Limitowane nakłady wyjątkowych supersamochodów sprzedają się jak świeże bułeczki, a Gordon Murray T.33 jest tylko tego potwierdzeniem.
Jeżeli zapytalibyśmy grupkę motoryzacyjnych zapaleńców o najwybitniejszego projektanta w historii, prędzej czy później usłyszelibyśmy nazwisko Gordona Murray’a. Urodzony w RPA Brytyjczyk na dobre zapisał się na kartach historii nie tylko motoryzacji, ale również motorsportu. Spod jego projektu powstały takie wyścigówki jak kreatywny Brabham BT46B z ogromnym wiatrakiem do generowania docisku, czy chociażby McLaren MP4/4, który może się pochwalić największą dominacją w historii F1 z 15 wygranymi na 16 odbytych wyścigów. Kiedy Gordon zabrał się za produkcję samochodu drogowego, stworzył on McLarena F1, którego historię zapewne już doskonale znacie. Po dekadach działania dla przeróżnych firm w 2007 postanowił założyć własne biuro projektowe, które początkowo tworzyło miejskie wozidła. Ostatecznie w 2020 Gordon Murray wrócił do projektów supersamochodów, prezentując model T.50, chwilę później torowe T.50s, a półtora tygodnia temu również T.33. Ten ostatni powstać ma w jedynie stu egzemplarzach, a wszystkie znalazły już swoich właścicieli.
Szybkie wyprzedanie T.33 nie powinno nikogo dziwić. Jest to samochód, który w dzisiejszych czasach na dobrą sprawą nie ma konkurencji. Kiedy niemal wszyscy producenci skupiają się na biciu rekordów prędkości, przyspieszeń, liczby koni, czasów na Nurburgringu, Gordon Murray ma inne priorytety. Dla niego najważniejszym są doznania z jazdy. Za jego czasu w McLarenie zaowocowało to modelem F1, który fakt, na tamte czasy był najszybszym samochodem w historii. Cały jego projekt podyktowany był jednak wyłącznie stworzeniem najlepszego auta dla kierowcy, a rekordowe wówczas osiągi były jedynie skutkiem ubocznym. Nie inaczej jest i w przypadku jego najnowszych modeli, które całkowicie pomijają temat rekordów.
O ile T.50 został zaprojektowany jako perła w koronie GMA, T.33 nie musi się niczego wstydzić. Oczywiście, T.33 w porównaniu do T.50 jest nieco cięższy, nie posiada centralnej pozycji za kierownicą i tak dalej. Jeśli porównamy go jednak do innych współczesnych supersamochodów, zauważymy, że mamy do czynienia z prawdziwą perełką. Robiąca wrażenie niska masa na poziomie 1090 kilogramów to dopiero początek tego, co ma do zaoferowania. Najbardziej wyjątkową częścią tego samochodu jest bez wątpienia jego serce. Na pierwszy rzut oka to czterolitrowe wolnossące V12 produkcji Coswortha wydawać się może niepozorne, bo generuje “jedynie” 615 koni mechanicznych. Silnik ten kręci się jednakże aż do 11 tysięcy obrotów na minutę, a jednostka standardowo sprzężona została z sześciobiegowym manualem. Automat jest tutaj jedynie opcją, na którą co ciekawe, mało kto się zdecydował.
Wszystkie sto egzemplarzy zostały już wyprzedany. Bazowa cena każdej sztuki rozpoczynała się od pułapu 1,85 miliona dolarów. Dla osób, które nie zdążyły z zakupem wartego trzy miliony amerykańskich zielonych T.50, najnowsze T.33 mogło okazać się prawdziwą okazją. Szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że samochód ten będzie prawdopodobnie ostatnim modelem GMA pozbawionym napędu hybrydowego. Na szczęście jednak o śmierć V12 nie musimy się jednak martwić. Sam Gordon Murray potwierdził, że będą się trzymać wolnossących dwunastocylindrowców jak długo to możliwe, nawet jako ostatni bastion w postępującej elektryfikacji.
Foto. materiały prasowe producenta
Miłośnik motoryzacji i motorsportu. Staram się cieszyć pasją na różne sposoby – od dziennikarstwa, przez amatorską rywalizację na torze, po konstruowanie bolidów w ramach AGH Racing – zespołu Formuły Student.