BMW

Założyciel | Redaktor naczelny Pasjonat motoryzacji i marketingu - wielu mówi, że urodził się z benzyną we krwi, lecz lekarze wciąż mają wątpliwości jak to możliwe.

W tak podbramkowej sytuacji nie życzymy nikomu się znaleźć, ale kierowca uratował płonące BMW gasząc je szambem w desperacji

Historia rodem z filmu Hollywood wydarzyła się na Rumunii, gdzie pewien kierowca BMW był zmuszony zatrzymać swój pojazd na poboczu. Zmusiła go do tego sytuacja, ponieważ silnik jego samochodu stanął w płomieniach, więc dalsza jazda była niemożliwa. Co zrobić w takiej sytuacji? Racjonalna wydaje się tylko opcja ucieczki w bezpieczne miejsce, bo samochodowa gaśnica na niewiele się zda. Tak też pewnie zrobiłby kierowca, gdyby obok nie przejeżdżał beczkowóz wiozący szambo. Zdesperowany właściciel BMW posunął się do kroku, na który zapewne niewiele osób w ogóle by wpadło.

Stojąc przed wyborem: patrzeć jak płonie BMW czy zalać je szambem i liczyć na cud, kierowca nie czekał zbyt długo i z pomocą pana obsługującego beczkowóz wylał na maskę samochodu ogromną ilość “syfu”. Jednak zamknięta maska była problemem i trzeba było ją szybko otworzyć. To z trudem się udało, bo pod pokrywą znajdował się nie tylko gęsty dym, ale i wielki pożar. Na szczęście po chwili udało się uratować samochód i zażegnać niebezpieczeństwa. Nie wiemy jak wielkie były straty, ale możemy domyślać się, że ten silnik już nigdy więcej odpalony nie będzie.

Wylana na auto ciecz była bardzo “bogata”, bo na nagraniu jest wręcz czarna. Miejmy nadzieję, że w środku uda się ogarnąć porządek, bo zapach dymu + gorącego “gówna” to nie jest najlepsze połączenie. Kierowcy BMW życzymy więcej szczęścia i oby do takich sytuacji nie dochodziło. Nie znamy przyczyny pożaru i pewnie nigdy się nie dowiemy, ale oby się to nie powtórzyło, bo szkoda nerwów i samochodu. Mimo wszystko musimy pochwalić kierowcę za zachowanie zimnej krwi, bo widać ile dla niego znaczy ten samochód i jak dzielnie jest w stanie walczyć. A wy zrobilibyście to samo czy szukalibyście innych rozwiązań?

Foto. Mike Alexander

Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *