Valkyrie to wielki sukces Astona Martina, ale jednocześnie największy błąd w historii marki, który mógł się zakończyć fatalnie
Świat super samochodów charakteryzuje się ograniczoną dostępnością. Nawet jeśli mamy pieniądze, aby kupić wymarzone auto to może okazać się, że cały nakład został wyprzedany na pniu. Dlatego przewagę w takich sytuacjach mają ludzie, którzy w swojej kolekcji mają już sporą ilość samochodów danej marki. Mimo to Aston Martin Valkyrie stał się dla Polaków czymś wyjątkowym, bo choć limitowany do 150 egzemplarzy to jeden z nich trafi do Polski za kwotę ponad 4 500 000 dolarów.
Z Valkyrie sprawa jest dosyć skomplikowana, bo jak przyznaje sam Andy Palmer, szef Astona Martina, początkowo myślano o produkcji 24 albo 59 egzemplarzy. Później stwierdzono, że 100 się sprzeda, więc może 150? Na tym ostatecznie zakończono, ale już teraz Aston Martin zdał sobie sprawę, że mógł sprzedać 700 czy 900 egzemplarzy za te same pieniądze. Zatem czy to największy błąd w historii marki?
Nie, bo w tym wszystkim liczą się dwie rzeczy. Pierwsza to samochód, który pokazuje potencjał technologiczny Astona i możliwość stworzenia samochodu o mocy ponad 1100 koni mechanicznych, który wykorzystuje system KERS w warunkach drogowych. Drugi ważny element to fakt, że Aston jest słowny. Mogliby teraz doprodukować 500 egzmeplarzy, zainkasować za nie 2 250 000 000 dolarów i przeznaczyć to na rozwój firmy. Ale po co? Tym jednym ruchem sprawiliby, że Valkyrie stałby się produktem masowym, straciłby swoją unikatowość, a ludzie którzy zainwestowali w te 150 egzempalrzy obróciliby się przeciwko marce.
Zatem rozwiązanie jest jedno. Pozostać przy 150 egzemplarzach Valkyrie i stworzyć następnym razem samochód o produkcji nieco większej. 900 egzmeplarzy takiego samochodu to ryzykowny pomysł, ale jeśli Aston mówi, że tak się da to podchodzą do tego rozważnie i ze sporym zapasem. Najważniejsze to trzymać się swoich początkowych obietnic i je realizować, a my możemy czekać na naszą polską Valkyrie aż pojawi się na drogach.
Założyciel | Redaktor naczelny
Pasjonat motoryzacji i marketingu – wielu mówi, że urodził się z benzyną we krwi, lecz lekarze wciąż mają wątpliwości jak to możliwe.