Ten sezon dobiegł już końca. 22 Grand Prix w tym roku już za nami. O tym sezonie z pewnością można zrobić dobry film – coś w stylu “Wyścigu” z 2013 roku, ukazującego walkę Laudy i Hunta. Podobnie jak film sprzed ośmiu lat nie musiałby być on zupełnie naciągany. To w końcu życie pisze najlepsze scenariusze. Szkoda, iż tym razem w scenariuszu sędziowie i FIA odgrywają pierwszoplanową rolę. To nieco przykrywa fantastyczną rywalizację między kierowcami, która trwała dosłownie od pierwszego do ostatniego okrążenia sezonu.
Nowy mistrz F1, ale…
Max Verstappen został 34. mistrzem świata Formuły 1. Warto wspomnieć, że to dopiero trzeci nowy mistrz świata w ostatnich dziesięciu latach. Długie okresy seryjnego wygrywania Vettela, a zwłaszcza Hamiltona “przejadły” się już wielu fanom F1. Potrzeba było w F1 świeżej krwi. Już od kilku lat juniorzy jeździli na bardzo wysokim poziomie, ale dopiero w tym sezonie Max był w stanie zdobyć tytuł. Czy stało się to zasłużenie i jak mocno wpływ miała FIA?
Ostatnie okrążenie Grand Prix Abu Zabi przejdzie do historii jako jeden z najbardziej emocjonujących momentów tego sportu. Żaden scenarzysta chyba nie mógł wymyśleć takiego scenariusza tego wyścigu. Lewis oczywiście był bez szans i nie mógł powstrzymać szybszego Holendra. Czy Lewis powinien wygrać ten wyścig? Tak. Czy to Max bardziej zasługiwał na tytuł? Tak. Ale zaraz, przecież to dwie sprzeczne rzeczy….
Lewis został okradziony z ósmego tytułu mistrzowskiego. Według regulaminu w trakcie okresu,gdzie po torze podrózuje SC, oddublować mogą się wszystkie samochody, albo żaden. Tu doszło do naruszenia przepisów. Sędziowie chcieli niewiarygodnej walki i nam ją zapewnili. Lewis miał największego pecha w karierze. To Lewis w Abu Zabi powinien według przepisów zdobyć tytuł. Ale czy na pewno? Nie zapominajmy, co się działo wcześniej. To Lewis częściej wychodził korzystniej na decyzjach sędziów niż Max. Na przykład, za kolizję na Silverstone dostał karę tylko dziesięciu sekund. Taką samą karę dostał w Austrii Yuki Tsunoda za…. dwukrotne przejechanie po białej linii na wjeździe do alei serwisowej. Skala się wydaje nieporównywalna, ale dla sędziów wyszło w sumie na to samo. Gdyby Lewis dostał karę Stop&Go, z pewnością nie wygrałby wyścigu i miałby co najmniej 7 punktów mniej, a może i jeszcze mniej.
Kwestia szczęścia
Również we Włoszech karę za kolizję z Hamiltonem otrzymał Verstappen, gdzie wielu obserwatorów skłaniało się do uznania kraksy za incydent wyścigowy. Mówiło się nawet o winie Hamiltona. Także w Arabii Saudyjskiej za kwestionowanie żółtych flag podczas treningu Lewis nie dostał kary. Mimo iż naruszenie przepisów było dość ewidentne. Ogólnie Brytyjczyk w przeszłości miał naprawdę bardzo, bardzo dużo szczęścia. Jednak chyba w tym jednym momencie cały pech, który go często omijał, uderzył mocniej niż Russell w Bottasa podczas wyścigu na Imoli. Lewis nierzadko był bardzo łagodnie traktowany i miał sporo szczęścia związanego z decyzjami podejmowanymi przez sędziów.
Nie oszukujmy się – Max w tym sezonie jeździł równiej od Lewisa. Popełniał mniej błędów i lepiej pokazywał się od niego w kwalifikacjach. Z kolei Brytyjczyk miał trochę lepszy bolid do dyspozycji od Holendra. To Max bardziej zasługiwał na ten tytuł. Co ciekawe, Mercedes w żadnych ze swoich komunikatów nie podważał, iż Max nie zasłużył na tytuł. Cóż, myślę, iż ostatecznie szczęście sprzyja lepszym…
Zmiany w FIA, wielka gorycz w Brackley
W czwartek odbyła się gala FIA, na której Max i reszta mistrzów innych serii otrzymali swoje puchary. Hamilton i Wolff nie pojawili się w Paryżu. Gorycz porażki musi być w nich przeogromna. Nie zapominajmy – to Mercedes wygrał ósmy (!) z rzędu tytuł mistrza świata konstruktorów. Można to porównać trochę do sytuacji, gdzie dziecko poszło na karuzele, ale chciało iść na diabelski młyn i wycieczka w końcu jest nieudana. Oczywiście rozumiem ogromne rozgoryczenie w Mercedesie. Nie rozumiem jednak, dlaczego prawie w ogóle nie wspominają o tym, że dalej są najlepszym zespołem Formuły 1. To jest niesamowita sprawa, że dalej są na szczycie.
Nowym szefem FIA został Mohammed Ben Sulayem. Były kierowca rajdowy pochodzący, o ironio, ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, jest na stanowisku ledwie trzy dni. Jednak już oświadczył, iż pochyli się nad naruszeniem przepisów przez Lewisa Hamiltona, który według przepisów jako kierowca kończący mistrzostwa na drugim miejscu ma obowiązek pojawić się na gali FIA. Powiedział przy okazji, parafrazując, iż przepisów należy przestrzegać, ale one są też po to, aby je polepszać. Dawno ze strony FIA nie usłyszałem tak mądrych słów. To rodzi nadzieje, że Federacja będzie działała lepiej i sprawniej, a decyzje sędziów wywołają w przyszłości mniej kontrowersji. Oby to była dobra zmiana, nie tak jak w Polsce…
Dziwne oświadczenia
Chciałbym jeszcze powiedzieć kilka zdań o oświadczeniach FIA oraz Mercedesa po wyścigu. Co ciekawe, obie strony milczały po wyścigu. Michael Masi zapadł się pod ziemię. Mercedes również. W końcu FIA w środę wydała oświadczenie, gdzie pokrętnie, ale przyznała się do winy i obiecała, iż dokładnie przyjrzy się wydarzeniom z ostatnich okrążeń z Grand Prix Abu Zabi. Z kolei Mercedes wydał komunikat, gdzie wyraża swoje rozgoryczenie swoimi decyzjami podjętymi podczas wyścigu. Oprócz tego informuje w nim, iż powstanie specjalna komisja, która ma zbudować “lepszą Formułę 1”. Warto jednak zwrócić szczególnie uwagę na jeden fragment:
Pociągniemy FIA do odpowiedzialności za ten proces i niniejszym wycofujemy naszą apelację.
Mercedes AMG Petronas
Taki tekst w oficjalnym oświadczeniu zespołu jest… trochę bezczelny. Dziecko dostało niezasłużoną naganę i teraz będzie kontrolować nauczycielkę, w jaki sposób wystawia oceny. Wyobraźcie taką sytuację w szkole. Absurd. Jednak myślę, że Red Bull w odwrotnej sytuacji zachowałby się bardzo podobnie. Sędziowie zdecydowanie za bardzo weszli sobie na głowę.
Kierowcy przedłużają sobie umowy
Z obozu Maxa już słychać głosy, iż Holender już chciałby przedłużyć swoją umowę z Red Bullem. Na razie brak konkretów, ale “złote dziecko” Red Bulla w końcu zdobyło tytuł. Dlaczego więc nie mogliby zdobywać kolejnych? Pytanie, jak ich bolid będzie się spisywał w przyszłym roku.
Z kolei Ferrari zastanawia się nad przedłużeniem umowy z Carlosem Sainzem, a świat dowiedział się o tajemniczej klauzuli, która umożliwia Leclercowi wcześniejsze opuszczenie Ferrari. Włosi jednak musieliby być poza czołową trojką w klasyfikacji konstruktorów w przyszłym roku. To dość mało prawdopodobne. Wygląda jednak na to, iż to Sainz ma takie samo, a nawet większe zaufanie w oczach szefostwa Ferrari niż Leclerc. To bardzo, bardzo ciekawe.
P.S. Za kilka dni opiszę w osobnym tekście, dlaczego w tym sezonie mieliśmy najlepszą walkę o tytuł w historii F1. Czego nawet FIA nie może przykryć.
Foto. Red Bull Content Pool