Jaguar F-Type S nie jest częstym widokiem na naszych drogach, ale w podwarszawskim serwisie jest pewien ciekawy egzemplarz, pełniący rolę wizytówki
W cyklu #autawidzówwm czas na debiut. Niedawno na naszej Facebook’owej grupie odezwał się Maciej, z informacją o pewnym nietypowym Jaguarze. Niepozorny, biały i to “tylko” eSka. Wizytówka podwarszawskiego serwisu. Wstyd było tego nie sprawdzić, w końcu to Jaguar. Aparat w rękę i w drogę. Zakroczym, bo taki był cel wycieczki to nieduża miejscowość na północ od Warszawy, zaraz za Nowym Dworem Mazowieckim. Znajduje się tam serwis mechaniczny, ale również zajmuje się detailingiem. Na miejscu słyszę od razu piękny bulgot silnika. Nie ma więc mowy o pomyłce. Biały Jaguar F-Type S. Oficjalnie – Jag Frost Project.
Witamy się z Maćkiem, i od razu zabieram się za zdjęcia. Jego Jaguar F-Type S pochodzi z 2016 roku, to model poliftowy. Obaj zgodnie stwierdzamy, że ta generacja ma to coś w oku, coś co nowy model zatracił. Taka nutka wariata i eleganta w jednym.
Pod maską pracuje trzy litrowa widlasta “szóstka” doładowana kompresorem. Moc? Skromne 440 KM, pozwalające setkę osiągnąć w 3,9 sekundy. To pół sekundy szybciej niż po wyjściu z fabryki. W teorii marginalne różnice, ale w praktyce… na praktykę przyjdzie czas później. Słyszę też że to niestety już drugi silnik. Poprzedni nie wytrzymał mocy. Cóż, jednak co brytyjskie…
Moją uwagę zwracają dołożone splittery sygnowane logo Maxton Design. Subtelne, bardzo lubię takie smaczki. Z tyłu lotka, również z tym logo, piękna, czarna. Połączenie bieli i czerni to zdecydowanie moje ulubione. Choć zachodzące słońce nie pozwala na uchwycenie jej idealnie, podkreśla jednak subtelne krzywizny Brytyjczyka. Co jak co, ale w design auta to akurat Jaguar potrafił.
Gdy Maciej odpala auto pytam o felgi – te są jedynie tymczasowe – 20″, w najbliższym czasie auto będzie stało już na 21″ customach (na chwilę publikacji artykułu montowane są monobloki) oraz Air Ride. Tak, to ma być pierwszy w Europie Jaguar “na glebie”. Prywatnie zwyczajnie nie rozumiem tego typu pomysłów, ale po zobaczeniu projektu… chyba zapiszę się na Raceism 😉
Pora zajrzeć do środka. Siedzi się niesamowicie nisko, acz wygodnie. Uchylone drzwi kabina nie tłumią dźwięk wydechu, który oczywiście też był zmodyfikowany – RPM Custom oparty o dwie puszki komorowe i system przepustnic sterowanych pneumatycznie – jak mi tłumaczy Maciek, i od razu pytam o magiczny guzik na desce rozdzielczej. To “tryb policyjny”, wyłączamy. Od razu lepiej. Bulgot staje się wyraźniejszy, ale nie nachalny, tak w sam raz. Więc trzeba sprawdzić jak brzmi przy wyższych obrotach tej V6.
I tu na chwilę wrócę do słów z początku. Miałem przyjemność w życiu prowadzić auta osiągające setkę poniżej 4 sekund, gdzie przeciążenie wbija w fotel, ale to jednak jest zupełnie inne odczucie siedzieć za kierownicą i być gotowym na to kopnięcie. I ten dźwięk. Na Instastory możecie usłyszeć, i zobaczyć naszą krótką przejażdżkę, ale gwarantuję iż nie odda choćby w małym procencie doznań z tamtej chwili. Wysiadłem z bardzo, bardzo ucieszoną michą.
Zrobiliśmy jeszcze szybką rundkę po serwisie – i uwieczniłem parę perełek które tam mają. Stary Chevy, Alpina B7, ale na opowieść o nich jeszcze przyjdzie czas. Na odchodne usłyszałem jeszcze co się we Froście ma zmienić – szczotkowany grafit zamiast chromów, pełny grill z carbonu, to tylko część zmian które nastąpią w niedługim czasie. Oznacza to tylko jedno – jeszcze się zobaczymy.
Auto można podziwiać na Perfect Touch Garage na FB oraz Jag Frost Project