniem. Jednak akceptacja zmian to dopiero pierwszy krok do ich wprowadzenia. Z obecnymi regulacjami jest to długi proces i ma on dość formalny wygląd.
Michael Masi
W ostatnim czasie do niebezpiecznych sytuacji nie dochodziło wyłącznie na Imoli. Niewybaczalne zdarzenie miało również miejsce podczas weekendu w Turcji. W kwalifikacjach kierowcy zostali wypuszczeni do walki w Q2, gdy na torze wciąż pozostawał dźwig usuwający bolid Nicholasa Latifiego. Ponownie wiele osób z padoku wylało kubeł zimnej wody na FIA, jest więc szansa, że znów poskutkuje to pewnymi zmianami.
Skłamałbym, gdybym powiedział, że sytuacja z Turcji była idealna. Musieliśmy sobie z tym jednak poradzić najlepiej jak mogliśmy, biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności. Poszerzyliśmy obszar podwójnych żółtych flag, żeby powiadomić wszystkich zawodników o potencjalnym niebezpieczeństwie. Poza tym, okrążenie wyjazdowe to nie moment dla kierowców, żeby cisnąć na maksa. Zdecydowanie nie chodzi tu również o podtrzymanie widowiska. Odbyliśmy spotkanie z zarządcami torów z omawianych tutaj wyścigów. Od zawsze powtarzałem, że jeśli mamy mieć jedno lub pięć okrążeń więcej za Safety Carem, to wolę żeby porządkowi wzięli głęboki oddech i zaczekali na odpowiednie instrukcje. Czasy się zmieniły, nie ma potrzeby aż tak się ze wszystkim spieszyć. Tak jak powiedziałem, człowiek uczy się całe życie.
Michael Masi
Foto. materiały prasowe serii