Ricardo Zonta to jeden z mniej znanych kierowców Formuły 1. W 2000 roku podczas weekendu w Austrii miał okazję na wielki sukces, ale ją zmarnował.
Ricardo Zonta zadebiutował w Formule 1 w 1999 roku, będąc zawodnikiem nowo powstałej ekipy BAR. Jego partnerem został mistrz świata z 1997 roku – Jacques Villeneuve. Zarówno Brazylijczyk, jak i Kanadyjczyk nie zdołali zdobyć ani jednego punktu. Najbardziej pamiętnym dla kibiców zdarzeniem był słynny zakład pomiędzy kierowcami na torze Spa, w wyniku którego obaj kierowcy zaliczyli poważnie wyglądające wypadki. Mimo to program rozwoju był bardzo obiecujący i zarówno Zonta, jak i Villeneuve czekali na sezon 2000.
Nowy sezon, lepsze auto
Aby osiągnąć lepsze wyniki, przede wszystkim zmieniono dostawcę silników, bowiem te produkcji firmy Supertec nie pozwalały na walkę o podia. Dodatkowo były one bardzo awaryjne. Szefostwo stajni zaopatrzyło zespół w silniki Hondy i od razu było widać efekty. W Australii zarówno Ricardo Zonta, jak i Jacques Villeneuve zapunktowali. Przekładało się to również na kwalifikacje, gdzie kierowcy często potrafili kwalifikować się w okolicach czołowej 10. Przed wyścigiem w Austrii zespół zdołał zebrać 12 punktów. Aż 11 z nich zdobył Kanadyjczyk. Zonta więc, aby potwierdzić swój wielki talent, potrzebował solidnego występu. Ta okazja nadarzyła się podczas wyścigu na torze A1-Ring w Austrii.
Z piekła do nieba i z powrotem
Brazylijczyk dał sygnał, że może być groźny już w pierwszym treningu, bowiem zajął w nim piąte miejsce. I rzeczywiście, w sesji kwalifikacyjnej Brazylijczyk ulokował się na doskonałej szóstej pozycji. Mimo faktu, że na 25 minut przed końcem sesji wylądował w żwirze, do piątej lokaty zabrakło mu tylko 0.008 sekundy. Start jednak był jedną wielką katastrofą. Brazylijczyk chciał przed pierwszym zakrętem wyprzedzić Schumachera, Barrichello i Trullego. Zrobił to na tyle niefortunnie, że uderzył w tył auta Schumachera co zapoczątkowało lawinę. Ferrari momentalnie się obróciło, a uderzył w nie… Jarno Trulli! W karambolu oprócz tamtej dwójki ucierpieli:
- Pedro Diniz, który wyeliminował z wyścigu Fisichellę. Uderzył również w Mikę Salo, przez co obrócił jego samochód;
- Giancarlo Fisichella, który po kontakcie z Dinizem uderzył w barierę i odpadł z wyścigu;
- Ralf Schumacher, który utknął za rozbitym autem Fisichelli;
- Barrichello, Zonta, Villeneuve, Heidfeld oraz Alesi musieli wyjechać poza granice toru.
Przez zamieszanie wyniki przynajmniej w tamtym momencie były sensacyjne. Na trzeciej pozycji jechał Mika Salo z zespołu Sauber, a za nim duet Arrowsa – de la Rosa oraz Jos Verstappen. Poza tym Marc Gene z zespołu Minardi szturmem wdarł się do czołowej dziesiątki, jadąc na 10. pozycji. Sędziowie uznali, że Zonta był winnym całego zamieszania i wymierzyli mu karę Stop&Go. Kierowca BAR, mimo że na austriackiej ziemi dotychczas prezentował się znakomicie, nie mógł przebić się do TOP 10. Na 58. okrążeniu w bolidzie Brazylijczyka, który jechał na 11. pozycji, tuż przed zakrętem numer 2 awarii uległ silnik. Był to dla niego definitywny koniec wyścigu. Jak się okazało i tam czekała na Brazylijczyka przykra niespodzianka. Wezwano dźwig, by usunął bolid kierowcy z kraju kawy. Doszło wtedy do kuriozalnej sytuacji… maszyna uderzyła w kask wysiadającego Zonty! Wściekły Brazylijczyk pokazał operatorowi dźwigu środkowy palec. Tak zakończył się jego udział w wyścigu na torze A1-Ring.
Ricardo Zonta i jego losy po Austrii
Ricardo Zonta mimo, że zdołał w dalszej części sezonu zapunktować dwukrotnie (we Włoszech gdyby obrano inną strategię na bank stanąłby na podium, jednakże nie był to weekend aż tak dobry jak w Austrii) zespół BAR zadecydował, by jego miejsce zajął Francuz Olivier Panis. Później co prawda wystartował w ośmiu wyścigach, ale ani razu nie zdołał zapunktować. Wielka szkoda, że zmarnował szansę na dobry wynik, bowiem prawdopodobnie wydarzenia z Austrii miały duży wpływ na decyzję zespołu.