Ken Miles przez dekady był jednym z najbardziej niedocenianych kierowców. Ford jednak postanowił uczcić go specjalną edycją Forda GT.
Ford GT jest modelem, który od lat 60’tych ubiegłego wieku nie chce dać o sobie zapomnieć. Jako pierwszemu (i jak dotąd jedynemu) samochodowi z Ameryki udało się odnieść sukces na torze w Le Mans. Przerwał on tym samym również passę sześciu zwycięstw Ferrari. Jednakże droga do tego sukcesu nie była usłana różami, a naznaczona była masą prób i błędów. I choć każdy zapamiętał sukces Forda z numerem 2, za kierownicą którego legendarny wyścig długodystansowy wygrali McLaren oraz Amon, tak ich wyczyn przyćmił jedną z najważniejszych dla rozwoju GT40 person. Mowa tutaj o Kenie Milesie, którego zasługi na szerszą skalę przypomniał dopiero zeszłoroczny film Ford v Ferrari. Do europejskich kin trafił pod nazwą Le Mans ’66.
Najwyraźniej James Mangold przypomniał o postaci Kena nie tylko osobom oglądających jego oscarowe dzieło, ale również i ludziom z Forda. Amerykańska firma postanowiła bowiem uczcić jeden z największych sukcesów Brytyjczyka. Zrobili to specjalną edycją najnowszej generacji Forda GT, nawiązując do jego wygranej na torze Daytona. Ale zanim do niej przejdziemy, pozostańmy jeszcze przez chwilę w latach 60‘tych ubiegłego wieku.
Na początek odrobina historii
Tak jak wspominałem, sukcesy GT40 nie nadeszły od razu. Po nieudanej próbie zakupu Ferrari przez Amerykanów z Dearborn, Henry Ford II postanowił się zrewanżować na Włochach. Chciał on tego dokonać, pokonując ich tam, gdzie nie mieli sobie równych. I nie chodziło tutaj o Formułę 1, gdzie w tamtych latach stajnia z Maranello radziła sobie średnio. Ferrari bowiem w latach 60’tych zdobywało tam mistrzostwa raz na kilka sezonów. Miejscem absolutnej dominacji Włochów było natomiast Le Mans, gdzie samochody Enzo miażdżyły wszystkich rok w rok. Bazą pod pogromcę Ferrari stała się Lola Mk6 GT i to właśnie z niej powstał Ford GT40. Debiut w 1964 roku na ulicach francuskiego toru dla Amerykanów nie należał do najlepszych. Żaden ze startujących wtedy GT40 nie ukończył wyścigu.
Jednakże Ford nie był jedynym amerykańskim producentem, który wystawiał swoje samochody w tamtym roku, a był nim mianowicie Carroll Shelby. Jego Cobra Daytona (napędzana zresztą przez silniki Forda) nie tylko ukończyła całodobową rywalizację, ale i wygrała w swojej klasie jaką były samochody GT, kończąc jedynie za trzema Ferrari w klasyfikacji ogólnej. Ford widząc że Shelby nie tylko był w stanie wygrać Le Mans jako kierowca, ale również odnosić sukcesy jako producent, postanowił przekazać Teksańczykowi kontrolę nad programem rozwojowym GT40 z rąk Johna Wyera.
Pierwsze zwycięstwo GT40 padło w 1965 roku właśnie pod kierownictwem Shelby’ego w trakcie wyścigu na Daytonie o dystansie 2000 kilometrów. Za kierownicą Mk.I odniósł je nie kto inny jak właśnie Ken Miles, weteran drugiej wojny światowej oraz najlepszy kierowca zespołu Shelby American, o czym przyznał sam Carroll. Jednakże największe sukcesy przypadły na drugą generację GT40, czyli Mk.II, za którego kierownicą Ken w 1966 roku wygrał zarówno 12 godzinny wyścig na torze Sebring, jak i 24 hours of Daytona. Do potrójnej korony wyścigów długodystansowych brakowało mu jedynie zwycięstwa w Le Mans. A każdy kto oglądał film Ford v Ferrari doskonale wie, jak to się skończyło.
Historia Milesa jest dobitnym przykładem tego, jak wyglądał motorsport w tamtych latach. Brytyjczyk niestety zakończył swój żywot przy teście prototypowego J Cara. Na kalifornijskim torze Riverside z niewiadomych powodów przy prędkości ponad 300km/h stracił panowanie nad pojazdem.
Ku pamięci mistrza
Po jakby nie patrzeć skradzionej wygranej w Le Mans największym osiągnięciem wyścigowym Kena stał się wspomniany wcześniej wyścig na Daytonie. Wraz z Lloydem Ruby wygrali ten wyścig z ogromną przewagą ośmiu okrążeni nad drugą ekipą Shelby’ego. Wyczyn Milesa w obecnych czasach postanowiła uczcić marka Ford, prezentując specjalną edycję najnowszej generacji GT z barwami rodem z 1966 roku.
Ford GT z malowaniami inspirowanymi zwycięskim GT40 Milesa z Daytony do sprzedaży trafi w 2021 roku. Edycja ta od standardowej wersji wyróżnia się w największy sposób względami kosmetycznymi. Nadwozie zostało pomalowane na biało i przyozdobione wzorem w kolorze czerni i czerwieni. Po bokach, na masce oraz spoilerze znalazł się numer 98, czyli ten sam, z jakim na Daytonie jeździł Ken Miles. Do tego wszystkiego Ford przygotował jednoczęściowe dwudziestocalowe felgi ze stopu aluminium w kolorze złotym, lub karbonowe o tej samej średnicy. Wnętrze natomiast ozdobiono alcantarą.
Ford nie podał jeszcze jednak ani ceny tej edycji, ani liczby sztuk w jakiej zostanie ona wyprodukowana. Bez wątpienia jednak spodziewać się możemy sporej kwoty, oraz mocno limitowanej liczby egzemplarzy.
Edycja ta bez wątpienia jest jedną z bardziej wyjątkowych odmian najnowszego Forda GT. Upamiętnia ona nie tylko wyścigowe korzenie modelu, ale również historię oraz osiągnięcia jednego z najbardziej niedocenianych kierowców ubiegłego wieku.
Foto. materiały prasowe producenta
Miłośnik motoryzacji i motorsportu. Staram się cieszyć pasją na różne sposoby – od dziennikarstwa, przez amatorską rywalizację na torze, po konstruowanie bolidów w ramach AGH Racing – zespołu Formuły Student.
Comments