Jak czuje się kierowca, który pozbawił kogoś życia? Czy każdy z nas może być drogowym zabójca? Jak przyznaje Bartosz Józefiak, to właśnie pytanie było najpoważniejszym,z jakim musiał się zmierzyć, pisząc swój reportaż, będący swoistym portretem polskich kierowców, ale też całej infrastruktury transportowej w naszym kraju.
Na ponad 370 stronach swojej książki Józefiak nie oszczędza nikogo. Bierze pod lupę rozmaite grupy społeczne, zarówno zmotoryzowane, jak i piesze. Tych, dla których żadna prędkość nie jest wystarczająca, jak i tych, którzy rowerem, tramwajem, autobusem czy pociągiem nie mają nawet gdzie i kiedy się rozpędzić. O ile w ogóle mają czym i dokąd się udać,bo i z tym różnie bywa. I choć książka zaczyna się w dość oczywisty sposób, od opisu wypadku samochodowego, to jednak nie jest to opowieść o tym, jak to źli kierowcy jeżdżą za szybko, a piesi lubią czasem wtargnąć na ulicę. A przynajmniej nie tylko o nich.
Bo wprawdzie zaczynamy od kilku historii o tym, jak to nadmierna prędkość i brawura kierowcy doprowadziła do wypadku, z którego pieszy nie był w stanie się wykaraskać, ale dość szybko odkrywamy, że problemem jest nie tylko szaleńcza jazda. Problemem jesteśmy my sami, nasza psychika, nastawienie podczas wsiadania za kierownicę. Nie tak dawno, przy okazji słynnego już wypadku we Wrocławiu, Kajetan Kajetanowicz zwrócił uwagę w jednym z wywiadów, że „prawo jazdy jest pozwoleniem na broń”. Ilekroć wsiadamy do auta, powinniśmy mieć świadomość, że możemy kogoś zabić. Brzmi brutalnie, ale – patrząc na historię zawarte przez Józefiaka w książce – niestety bardzo prawdziwie.
Dość wymowną nazwę nosi zresztą pierwsza część reportażu: Kultura zapierdalania. Autor reportażu nie zatrzymuje się jednak wyłącznie na spieszących się kierowcach, którzy próbują wycisnąć maksimum z niekiedy mniej lub bardziej legalnie stuningowanych samochodów. Porusza też wątek głośnych swojego czasu „trumien na kółkach”, niejednokrotnie podkreślając, że aż 40% samochodów, jeżdżących po polskich drogach, ma ponad 20 lat. Drugie tyle to auta w przedziale 10-20 lat od daty produkcji, co w efekcie sprawia, że siłą rzeczy stan techniczny samochodów na ulicach może pozostawiać niekiedy wiele do życzenia, ale to nie jest tak, że wsiadanie do takiego auta to pewna śmierć. Zwłaszcza, że – jak głosi przecież tytuł książki – wszyscy tak jeżdżą.
Szersze spojrzenie na sytuację
Bartosz Józefiak w swojej książce stara się na problem samochodozy spojrzeć nieco szerzej. Jak? Zabierając czytelników do miejscowości, w których po transporcie publicznym nie ma ani śladu, perony na dworcach kolejowych być może i są poodnawiane, ale nierentowność połączeń (różnorako rozumiana i generowana) sprawiła, że stoją puste, bo nie ma kto z nich korzystać. Popularne niegdyś pekaesy? To kolejny wątek sygnalizowanego przez Józefiaka problemu, o którym o wiele szerzej pisała m.in. Olga Gitkiewicz w swojej książce, zatytułowanej „Nie zdążę”. Staje się on jednak przyczynkiem, do znalezienia odpowiedzi na pytanie: po co kupujemy auto?
Trzeba jednak oddać sprawiedliwość autorowi, że nie patrzy na postępującą w kraju samochodozę wyłącznie przez pryzmat osobówek, które parkują gdzie popadnie, stoją wiecznie w korkach i jest ich z każdym rokiem coraz więcej. Mamy bowiem, z wygodnej perspektywy czytelniczego fotela, zabrać się w podróż z kierowcą ciężarówki, wożącej towary po Europie, spędzić nieco czasu jako kierowca Ubera czy innego Bolta, porozwozić jedzenie jako dostawca, korzystający z aplikacji, czy też zostać na kilka dni kurierem InPostu.
A kiedy myślimy już, że to koniec, że nic więcej opowiedzieć na temat samochodowej kultury w Polsce nie można, Bartosz Józefiak zdaje się patrzeć na czytelnika litościwym okiem i mówić „potrzymaj mi kierownicę”. A następnie zabrać nas do wątpliwie etycznego świata firm, walczących dla swoich klientów o odszkodowania w związku z utratą bliskich w wypadku komunikacyjnym. Brzmi brutalnie, ale i taką twarz ma polska kultura jeżdżenia.
Reportaż Bartosza Józefiaka to bardzo wielowątkowe, głębokie studium polskiej mentalności podróżniczej. Podczas lektury stajemy się terroryzowanym przez kierowców pieszym, terroryzowanym przez pieszych kierowcą, maniakiem prędkości, rowerzystą, który walczy o życie jadąc między samochodami, korzystającym z komunikacji miejskiej mieszkańcem dużego miasta, ale i obywatelem małej wioski, który autobusu na oczy nie widział. Stajemy się na moment dostawcą jedzenia, którego jedni poganiają, a inni spowalniają, kurierem, który nie ma gdzie zaparkować, nie mówiąc o dostępnym miejscu w automacie paczkowym, wskakujemy w buty kierowcy wspomnianej ciężarówki, która bez przeglądu, na łysych oponach jeździ po Europie, a on zarabia minimalną krajową. Przynajmniej oficjalnie, oczywiście.
Czytanie tej książki otwiera oczy – na niejedną patologię. Nie tylko na samochodozę. Nie tylko na cięcie połączeń komunikacyjnych. Nie tylko na udawanie Szybkich i Wściekłych. Otwiera je szerzej – tylko trzeba usiąść wygodnie w fotelu, by z każdą kolejną stroną odkrywać, że coś nas gdzieś jednak uwiera. A tym, co uwiera, jest nasza polska mentalność, którą tak doskonale widać na każdej ze stron tej książki.
Wszyscy tak jeżdżą, bo wszyscy, gdzieś głęboko, jesteśmy tacy sami.
Bardzo dziękujemy Wydawnictwie Czarne za dostarczenie książki do recenzji
Założyciel | Redaktor naczelny
Pasjonat motoryzacji i marketingu – wielu mówi, że urodził się z benzyną we krwi, lecz lekarze wciąż mają wątpliwości jak to możliwe.