Kiedy po trzech wyścigach tego sezonu wszyscy mieli nadzieję, iż włoska stajnia naprawdę będzie regularna i jak równy z równym walczyła o mistrzostwo świata, wszystko znów zaczęło się rozpadać jak domek z kart. Niestety, mimo iż Włosi mieli szybszy bolid w większości eliminacji niż Red Bull, to na razie wygrali tylko dwa wyścigi. Jeżeli myślicie, że zmarnowaliście sporo okazji w życiu i nierzadko mogliście coś zrobić lepiej, to popatrzcie na Ferrari.

Dobre złego początki w 2022

Od testów przedsezonowych było wiadomo, iż Ferrari będzie w grze o tytuł. Wypadli na nich najlepiej ze wszystkich stajni. Wszystko działało dobrze. Silnik miał moc, bolid dobrze się prowadził zarówno w wolnych, jak i szybkich zakrętach Circuit de Catalunya. Kierowcy też bardzo pozytywnie wyrażali się o bolidzie. Oczywiście auto mocno podskakiwało, jednak jego osiągi wyglądały znakomicie. Pod sam koniec testów Red Bull też pokazał moc i było wiadomo, że walka o tytuł prawdopodobnie rozegra się między tymi dwoma zespołami.

Ferrari Grand Prix Monako

W Bahrajnie Red Bull podarował dublet Ferrari, jednak nawet bez ich problemów włoski zespół zdobyłby 40 punktów. Tym razem nie jak w 2019 roku, po świetnych testach pierwsze Grand Prix wypadło rewelacyjnie. Dalej również było dobrze. Owszem, Leclerc nie wygrał w Arabii, ale walczył do końca o wygraną. Max miał zbyt dużą przewagę prędkości na prostych, aby nie dać rady wyprzedzić Monakijczyka. Sainz pojechał poprawny wyścig. Miał sporą stratę do liderów, ale nie popełnił błędów i zajął trzecie miejsce na podium.

Problemy zaczęły się w Australii. Leclerc zdominował zarówno kwalifikacje, jak i wyścig. Red Bull zdecydowanie nie miał tempa w Australii, więc Ferrari miało spore szanse na dublet zarówno w sobotę, jak i w niedzielę. Sainz jednak miał sporo pecha w kwalifikacjach, sam też popełnił błędy i w rezultacie startował dopiero z dziewiątej lokaty. W wyścigu Hiszpan najpierw słabo wystartował, a potem na drugim okrążeniu desperacko próbował wyprzedzać rywali i popełnił kuriozalny błąd. One mogą się zdarzyć każdemu, ale taki? Pierwsze 18 punktów w 2022 roku wpadło do kosza.

Zaczynają się problemy…

Na Imoli też zapowiadało się wszystko bardzo dobrze. Charles był drugi w sprincie, a Carlos po kolejnej kraksie przebił się na czwartą lokatę. Jednak w wyścigu wszystko się posypało. Sainz znów nie ukończył Grand Prix. Jednak tym razem nie ze swojej winy. To zdarzenie było bardzo niefortunne. Znalazł się w złym miejscu i w złym czasie. To mogłoby się zdarzyć każdemu kierowcy. Jednak Charles popełnił prosty błąd. Prawie rozbił swój bolid, naciskając zbyt mocno. Nieco szczęśliwie udało mu się zdobyć 8 punktów. Przesadził, chciał za bardzo. Jednak Charles pierwszy raz w karierze walczy o tytuł w 2022 roku, więc takie błędy mogą się zdarzyć. Niemniej kolejne 7 punktów wyparowało.

W Miami Ferrari miało kolejny dublet w kwalifikacjach. Leclerc w tym sezonie przejął po Russelu tytuł “Mr Saturday”. Pokazuje wielką klasę w sobotę. Potrafi wyciągnąć z rękawa kilka dziesiątych wtedy, kiedy trzeba. Po prostu bryluje w tym roku w kwalifikacjach. Jednak Ferrari nie miało tempa w niedzielę na pokonanie Red Bulla. Ciężko było coś zrobić więcej. Druga i trzecia lokata w tych okolicznościach to maksimum, co mogli zrobić.

W Hiszpanii Ferrari po pierwszych większych poprawkach miało znów najszybszy bolid. W kwalifikacjach zdobyli kolejny dublet. Szansa na niego w wyścigu była spora. Jednak niestety Carlos słabo wystartował, a później popełnił prosty błąd. Co bardzo ciekawe, Sainz wjechał w pułapkę żwirową, stracił wiele pozycji i uszkodził nieco bolid, a Max w analogicznym incydencie już nie. W tym wypadku widać różnicę klasy kierowców. Najgorzej świadczy o Hiszpanie fakt, iż Hamilton również nieco uszkodzonym bolidem oraz po kontakcie z Magnussenem przebił się z końca stawki i prawie wyprzedził Carlosa. Leclerc miał awarię. 25 punktów odleciało z dymem. Hiszpan mógł skończyć zamiast na czwartej to na trzeciej, a nawet na drugiej pozycji, gdyby dobrze wystartował. Zatem na Półwyspie Iberyjskim w 2022 roku Ferrari straciło kolejne 31 punktów.

Stare demony wracają

Potem jednak już było tylko gorzej. W Monako stały się rzeczy, które mogły wydarzyć się tylko w Ferrari. Po kolejnych bardzo udanych kwalifikacjach znów coś poszło nie tak w wyścigu. To się stało już wręcz memiczne po tym Grand Prix w 2022. Ferrari, które miało w kieszeni dublet – teoretycznie czwarty(!) w tym sezonie nie poradziło sobie dobrze ze strategią. Można odnieść wrażenie, iż śmiała, ale ostatecznie dobra decyzja Sainza o przejściu od razu z opon deszczowych na slicki wybiła kompletnie z rytmu Ferrari. Owszem Carlos to kierowca numer 2 ( raczej z własnego wyboru), jednak co mnie nieco zdziwiło, włoskie media stwierdziły dość zgodnie, iż to ta decyzja Hiszpana wybitnie przyczyniła się do przegranej Ferrari. Sainz miał prawo wyboru, a włoskie media na pewno nie pomagają Ferrari od lat, ale to temat na inny artykuł.

Ferrari Red Bull

Zbyt późna decyzja o zmianie opon deszczowych na przejściowe i nieklarowna komunikacja podczas drugiego pit-stopu przesądziły o spadku Charlesa z pierwszego na czwarte miejsce. Klątwa Monako wciąż go nie opuściła. Szkoda bardzo Monakijczyka, bo jechał świetnie, a potem nic nie mógł zrobić, ponieważ tegoroczne bolidy są zbyt grube, aby nawet pomyśleć o manewrze w Monako (chyba że jedziesz trzy sekundy szybciej od rywala). Zatem zamiast 44 punktów Ferrari zdobyło ich 30. A więc do przebogatej kolekcji zmarnowanych “oczek” możemy dopisać liczbę 14.

Potem już było tylko gorzej

Następnie mieliśmy Grand Prix Azerbejdżanu i znów Ferrari miało dub… i dało d… Trochę się rozpędziłem. Tym razem zajęli pierwsze i czwarte miejsce w kwalifikacjach, ale szansa na dublet była, a na pewno na dowiezienie tych pozycji do mety. Jednak tym razem włoski zespół stracił aż… 38 punktów. Najpierw w bolidzie #55 zawiodła hydraulika. Chwilę potem Leclerc po świetnym ruchu strategicznym i “gapiostwie” Red Bulla skorzystał z pół darmowego pit-stopu podczas wirtualnej neutralizacji i po pierwszej turze zjazdów do boksu pewnie przewodził stawce. Lecz chwilę później na 20. okrążeniu mieliśmy kolejną “Grande Katastrofę”. Silnik Charlesa odmówił posłuszeństwa i na nic zdał się świetny ruch strategiczny. Ferrari bardzo szybko poleciało do Kanady, żeby… zaliczyć kolejną kompromitację.

W Montrealu było już wiadomo przed weekendem, iż Charles będzie cofnięty na starcie. Obserwatorzy nieco zdziwili się, że Monakijczyk miał karę tylko dziesięciu pozycji w dół. Jednak przed kwalifikacjami okazało się, iż Ferrari zdecydowało wymienić cały silnik i Charles wystartuje z końca stawki. Oczywiście włoski zespół znów utrudnił sobie życie. Gdyby od początku Grand Prix stajnia wiedziała, iż Charles wystartuje z ostatniej linii, to nieco inaczej by pracowała w ten weekend i byłaby większa szansa, iż Leclerc przebije się wyżej, chociażby przed zawodników Mercedesa ostatecznie. Tylko dzięki neutralizacji udało się Monakijczykowi zdobyć piątą lokatę.

W wyścigu przebijanie przez stawkę nie było takie łatwe jak sądzono przed weekendem. Jednak Charles niewiele mógł zrobić. Słabszy silnik Ferrari nie pomógł w tej sytuacji, jak i chaos we wcześniejszych dniach. Jeszcze może dodam tylko, iż Ferrari miało teoretycznie najszybszy bolid w Kanadzie. Mogliby zdobyć moim zdaniem pierwszą i trzecią lokatę, bo Max pojechał w zeszły weekend znakomicie, jednak Charles czystym tempem powinien pokonać Holendra. Carlos, gdyby nie zjechał, miałby większą szansę na zwycięstwo. Jednak myślę, iż mimo wszystko Max był o klasę lepszy od hiszpańskiego zawodnika i w tych okolicznościach również pokonałby syna wielokrotnego rajdowego mistrza świata. Jednak zamiast 40 punktów Ferrari zdobyło 29 – znów 11 “oczek” uciekło. Na obronę zespołu jednak warto dodać, iż zdobyli najwięcej punktów ze wszystkich zespołów w tym Grand Prix.

Festiwal utraconych punktów zatrzyma się na liczbie…

119 (18+7+31+14+38+11). 119! Naprawdę trudno nie ironizować mówiąc o dyspozycji Ferrari w 2022 roku. Mają w tym roku w większości weekendów najszybsze auto, a tracą prawie osiemdziesiąt punktów do Red Bulla. Sytuacja się nie zmienia. Ciągle, od 2009 roku jest tak samo. Tym razem to głównie oni popełniają błędy, nie jak w przypadku sezonów 2017-2018, gdzie Vettel z Ferrari prześcigali się wzajemnie, kto bardziej utrudni sobie życie. Charles sam z siebie stracił tylko 7 punktów na Imoli. Carlos znacznie więcej, ale zespół też nie rzadko mu w tym pomagał. Mattia Binotto choć wydawał się dobrym szefem, który naprawdę może wyprowadzić Ferrari z tarapatów, popełnia te same błędy co poprzednicy. Za słowami nie idą czyny, ciągle ma być lepiej, a jest tylko gorzej. Nie panuje nad chaosem, który występuje w 2022 w Ferrari. A po GP Kanady bardziej zganił niż pochwalił Sainza za jego najlepszy weekend wyścigowy w tym roku, więc dyplomatycznie znów się Włoch nie popisał.

Jednak dlaczego znowu tak jest? Najbardziej utytułowany i doświadczony zespół w historii ciągle potyka się o własne nogi. Dlaczego Ferrari łamie serca milionom fanów? Przecież pracują tam najlepsi ludzie na świecie, mają najwięcej pieniędzy, najlepszą infrastrukturę i jednych z najlepszych kierowców w stawce. W tym roku dodatkowo posiadają najszybszy samochód. A więc co jest powodem tylu straconych szans. Włoska mentalność? Presja włoskich gazet i fanów? Bałagan w strukturze organizacyjnej? Z pewnością każda z tych rzeczy ma wpływ na tak ogromną ilość błędów zespołu w tym sezonie. Jednak trudno jednoznacznie określić przyczynę tego stanu rzeczy. Lecz w tym sezonie tylko awaryjność Red Bulla (która jednak jest jeszcze jak najbardziej możliwa) może dać Ferrari lub Leclercowi (to drugie bardziej prawdopodobne) tytuł. Przy założeniu, że w Ferrari wszystko lub prawie wszystko pójdzie…. dobrze.

foto. Red Bull Content Pool; Scuderia Ferrari

Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *