Legendarna wyścigówka na drogę, rywal E30 M3 Evo pójdzie pod młotek. Wyjątkowy Mercedes 190E 2.5-16 Evo szuka nowego właściciela.
Mercedes 190E jest znany ze swojej wytrzymałości i niezawodności. Dlatego był on bardzo pociągający między innymi dla taksówkarzy i to nie tylko w Berlinie a w całej Europie. Dzisiejsza gwiazda wieczoru niewiele ma jednak wspólnego ze zwykłym Mercedesem i daleko jej do taksówki. Oto 190E Evolution.
Historia tego auta nie jest nader skomplikowana, lecz taki właśnie powinien być idealny samochód kierowcy, którym jest Evo. Wszystko zaczęło się od niemieckiej serii wyścigów aut turystycznych – DTM. W połowie lat 80-tych BMW stworzyło arcydzieło swojej machiny do wygrywania wyścigów (BMW Motorsport) i nazwali je M3. Mercedes bardzo szybko zorientował się co się kroi i postanowił również wyciągnąć asa z rękawa. Pomógł mu w tym Cossworth, konkretniej przy silniku. Powstało zadziwiająco wiele odmian tego samochodu, zarówno z silnikiem o pojemności 2,3 litra jak i 2,5l. Natomiast 2.5-16 Evolution II to ostateczna, doprowadzona do perfekcji wersja Mercedesa 190 (nie licząc odmiany 3.2 AMG, jednak to już nieco inny filozoficznie samochód) i właśnie z nią mamy tutaj do czynienia. 2,5-litrowy silnik Cosswortha był bardzo nowoczesny jak na swoje czasy. Rzędowa czwórka zamiast gaźnika posiada wtrysk firmy Bosch oraz sterowanie zaworami w układzie DOHC. W dodatku każdy cylinder obsługują cztery zawory, stąd 16 w nazwie. Najszybsza 190-tka osiąga moc 235 KM oraz maksymalny moment obrotowy na poziomie 245 Nm. To pozwala jej na sprint do setki w czasie 7,1 s oraz na rozpędzenie się do 250 km/h. Przyczynia się do tego też stosunkowo niewielka masa – 1340 kg, oraz manualnej, 5-biegowej skrzyni manualnej w układzie dog-leg.
Oferowany na Speedart egzemplarz jest marzeniem najbardziej wymagającego kolekcjonera zabytkowych aut. Jest to egzemplarz nr. 473 z 502 sztuk z serii Tourenwagen Homologation Specials, a więc jeden z ostatnich. Auto ma śladowy przebieg, jedynie 11339 mil, a więc nieco ponad 18 tysięcy kilometrów. Nie ma żadnej historii kolizyjnej i jest świeżo po gruntownej renowacji. Nic tylko wsiąść i pojechać… Do garażu i najpewniej nigdy nie wyciągać go spod koca. Niestety, taki już los większości takich zabytków. Choć ciężko dziwić się obawom towarzyszącym właścicielom tego typu auta, gdy ten egzemplarz został wystawiony za kwotę (lepiej usiądź…) 475 000. Dolarów. Tak, amerykańskich. Czy warto? Na to pytanie każdy już musi odpowiedzieć sobie sam.
Źródło: Speedart