Miały być wielkie zmiany, wprowadzone poprawki miały odmienić sytuację, a jest tak samo jak było, czyli Mercedes, Mercedes i Mercedes
Kolejny weekend, kolejny dublet, czyli Grand Prix Hiszpanii. Co tu dużo mówić. Chyba na testach przedsezonowych na torze Catalunya kilka miesięcy temu, absolutnie nikt się nie spodziewał tego, co wydarzy się do czasu wyścigu na tym samym torze. Niesamowite tempo zespołu Ferrari zniknęło jak kamień w wodzie, a nawet, gdy na jeden weekend się pojawiło, to przegrali zarówno przez błąd kierowcy, jak i awarię mechaniczną.
W czasie, kiedy stajnia z Maranello stara się wstać z kolan, przywożąc nowe (niewiele dające) poprawki, srebrne strzały zdobywają rekordowy wynik pięciu dubletów pod rząd podczas dość nudnego wyścigu na torze w okolicach Barcelony (który z resztą jest zagrożony wyrzuceniem z kalendarza F1). Choć wyścig wprawdzie był nudny to start był emocjonujący. Lewisowi udało się wystartować nieco lepiej niż jego zespołowemu koledze, dzięki czemu na dojeździe do pierwszego zakrętu był nieco przed Finem. Jednakże startującego z pole position Bottasa zaskoczył Vettel, który maksymalnie opóźnił hamowanie, blokując na chwilę koło i w ten sposób sprawiając, że Valtteri był wewnątrz srebrno – czerwonej kanapki z bolidów. Oczywiście nie było to najlepsze dla niego miejsce, dlatego ratując się przed kolizją, czy to z cztero, czy z pięciokrotnym mistrzem świata na jednym zakręcie wpadł w dwa poślizgi. Na szczęście dla niego udało mu się wyprzedzić Seba, ale w tym czasie Lewis przejmując prowadzenie (którego zresztą nie oddał) odjechał na znaczną odległość.
W czasie walki między Mercedesami a Vettelem, Verstappen stworzył swoje własne powiedzenie „gdzie trzech się bije, tam czwarty korzysta”, wyprzedzając tym samym Ferrari z numerem 5. W tym całym chaosie na pierwszym kółku stracił startujący z 14 pola Kimi, który na zakręcie numer 4 wyjechał na trawę i spadł na ostatnie miejsce za bolidy Williams’a i startującego z alei serwisowej Hulkenberga. A po pierwszych kilku zakrętach… no cóż, zaczęła się procesja. Doszło jedynie do kilku pojedynczych wyprzedzeń, obserwowaliśmy dość ciekawą walkę miedzy Sainzem a Ricciardo, a po dość wczesnym pit stopie Vettela (spowodowanym złym stanem przednich opon, który był spowodowany dohamowaniem w pierwszym zakręcie) Ferrari zaczęło bawić się ze swoją popisową Grande Strategią, zamieniając kilka razy swoich kierowców miejscami, co ostatecznie nie przyniosło żadnych skutków.
Ciekawie zaczęło się robić na niecałe 20 okrążeń przed końcem, kiedy to doszło do wypadku na 2. zakręcie między Strollem a Norrisem. Kanadyjczyk nie zostawił miejsca Brytyjczykowi, przez co zderzyli się oponami i wylądowali w żwirze. Lando starał się jeszcze wrócić na tor, jednakże przez uszkodzenia jego bolidu nie było to możliwe i jedyne co po tym wszystkim udało mu się zdziałać, to nanieść masę żwiru na nawierzchnię toru. W związku z tym wypadkiem, na tor wyjechał samochód bezpieczeństwa. Kierowcy korzystając z okazji zjechali do boksu, a Toro Rosso próbowało nieudolnie powtórzyć wyczyn Mercedesa z podwójną wymianą opon z Chin. W czasie neutralizacji zdublowani kierowcy mieli szansę na oddublowanie.
Po zjeździe Safety Car’a zapewne musiało się zrobić nerwowo w zespole Haas, kiedy to walczący między sobą kierowcy tego zespołu doprowadzili do kontaktu, który na szczęście nie zakończył ich jazdy. Do końca wyścigu trwała walka między Grosjeanem a Albonem o 10. miejsce, które ostatecznie trafiło w ręce Francuza, dla którego były to pierwsze punkty w tym sezonie. Wyścig wygrał Lewis Hamilton, który prowadził od początku do końca i przy okazji zdobył dodatkowy punkt za najszybsze okrążenie. Za nim ukończył Valtteri Bottas, tracąc tym samym pozycję lidera klasyfikacji. Na najniższym stopniu podium po raz drugi w tym sezonie stanął Max Verstappen. Za nim uplasowali się kolejno Vettel, Leclerc, Gasly, Magnussen, Sainz, Kvyat, oraz Grosjean, który uzupełnił pierwszą dziesiątkę.
Kierowca z Krakowa ukończył wyścig jako 18, czyli ponownie jako ostatni z tych, którzy dojechali do mety. Dla Williamsa małym sukcesem jest to, że jeszcze ani razu żaden z ich kierowców nie odpadł z wyścigów. Podsumowując, dobra passa Mercedesa dalej trwa, a Ferrari po raz kolejny musi pogodzić się z porażką, tym razem nie tylko z Mercedesem, ale i z kierowcą, który uzyskał miano kierowcy dnia, Verstappenem. A w zespole z Grove poprawy jak nie było, tak nie ma. Następny w kalendarzu jest wyścig w Monaco, jednakże nie można się po nim spodziewać niesamowitego widowiska. Osoby oczekujący wrażeń muszą poczekać na GP na ulicach Montrealu.
Foto. Formula 1
Zapis relacji na ŻYWO z Grand Prix Hiszpanii
Miłośnik motoryzacji i motorsportu. Staram się cieszyć pasją na różne sposoby – od dziennikarstwa, przez amatorską rywalizację na torze, po konstruowanie bolidów w ramach AGH Racing – zespołu Formuły Student.