Hyundai, tak jak rozwijająca się pod jego skrzydłami Kia, przeszedł długą drogę, a przez ostatnie kilka lat zdawał się jakby wręcz biec sprintem, drogą ciągłego postępu.
Ostatnich kilkanaście lat było dla marek koncernu Hyundai Motor Group okresem znacznych zmian wizerunkowych, mających na celu odejście od bycia postrzeganym jako tania alternatywa i dorównanie europejskim producentom pod wieloma względami. W drugiej połowie drugiej dekady XXI w. postęp nabrał niesamowitego tempa, bo Hyundai zaczął odnosić sukcesy w motorsporcie, a świat ujrzał Kię Stinger GT, Hyundaia i30N, oraz wszystkie modele nowej marki Genesis, która dla Hyundaia jest tym czym na przykład Lexus jest dla Toyoty, i która ma zawitać w Europie już w tym roku. Tak więc nie da się zaprzeczyć, iż Hyundai potrafi pokazać pazura i nie można go lekceważyć.
Muszę jednak niechętnie przyznać, że przed testem nie oczekiwałem zbyt wiele. Wszakże czego można oczekiwać od małego, przednionapędowego, sportowo wyglądającego SUVa, będącego jedynie kolejnym wytworem szalejącej od kilku lat mody na tego typu samochody. Od samochodu, który nie musi być jakiś wybitny, bo o ile będzie przyjemny dla oka to i tak się sprzeda i nikt złego słowa o nim nie powie. Przynajmniej tak wyobrażałem sobie ten model koreańskiego producenta. Ach, jak bardzo się myliłem…
Modny? Jak najbardziej. Nudny? Nie ma mowy!
Nuda to ostatnie słowo, które przychodzi mi do głowy, gdy myślę o swoich doświadczeniach z Tucsonem N Line, o czym chwilę później. Ale właśnie, o co chodzi z tym całym N-Line?
N Line w Hyundaiu, w przeciwieństwie do M-pakietów, S-Line’ów i tym podobnych, nie jest opcją ani pakietem, a jedną z czterech dostępnych wersji wyposażenia. Najniższą jest wersja Classic, czyli motoryzacyjne goło i wesoło, W takiej wersji Tucsona da się zamówić jedynie z najsłabszą benzyną i najsłabszym dieselem, oba 1.6, odpowiednio 132 i 136 KM mocy. Idąc dalej, mamy Comfort, Style, N-line właśnie, a w wersjach z dwusprzęgłową skrzynią DCT lub automatem można również szarpnąć się na wersję Premium, która jak zapewne się domyślasz ma wszystko. Wymaga również dopłaty 56 500 zł. W telegraficznym skrócie, zamawiając Tucsona wybieramy między wieloma konfiguracjami napędowymi oraz wyposażenia i nie wszystko da się ze sobą pogodzić, na przykład napędu na cztery koła z przekładnią manualną. Można się w tym trochę pogubić więc najlepiej będzie jeśli zajrzysz po prostu do całkiem przejrzystego konfiguratora na stronie Hyundaia.
Hyundai sportowy, miejski, terenowy, czy.. jaki?
Nasz testowy egzemplarz mieści pod maską najsłabszy, 4-cylindrowy silnik benzynowy 1.6 o mocy 132 KM, sprzężony z 6-biegową skrzynią manualną napędzającą jedynie przednią oś. W takiej konfiguracji wersja N-Line jest najwyższą dostępną półką. Do tego wariantu trzeba dopłacić 32 500 zł. Z zewnątrz wprowadza on parę kosmetycznych zmian, takich jak całkowicie przeprojektowany przedni zderzak – bardziej agresywny ze zmienionymi światłami do jazdy dziennej, do tego całkowicie nowy grill, grafitowy i z innym wzorem, a relingi dachowe, lusterka, “spoiler” (no powiedzmy) tylnej klapy oraz antena w kształcie płetwy rekina są wykończone na wysoki połysk w kolorze czarnym. Każdy z przednich błotników dumnie zdobi trójwymiarowe logo N Line, które przypomni każdemu dookoła, że to nie taki zwykły Tucson. Te usprawnienia świetnie dopełniają już i tak dobrze narysowane nadwozie. Auto ma świetne proporcje wizualne, nowoczesne reflektory i lampy w technologii LED, delikatną, acz bardzo przyjemną dla oka linię boczną i nie spotkałem nikogo, komu nie przypadłoby ono do gustu.
Ale mimo tych sportowych smaczków nadal mamy czarne nakładki na nadkolach i progach, które sugerują jednak jakieś zdolności terenowe (notabene świetnie zgrywa się to z czarnymi felgami oraz czerwonym lakierem), a gdy zajrzymy pod maskę, przypomnimy sobie, że jest tam jedynie poprzeczne 1.6 napędzające “ośkę”. Dokąd to zmierza?
Może wnętrze rozwieje wątpliwości?
Zajmijmy zatem miejsce w środku. Otwieram drzwi i już widzę o co tu chodzi. Aluminiowe nakładki na pedały, czerwone przeszycia na kole kierownicy, dywaniki z logo N Line, drążek skrzyni biegów chyba prosto z i30N, fotele pokryte skórą i alcan… no niestety, nie alcantara a zamsz. Trochę szkoda, ale w tej kategorii cenowej naprawdę nie ma co narzekać. Wygląda fajnie a i dobrze trzyma tyłki w miejscu. Jest światełko w tunelu.
A jak się siedzi? Świetnie. Fotele są wygodne, zagłówek pozwala odpocząć szyi, przeciętny człowiek wpasuje się w nie idealnie, mimo wystających boczków, które mają nas trzymać w zakrętach. Jedyna rzecz do której mogę się przyczepić to regulacja podparcia odcinka lędźwiowego. Fajnie, że jest ale szkoda, że tylko u kierowcy i tylko w jednej płaszczyźnie; przód-tył. Wysokości tego podparcia nie da się regulować. Poza tą regulacją fotele w wersji N-Line są manualne.
Podłokietnik na drzwiach jest w zasięgu łokcia nawet kierowcy o długich nogach, który musi się odsunąć od kierownicy. Podłokietnik środkowy jest przesuwany i skrywa rozsądnych rozmiarów schowek, dość głęboki. Oba są bardzo wygodne i przede wszystkim miękkie. Jest to jedno z niewielu aut z takimi gabarytami w tej kategorii cenowej, (nie jest to wszak ogromny SUV), w którym zakres regulacji tak niewymiarowemu kierowcy jak ja pozwala zająć bardzo dobrą i wygodną pozycję za kierownicą, bez kompromisów, z rozsądną przestrzenią na kolana, dosięgając podłokietnika i mogąc położyć nadgarstek mniej lub bardziej na szczycie koła kierownicy. Nad głową również ogrom miejsca. Też nad głową, o przytulny i kameralny charakter wnętrza dba świetna czarna podsufitka. Alternatywnie można zamówić Tucsona z dużym dachem panoramicznym, z którym dodatkowo cały dach jest czarny od zewnątrz. Warto też wspomnieć o przycisku zmiany trybu jazdy, który pozwala przeskakiwać między trybem normalnym i sportowym. Niestety – ze skrzynią manualną jedynie zmieniają one nieznacznie siłę wspomagania kierownicy.
Wnętrze jest bardzo schludne i mam wrażenie że zachowuje zdrowy balans między minimalizmem a dizajnerską fantazją, Wszystko jest sztywne, zwarte, przyjemne dla oka, ale nie zwracające uwagi i przede wszystkim funkcjonalne. Wszystkie ważne funkcje obsługiwane są przez przyjemne w dotyku fizyczne przyciski, Nic czego dotyka się podczas normalnego użytkowania auta nie sprawia wrażenia taniego i delikatnego, nic nie trzeszczy, nie skrzypi. Wszystko jest tu po prostu poprawne. Jedyne do czego mogę się przyczepić to dość niefortunne umiejscowienie pokręteł temperatury klimatyzacji. Zarówno mi jak i pasażerom zdarzało się zahaczyć o nie kolanem i przekręcić. Nie jest to jakiś notoryczny ani poważny problem, ale może kogoś lekko zirytować.
No dobra ten Hyundai wygląda sportowo, ale czy jest przy tym praktyczny?
Jest to jednak SUV, więc nie można nie skupić się na aspekcie użyteczności i praktyczności wnętrza w życiu codziennym. Zacznijmy od końca, od bagażnika. Za klapą, która może być również w Tucsonie automatyczna, znajdziemy 513 l całkiem ustawnej i symetrycznej przestrzeni bagażowej do linii okien. Złożenie oparć daje nam aż 1503 l. Jedyną przeszkodą
w załadunku mogą być nadkola wdzierające się do bagażnika, lecz mimo wszystko spakowanie się na dłuższy wyjazd nie sprawi problemu. Próg załadunkowy jest prawie na równi z podłogą, co też jest sporą zaletą. Pod podłogą jest miejsce na koło zapasowe i wszystkie potrzebne w sytuacjach awaryjnych narzędzia. Jest tam goła blacha w kolorze nadwozia, ale nie zaglądamy tam zbyt często. Za to na górze brakuje mi trochę haczyków na zakupy, oraz jakichś dodatkowych schowków czy kieszeni, w których można by przewozić mniejsze przedmioty, jeśli nie chcemy aby latały po całym bagażniku.
Gdy już się spakujemy przyjdzie nam wyznaczyć trasę podróży. Pomoże nam w tym system nawigacyjny, który jest w porządku. Wiadomo, dziś nie można zbyt wiele oczekiwać od nawigacji bez informowania o natężeniu ruchu czy o zamkniętych od dawna ulicach bez aktualizowania map. Tu z pomocą przychodzi wsparcie dla Android Auto oraz Apple Car Play, które między innymi pozwoli Ci cieszyć się Twoją ukochaną nawigacją Map Google. Przynajmniej w Android Auto – komendy głosowe działają świetnie. Ani razu nie musiałem się zatrzymywać i poprawiać celu podróży, a mapa działa świetnie z dotykowym ekranem. A o zatrzymywaniu się wspomniałem nie bez przyczyny, gdyż niestety wszelkie klawiatury dotykowe i funkcje, które wymagają skupienia uwagi na ekranie na dłużej niż kilka sekund są zablokowane podczas jazdy. Pasażer siedzący na prawym fotelu niczego nie zmienia. Na dole konsoli środkowej znajdziemy dwa gniazda 12V, gniazdo AUX, złącze USB, oraz duże miejsce na telefon z ładowarką indukcyjną. Kierowca może skorzystać też z dobrodziejstwa ogrzewania kierownicy, które działa niesamowicie szybko i mocno. Mam wrażenie, że Hyundai chce, aby kierownica ogrzewała dłonie nawet przez rękawiczki.
System audio w testowanym egzemplarzu grał dobrze i nie mam do niego zastrzeżeń, ale moim zdaniem każdy musi samemu posłuchać nagłośnienia, żeby je poznać, więc na tym skończę ten temat.
Po wrzuceniu biegu wstecznego ekran zajmuje kamera cofania, o dobrej jakości, radząca sobie również w nocy. Posiada ona linie pomocnicze ukazujące z pewnym zapasem gdzie potoczą się nasze tylne koła. Skręcają się one na ekranie wraz z ruchem kierownicy, za co duży plus. Wszystkie karty systemu i animacje są bardzo przejrzyste i płynne. Oczywiście jest też bluetooth do multimediów jak i do połączeń telefonicznych.
Hyundai zadbał też, aby bezpieczeństwo było na miarę obecnych czasów. O pasażerów Tucsona dbają wszystkie standardowe systemy takie jak asystent utrzymania pasa ruchu, system monitorowania martwego pola, czy system automatycznego hamowania awaryjnego. Jest również kontrola trakcji i stabilności. To jakie systemy znajdują się na pokładzie zależy oczywiście od zamówienia i niestety nie wszystkie z nich są dostępne w wariancie N Line. Szczegółowe informacje zawarte są w opisach wersji w konfiguratorze.
Muszę w tym miejscu również bardzo pochwalić producenta za moim zdaniem najrozsądniejsze rozwiązanie tylnej sygnalizacji hamowania awaryjnego. Obecnie królują dwie szkoły programowania takiej sygnalizacji; mruganie światła stopu lub uruchomienie świateł awaryjnych. W wielu autach nie jest to do końca przemyślane i na przykład światła awaryjne trzeba później wyłączyć samemu. Mrugający stop jest lepszym rozwiązaniem ale też może nie spełnić do końca swojej roli, bo gdy się zatrzymamy stop świeci się już normalnie. W Tucsonie jest inaczej. Gdy staniemy na hamulcu (nawet nie koniecznie z interwencją ABSu, światło stopu zaczyna mrugać, co pokazuje kierowcom blisko nas, że hamujemy mocniej. Natomiast gdy zwolnimy poniżej około 20 km/h (generalnie zatrzymamy się, lub prawie zatrzymamy) stop przestaje mrugać a jego ostrzegawczą rolę przejmują światła awaryjne, które zostają włączone na tyle długo, że nadjeżdżający na autostradzie kierowcy bez problemu zobaczą, że mocno hamowaliśmy a teraz stoimy na ich drodze i również zwolnią. Następnie – same się wyłączają. To na pierwszy rzut oka proste i logiczne rozwiązanie może w niektórych niebezpiecznych sytuacjach uratować komuś życie lub chociażby auto, a mimo to nie każdy potrafi zrobić to dobrze, także brawo Hyundai!
Jeśli zaś chodzi o praktyczność dla osób w kabinie – wszystkie drzwi mają całkiem pojemne kieszenie, te w przednich drzwiach są naprawdę duże i mają nawet wydzielone miejsce na dużą butelkę. Warto też wspomnieć o miejscu z tyłu, którego jest wystarczająco. Dwumetrowiec za dwumetrowcem nie usiądzie, ale jak na średnich rozmiarów SUVa jest naprawdę dobrze. Miejsca nad głową również nie brakuje, mimo wizualnie dość niskiej linii dachu. Fotele przednie jak i tylne są podgrzewane. Niestety ten przyjemny zamszowy materiał wyklucza wentylację foteli przednich, którą również oferuje model Tucson, tylko nie ten konkretny. Za to nie tylko wentylowany ale i chłodzony jest schowek pasażera. To jedna z najprostszych a zarazem najwspanialszych opcji jaką można mieć w aucie. No chyba, że masz w aucie lodówkę na szampana, ale to chyba nie w tym zakresie cenowym i nie w tym segmencie…
Przy lampkach na podsufitce z przodu znajduje się schowek na okulary, przydatny dodatek. Osłony przeciwsłoneczne są wysuwane, dzięki czemu można całkowicie zasłonić słońce wpadające przez boczną szybę.
Wrażenia z jazdy
Celowo do tej pory nie wspomniałem absolutnie nic o tym jak jeździ się Tucsonem N Line, gdyż to trochę bardziej złożony temat niż mogłoby się wydawać. Zacznę od rozczarowań i narzekania, aby mieć to za sobą. Na pierwszy ogień – silnik…
No tak, średnich rozmiarów SUV ze sportowym zacięciem, który może nie krzyczy, ale informuje wszystkich dookoła o tym jakim jest sportowcem, napędzany przez 132-konny silnik. Nie brzmi to obiecująco i niestety podczas jazdy również pozostawia niedosyt. Ten silnik jest po prostu za słaby dla auta z literą N. Z nim, sprint do pierwszej setki trwa aż 11,5s. Dynamiczny staje się dopiero przy bardzo wysokich prędkościach obrotowych, a z kolei gdy już go tam wkręcimy napotkamy kolejny problem – zmianę biegu. Skrzynia sama w sobie jest niemal perfekcyjna. Drążek świetnie leży w dłoni, lewarek jest sztywny, zwarty, zawsze wiadomo na którym jesteśmy biegu, to naprawdę dobra skrzynia. Natomiast to, co z nią zawzięcie walczy to elektroniczne sterowanie przepustnicą (a przynajmniej takie jest moje podejrzenie).
W znacznej większości aut praca przepustnicy jest wygładzana, aby nie było efektu szarpnięcia między przyspieszaniem a hamowaniem silnika przy odpuszczaniu i naciskaniu pedału gazu – super. Czasem producenci robią, to lepiej, czasem gorzej. Ale w Tucsonie niestety okazało się to zbyt irytujące gdy chciałem jednak spróbować wykrzesać coś więcej z tego małego silniczka. To całe wygładzanie jest po prostu zbyt intensywne. Po całkowitym puszczeniu gazu podczas zmiany, obrotomierz jakby zastyga na chwilę w miejscu i dopiero po chwili obroty zaczynają leniwie opadać ku jałowej prędkości obrotowej. (widać to również doskonale na wskaźniku spalania chwilowego, po puszczeniu gazu jeszcze dość długo pompowane jest paliwo do silnika, zanim zapłon zostanie stopniowo, powoli odcięty) To bardzo irytuje, bo świetna manualna skrzynia, która ma być tą fajną, dającą frajdę z jazdy, jest przyćmiona przez zmiany biegów, które brzmią jakbyśmy nie umieli się taką skrzynią posługiwać i nie odpuszczali gazu do zmian.
Owszem, jest to dobre do leniwego toczenia się i zmian przy maksymalnie 2,5 tysiąca rpm, ale czas jaki trzeba poświęcić na czekanie aż obroty opadną, aby mieć płynną zmianę, bez dławienia silnika wyższym przełożeniem, całkowicie odbiera sens kręceniu silnika wyżej, bo efektywniej przyspieszymy zmieniając bieg niżej i szybciej. W dodatku, po co kupować usportowioną wersję, jeśli chcemy się jedynie mozolnie toczyć. Można nauczyć się wcześniejszego puszczania gazu przed zmianą, ale to wciąż nie likwiduje tego problemu. To po prostu odbiera satysfakcję z prowadzenia. Jeśli chcesz Tucsona w nieco bardziej sportowym wydaniu i z literą N na błotnikach – zdecydowanie odradzam wolnossące 1.6 i niestety na chwilę obecną również skrzynię manualną, mimo że sama skrzynia jest świetna. Jestem bardzo ciekaw pracy skrzyni dwusprzęgłowej.
Natomiast gdy się już rozpędzisz…
…Tucson staje się świetnym samochodem. Gdy nabierzesz prędkości i zaczniesz nieco odważniej pokonywać zakręty, zauważysz że prawie nie musisz do nich zwalniać! To, jak ten samochód się prowadzi było dla mnie największym pozytywnym zaskoczeniem. Możliwe, że trochę go nie doceniałem i nie oczekiwałem zbyt wiele, ale mimo to uważam, że posiada on świetne właściwości jezdne jak na auto o takich gabarytach i w takich pieniądzach. Hyundai Tucson N Line prowadzi się tak, że sprawia wrażenie niższego niż jest w rzeczywistości, powiedziałbym, że prowadzeniem przypomina wręcz dobrze wyważonego hot hatcha. Możliwe, że przesadzam, ale skręcając z większymi prędkościami miewałem wrażenie, że to się nie powinno dziać, że już dawno przód powinien mi gdzieś uciekać na zewnątrz, a mimo wszystko Tucson szedł jak po szynach. Do tego kontrola trakcji i stabilności działa równie przyjemnie. Nigdy nie walczy z kierowcą a w krytycznej sytuacji potrafi bardzo szybko i sprawnie pomóc mu powrócić na właściwy tor jazdy.
Zawieszenie jest bardzo dobre. Tłumi nierówności i jest komfortowe, a jednocześnie w zakrętach utrzymuje auto płasko, karoseria nie wychyla się w sposób znaczący, który mógłby zakłócić stabilność. Podsterowność, która zazwyczaj nie jest obca SUVom, tu jest znikoma. Jeśli przesadzisz i się pojawi, ESP szybko i sprawnie Cię wyratuje. Wysoki, przednionapędowy Hyundai bywa wręcz odrobinę nadsterowny przy odpowiednim wejściu w zakręt (ale nie oczekuj prowadzenia Civica Type-R czy Megane RS). Natomiast jest to nadsterowność przyjemna, naturalna i intuicyjna. Wyważenie samochodu i zawieszenie na 6+!.
Układ kierowniczy również jest poprawny. Steruje się nim intuicyjnie, wspomaganie ma odpowiednią siłę, no może przy wyższych prędkościach mogłoby być nieco słabsze, aby było więcej czuć i aby jazda po autostradach była jeszcze bardziej komfortowa, ale nawet przy takich prędkościach auto jest stabilne, o ile nie ma mocnego wiatru bocznego. Jeśli zaś chodzi o jazdę terenową powiem wprost – z przednim napędem nawet nie próbuj. No ale asystent zjazdu może się czasem przydać, w sytuacjach podbramkowych. Średnie spalanie na poziomie 6.3 l/100 km w cyklu mieszanym obiecane przez producenta jest niemal niemożliwe do osiągnięcia w prawdziwym życiu, ale jest naprawdę niewiele wyższe, bo podczas spokojnej, ekonomicznej jazdy po różnych drogach oscyluje w zakresie 7-9 l/100 km. Wciąż – trochę sporo jak na przedni napęd i tak mały silnik.
Niewykorzystany potencjał?
Czasem prowadząc samochód czuję, że ma on głęboko skryty potencjał do bycia czymś wspaniałym. Taka sytuacja miała właśnie miejsce podczas mojego bardzo przyjemnego tygodnia spędzonego z Tucsonem. To naprawdę dobre auto. Wygodne, atrakcyjne, przyjemne dla oka, może być świetnie wyposażone za wcale nie astronomiczne kwoty, jak w niektórych europejskich markach, prowadzi się wyśmienicie, jest dobrze zestrojone. Stanowi bazę pod świetne auto. A w zasadzie już tym świetnym autem jest, ale tylko wtedy jeśli oczekujesz wygodnego auta do codziennego transportu z punktu A do punktu B. Weź chociażby uturbione 1.6 T-GDI o mocy 177 KM i będzie w porządku, niczego więcej Ci nie potrzeba. Ja osobiście wybrałbym do tego jeszcze napęd na cztery koła i prawdopodobnie skrzynię DCT, ale najpierw musiałbym się z nią przejechać, gdyż niestety z dwusprzęgłowym automatem Hyundaia nie miałem nigdy styczności.
Natomiast prawdziwy problem mam z tym, że wariant N Line nie zmienia nic co pozwoliłoby na czerpanie większej przyjemności z jazdy, przynajmniej jeśli mówimy o aucie z manualną skrzynią. Jasne, można zamówić sobie taki model właśnie z mocniejszym, turbodoładowanym 1.6 T-GDI albo ze 185-konnym 2.0 CRDi z miękką hybrydą, ale jeśli z tym pierwszym zechcemy mieć skrzynię manualną, (bo z tym drugim tylko automat) cała frajda będzie rujnowana przez to nieprzyjemne operowanie przepustnicy. A czy właśnie nie dla odrobiny frajdy w szarej rzeczywistości kupuje się takie “usportowione” samochody? Wielka szkoda, bo skrzynia sama w sobie jest wspaniała, pracuje dokładnie tak jak powinna i tak jak oczekuje tego od niej kierowca.
Jak można rozwiązać ten problem? Bardzo prosto. Pierwsze co mi przychodzi do głowy to zestrojenie układu sterowania przepustnicą i układem paliwowym tak, aby w trybie sportowym była szybsza reakcja na gaz oraz aby odpuszczenie gazu powodowało płynny, aczkolwiek zdecydowany spadek obrotów. Tak, aby przy dynamicznej zmianie biegu w wyższym zakresie obrotowym, obroty wpasowywały się w kolejne przełożenie. W takiej sytuacji gdy chcemy jechać spokojnie i płynnie wybierzemy tryb normalny, a do “zabawy” oraz na autostradzie tryb sportowy.
Natomiast ja tu widzę jeszcze większy potencjał. Potencjał na przyspieszającego tętno Tucsona N. Układ napędowy z i30N, może nawet nieco mocniejszy silnik, około 300 KM, skrzynia dwusprzęgłowa lub ten świetny manual z testowego egzemplarza. Do tego agresywniejsze sterowanie przepustnicą i voilà – samochód idealny. Jeśli prowadzenie byłoby jeszcze lepsze, ponad to co doświadczyłem w N Line, nic więcej nie byłoby mi potrzebne do szczęścia. Nie żebym coś sugerował, ale Hyundai ma tu niesamowite pole do popisu jeśli chodzi o sportowe wydanie Tucsona. Handlowcem nie jestem, ale klientów raczej by nie brakowało a ostatnio cały koncern Hyundai pokazał że jest zdolny do naprawdę wielkich rzeczy. Mocno trzymam kciuki.
Dziękujemy Hyundai Motor Poland za użyczenie samochodu do testu.
Pełna galeria zdjęć Hyundai Tucson N Line 1.6 GDI
Hyundai Tucson N Line 1.6 GDI 132 KM
Od 123 800 PLN+ Plusy
- Atrakcyjny i nowoczesny design
- Wybitne właściwości jezdne
- Jakość materiałów wewnątrz
- Świetne, mocne reflektory LED
- Komfort
- Świetna manualna skrzynia, chodzi jak marzenie
- Minusy
- Osiągi - poważnie zastanów się nad 177-konną wersją.
- Nieintuicyjne operowanie przepustnicą, gładko ale przez to mozolnie i nieekonomicznie. Odbiera to całą satysfakcję z używania tej wspaniałej skrzyni manualnej.
- Przedni napęd - Nie ma podsterowności, ale jednak fajnie byłoby móc zjechać czasem z drogi, więc pomyśl nad napędem na cztery koła
- Niemałe spalanie jak na 1.6 z napędem na jedną oś
Comments