Za nami kolejny świetny weekend Formuły 1. Po cudownym Grand Prix Wielkiej Brytanii i być może najlepszych pojedynkach w erze hybrydowej na torze Silverstone mieliśmy kolejny bardzo ciekawe Grand Prix Austrii. Ferrari kontratakuje i wygrywa w ojczyźnie w Red Bulla, a do zespołu z Milton Keynes zagląda zarząd koncernu Hondy.

Ferrari kontratakuje, ale...

Włoski zespół odniósł czwarte zwycięstwo w tym sezonie. Mało kto się spodziewał tego po piątku i sobocie. Na torze premiującym moc silnika i położonym ponad 600 metrów nad poziomem morza Red Bull miał brylować. Jednak stało się inaczej. Ferrari miało zdecydowanie lepsze tempo wyścigowe. Wolniej zużywały się opony, dzięki temu mieli więcej możliwości strategicznych. Dodatkowo okazało się, iż Red Bull nie miał już przewagi na prostych nad Ferrari. Pytanie, czy chwilowo, czy silnik zespołu z Maranello na dobre dorównał japońskiej jednostce. Kiedy Leclercowi idzie wszystko po jego myśli (albo prawie) to jest na poziomie Verstappena i absolutnie może z nim jak równy z równym rywalizować, w co można było wątpić po ostatnich wyścigach.

Ferrari

Jednak w tym roku przy Ferrari musi się pojawić jakieś “ale”. Znów wygrali, ale pojawiła się kolejna awaria jednostki napędowej – już czwarta, a mamy dopiero połowę sezonu. Z tego silnika z pewnością nie da się już nic uratować. Carlos był już na limicie, więc jest bardzo prawdopodobne, iż we Francji wystartuje z końca stawki. Oczywiście to nie koniec świata i Red Bull też może podzielić ten los w kolejnych wyścigach. Jednak jeżeli już teraz obaj kierowcy w połowie sezonu muszą przyjąć kary z tego powodu, to z pewnością jeszcze raz lub dwa będą musieli startować z końca stawki

Gdyby nawet pomimo wszystkich wcześniejszych błędów Ferrari zdobyło dwa dublety w Wielkiej Brytanii i w Austrii, to w klasyfikacji konstruktorów i kierowców traciliby odpowiednio 35 i 22 punkty. Wtedy moglibyśmy mówić, iż Ferrari wróciło do gry. A tak to ciągle nie wiemy, czy to prawdziwy kontratak włoskiego zespołu czy raczej delikatna zadyszka zespołu z Milton Keynes.

Odwrócenie tendencji

Sezon 2022 nierzadko nas zaskakuje i możemy powiedzieć, iż pewne tendencje nam się odwróciły. Poza walką na czele, gdzie Ferrari delikatnie przyjęło prym, w dalszej części stawki również się pozmieniało. Mercedes już mocniej podgryza czołówkę. Odkąd podskakiwanie nie jest tak wielkim problemem dla zespołu z Brackley, to nawet na torze w Austrii poradzili sobie dobrze mimo, iż historycznie ten tor nie należy do ulubionych. W dodatku W13 lepiej spisuje się na torach z szybkimi zakrętami niż na torach “stop & go”, jakim jest Red Bull Ring. Mimo tego wywieźli z Austrii najwięcej punktów ze wszystkich. Gdyby nie wypadki w kwalifikacjach, byliby naprawdę blisko dwóch czołowych ekip. Dodatkowo warto zwrócić uwagę, iż to Hamilton spisuje się lepiej od Russella już trzeci weekend z rzędu. Spodziewam się, iż we Francji i na Hungaroringu to nie dwie, ale trzy ekipy będą walczyć o zwycięstwo.

Alpine ma nadal sporo awarii. Jednak można już powiedzieć, iż to wyraźna czwarta siła w stawce. Znów to oni górują nad Mclarenem i tylko dzięki podium Norrisa z Imoli zespół z Woking utrzymuje czwartą lokatę. Jednak niebieski bolid prezentuje się znacznie lepiej. W dodatku to chyba najbardziej pechowy zespół w tym roku, a szczególnie sam Fernando Alonso. Hiszpan w tym sezonie pokazuje się świetnie i z końca stawki mógłby przebić się nawet na 7. lokatę czwartym najszybszym bolidem, gdyby nie niedokręcone koło. Jednak widać moc zespołu i w sprzyjających okolicznościach mogą zdobyć jeszcze w tym roku kilka podiów.

“Mali” też walczą za Ferrari i Red Bullem

Haas też wrócił do gry. W dwa weekendy wyścigowe przeskoczyli z 9. na 7. lokatę w klasyfikacji konstruktorów. Pojechali świetne zawody, w końcu wykorzystali swoje szanse. Tego im brakowało w poprzednich Grand Prix, jednak tym razem wszystko zagrało. Mick po punktach na Silverstone jest wręcz zupełnie innym kierowcą. Jego walki z Hamiltonem podczas sprintu oraz głównego wyścigu i tempo robiły wrażenie na obserwatorach. Mimo, iż wszystkie zespoły poza Alpha Tauri miały mniejsze lub większe poprawki w ostatnich weekendach, to Haas ciągle jest w grze o niemałe punkty. Może i prawdą jest, że poprawki są przereklamowane?

Wiliams też z czerwonej latarni stał się zespołem, który liczy się w walce w dolnych rejonach środka stawki. Wersja B samochodu brytyjskiej stajni jest dużo szybsza. Albon w czystych kwalifikacjach zajął 12. miejsce, stracił ledwie kilka dziesiątych do Q3. Ten sezon być może nie jest jeszcze stracony dla Wiliamsa. Gdyby mieli dwóch Albonów za kierownicą, to walka o punkty, nawet podwójne, byłaby w sprzyjających okolicznościach możliwa. Jednak Latifi ciągle jeździ bardzo przeciętnie i trudno myśleć o lepszej pozycji na koniec sezonu przy tak dużej różnicy klasy kierowców. Jednak perspektywa na lepsze rezultaty zdecydowanie jest i kto wie, co wydarzy się dalej.

To jak z tą Hondą?

Honda oficjalnie odeszła, ale nieoficjalnie jej zaangażowanie w Formułę 1 wygląda bardzo podobne jak rok temu. Ciągle produkują silniki dla Red Bulla i Alpha Tauri i zajmują się ich obsługą. Dodatkowo nadal funkcjonuje partnerstwo technologiczne między zespołem z Milton Keynes a Hondą. Oczywiście to współpraca zakulisowa, jednak nawet na bolidzie mamy skrót “HRC”, oznaczający Honda Racing Corporation. Więc mimo, iż japońska firma odeszła, to ciągle są w F1 obecni, nawet poniekąd oficjalnie. Teraz widać, iż żałują tej decyzji i próbują w jakiś sposób to “odkręcić”.

Na Grand Prix Austrii pojawił się sam szef koncernu – Toshihiro Mibe i inni członkowie zarządu. Oficjalnie miała być to kurtuazyjna wizyta, jednak z pewnością za kulisami toczyły się rozmowy z Red Bullem o dalszej współpracy i powrocie. Jednak Honda ma dylemat. Nie chce sprzedać własności intelektualnej Red Bullowi, który mógłby się podzielić nią z Porsche, ale sami nie wiedzą, czy i jakie zaangażowanie mieć w Formule 1. Po cichu mówi się o małym powrocie Hondy w 2023 roku i powrocie ich logotypów. Naprawdę bardzo duży udział firmy, która oficjalnie “wycofała się” z F1. Zatem Red Bull prawdopodobnie będzie musiał wybrać- albo Honda, albo Porsche. Zatem podsumowując, na małym torze mieliśmy mały kontratak i rozmowy o małym powrocie. Pytanie, czy z tych rzeczy wyjdzie coś wielkiego.

foto: Red Bull Content Pool

Comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *