Choć sam Aventador ma już swoje lata to kult silnika V12 w wersji SCV12 może wybrzmieć jeszcze lepiej i bardziej efektownie w najbliższym czasie
Po miesiącach zapowiedzi, stopniowego odkrywania detali, Lamborghini wreszcie zdecydowało się zaprezentować swojego nadchodzącego potwora, SCV12, w pełnej okazałości. Choć wciąż nadwozie pokryte jest kamuflażem, nie przeszkodzi to sprawnemu oku w dojrzeniu najważniejszych detali czy niuansów nadwozia. W końcu również poznaliśmy nazwę tej bestii.
SCV12 nie jest jednak niestety nawiązaniem do kolejnego historycznego byka z hiszpańskiej korridy. Skrót ten odnosi się do Squadra Corse, czyli wyścigowego oddziału producenta z Sant’Agata. To właśnie dzięki doświadczeniom z rozwoju samochodów GT zawdzięczamy powstanie tego modelu. Końcówka V12, jakby ktoś nie zdążył się zorientować, zdradza nam, jakie serce napędza tę maszynę.
Powstały na bazie Aventadora pojazd napędzany jest dobrze znaną wszystkim fanom Lamborghini jednostką V12 o pojemności 6,5 litra. Tym razem jednak, do czynienia mamy mieć z najmocniejszą odmianą tego silnika i tym razem ma on być w stanie generować aż 830 koni mechanicznych bez pomocy nieobecnego tutaj napędu hybrydowego. Pewnego rodzaju nowością SCV12 tym razem jest jednak to, że jednostka napędowa została sprzężona z nie siedmio, a sześciostopniowej skrzyni, która przekazuje moc jedynie na tylną oś. To znacząco różnica w porównaniu do drogowych modeli Lamborghini. O jak najlepszą przyczepność walczą natomiast specjalne opony Pirelli, nałożone na felgi wykonane ze stopów magnezu, o rozmiarze 19 cali z przodu, a 20 cali z tyłu.
Warto wrócić do wyglądu, bo choć samochód wciąż skryty jest pod kamuflażem, tak nie ciężko dojrzeć większe czy mniejsze detale. Przede wszystkim to co najbardziej rzuca się w oczy, to ogólna agresywność sylwetki. Przód pojazdu z profilu bocznego wydaje ostry niemal jak żyleta, która przecina powietrze jak nóż masło w upalne dni. Tył również został przeprowadzony znacznie niżej, przez co patrząc na niego od boku daje mi skojarzenia z McLarenem Speedtail. Tym razem jednak w przeciwieństwie do hipersamochodu z Woking, który nastawiony był na generowanie jak najmniejszego oporu zapewniającego jak najlepsze osiągi w linii prostej, tutaj uświadczymy ogromnego tylnego skrzydła, generującego ogromne ilości docisku w zakrętach.
Z większych detali warto wspomnieć o wlocie powietrza nad kabiną kierowcy, który skojarzenia może budzić z Lamborghini Veneno czy Pagani Zondą. Przednia maska wyposażona została w dwa ogromne żłobienia, które przeprowadzają powietrze z przedniego wlotu w tylną część pojazdu, generując przy tym dodatkowy docisk przedniej osi. Jeśli natomiast ogromny spoiler to za mało, byś czuł się pewnie przy tylnej osi podczas pokonywania serpentyn torów, to SCV12 wyposażone zostało w ogromny dyfuzor. Tu dochodzimy do elementu, który bez wątpienia nie pomógłby śmiałkom chcącym dostosować ten pojazd do homologacji drogowej, podobnie jak to zrobiono w przypadku modelu Vulcan od firmy Aston Martin. Jak łatwo można zauważyć, brak tutaj reflektorów umiejscowionych w tradycyjnym miejscu. Zamiast tego znaleźć możemy niewielkie klosze LED’ów umieszczone niemal tuż przy splitterze.
Cena jak na razie pozostaje tajemnicą, choć nawet jeśli wygralibyście kumulację w totku, to i tak proces zakupu tego potwora nie będzie łatwy. Lamborghini znane jest z bardzo małej serii produkcyjnej swoich limitowanych modeli. Bez wątpienia zatem pojazd trafi jedynie do stałych klientów producenta z Sant’Agata. Każdy nabywca natomiast otrzyma dostęp do „bardzo ekskluzywnego klubu”, w którym to będzie uczestniczył w różnych programach jazd na całym świecie. Na premierę samochodu bez kamuflażu wraz z pełną specyfikacją będziemy musieli natomiast poczekać na późniejszą część tego lata.
Foto. materiały prasowe producenta
Miłośnik motoryzacji i motorsportu. Staram się cieszyć pasją na różne sposoby – od dziennikarstwa, przez amatorską rywalizację na torze, po konstruowanie bolidów w ramach AGH Racing – zespołu Formuły Student.
Comments